Filmy, których nigdy nie zobaczysz: fascynująca historia niedokończonych arcydzieł

 

W świecie kina istnieje fascynująca kategoria filmów, która rozpala wyobraźnię miłośników X muzy - filmy niedokończone. Są to projekty, które z różnych powodów nigdy nie ujrzały światła dziennego w swojej pełnej formie, ale mimo to wywarły znaczący wpływ na kulturę filmową. Przyjrzyjmy się bliżej niektórym z tych legendarnych, niezrealizowanych wizji.

"Napoleon" Stanleya Kubricka

Jednym z najbardziej znanych niedokończonych projektów w historii kina jest "Napoleon" Stanleya Kubricka. Reżyser, znany z perfekcjonizmu i dbałości o detale, planował stworzyć epicki film biograficzny o Napoleonie Bonaparte. Projekt rozpoczął się w 1967 roku, tuż po sukcesie "2001: Odysei kosmicznej". Kubrick poświęcił lata na badania, gromadząc ogromną ilość materiałów historycznych. Jego zespół zrobił ponad 15 000 zdjęć lokacji w Europie i stworzył szczegółową kartotekę dokumentującą niemal każdy dzień z życia Napoleona. Reżyser planował wykorzystać 40 000 statystów do odtworzenia słynnych bitew.

Scenariusz, liczący 148 stron, był gotowy w 1969 roku. Kubrick chciał, aby w rolę Napoleona wcielił się Jack Nicholson, a Józefinę miała zagrać Audrey Hepburn. Niestety, studio MGM wycofało się z finansowania projektu, uznając go za zbyt kosztowny i ryzykowny. Porażka kasowa filmu "Waterloo" (sic!) z 1970 roku, również opowiadającego o Napoleonie, ostatecznie przekreśliła szanse na realizację.

Wpływ "Napoleona" Kubricka jest widoczny w jego późniejszym filmie "Barry Lyndon" (1975), w którym wykorzystał część badań i technik planowanych dla "Napoleona". W 2011 roku reżyser Steven Spielberg ogłosił plany realizacji miniserialu na podstawie scenariusza Kubricka, jednak projekt ten również nie doszedł do skutku.

 

"Dune" Alejandro Jodorowsky'ego

Kultowa powieść science fiction Franka Herberta "Diuna" doczekała się kilku adaptacji, ale żadna z nich nie dorównuje wizjonerskiej koncepcji chilijskiego reżysera Alejandro Jodorowsky'ego z lat 70. Jodorowsky planował bowiemstworzyć 14-godzinny film, który miał być "psychodelicznym doświadczeniem" i "mesjańskim projektem" mającym na celu zmianę świadomości widzów. Do projektu zaangażował niezwykłą grupę artystów, w tym:

  • Salvadora Dalí jako Imperatora Galaktyki (z gażą 100 000 dolarów za godzinę)
  • Orsona Wellesa jako Barona Harkonnena
  • Micka Jaggera jako Feyd-Rautha
  • Pinka Floyd do stworzenia ścieżki dźwiękowej

Zespół artystyczny obejmował również H.R. Gigera (późniejszego twórcę "Obcego"), Jeana Girauda (Moebiusa) i Dana O'Bannona. Jodorowsky i jego syn Brontis spędzili dwa lata na intensywnych przygotowaniach fizycznych i psychicznych do filmu.

Projekt ostatecznie upadł z powodu braku finansowania. Szacowany budżet 15 milionów dolarów był zbyt wysoki dla studiów filmowych, szczególnie biorąc pod uwagę kontrowersyjną reputację Jodorowsky'ego. Mimo że film nigdy nie powstał, jego wpływ na kino science fiction jest nie do przecenienia. Wiele pomysłów i projektów koncepcyjnych znalazło swoje miejsce w innych filmach, takich jak "Obcy" czy "Blade Runner". Historia tego niezrealizowanego projektu została opowiedziana w fascynującym dokumencie "Jodorowsky's Dune" (2013).

 

"The Other Side of the Wind" Orsona Wellesa

Orson Welles, legendarny reżyser "Obywatela Kane'a", spędził ostatnie 15 lat swojego życia pracując nad swoim ostatnim filmem "The Other Side of the Wind". Projekt rozpoczął się w 1970 roku i trwał, z przerwami, aż do śmierci Wellesa w 1985 roku. Film miał być satyrą na Hollywood i nową falę w kinie, opowiadając historię starzejącego się reżysera (granego przez Johna Hustona) próbującego ukończyć swój ostatni film. Welles zastosował innowacyjną technikę, łącząc różne style filmowe i formaty, tworząc coś, co określał jako "kalejdoskopowy film w filmie".

Produkcja jednak napotykała ogromne problemy i finansowe, i prawne. Welles kręcił film kawałek po kawałku, często używając własnych pieniędzy. Po jego śmierci, prawa do filmu stały się przedmiotem sporów prawnych między różnymi stronami, w tym córką Wellesa, jego partnerką Oją Kodar i irańskim producentem. Po latach starań, w 2018 roku Netflix sfinansował ukończenie filmu na podstawie notatek i wskazówek pozostawionych przez Wellesa. "The Other Side of the Wind" miał premierę na festiwalu w Wenecji w 2018 roku, 48 lat po rozpoczęciu produkcji. Choć nie jest to dokładnie film, który Welles zamierzał stworzyć, stanowi fascynujący wgląd w wizję jednego z największych reżyserów w historii kina.

 

"Ronnie Rocket" Davida Lyncha

Po sukcesie swojego debiutu "Głowa do wycierania" (1977), David Lynch planował zrealizować surrealistyczny film noir zatytułowany "Ronnie Rocket". Projekt ten miał być opowieścią o karle z problemami z elektrycznością, który zostaje wykorzystany jako ludzka bateria. Lynch pracował nad scenariuszem w latach 1976-1980, ale nigdy nie udało mu się zdobyć finansowania. Studio uważało projekt za zbyt dziwny i ryzykowny. Zamiast tego, Lynch nakręcił "Człowieka słonia" (1980), który odniósł sukces krytyczny i komercyjny.

 

Choć "Ronnie Rocket" nigdy nie został zrealizowany, wiele elementów z tego projektu znalazło swoje miejsce w późniejszych filmach Lyncha. Surrealistyczna estetyka i zainteresowanie elektrycznością są widoczne w "Twin Peaks" i "Inland Empire". Sam Lynch wielokrotnie wyrażał chęć powrotu do tego projektu, ale jak dotąd pozostaje on jednym z najbardziej intrygujących "co by było, gdyby" w historii kina.

"Megalopolis" Francisa Forda Coppoli

Francis Ford Coppola, reżyser "Ojca chrzestnego" i "Apocalypse Now", od dziesięcioleci marzył o realizacji swojego opus magnum - "Megalopolis". Film miał być epicką opowieścią o architekcie próbującym zbudować utopijne miasto w Nowym Jorku po wielkiej katastrofie.

Coppola rozpoczął prace nad projektem w latach 80., ale dopiero na początku XXI wieku wydawało się, że film zostanie zrealizowany. W 2001 roku reżyser rozpoczął zdjęcia próbne z gwiazdorską obsadą, w tym Russelem Crowe'em i Robertem De Niro. Niestety, ataki z 11 września 2001 roku sprawiły, że projekt stał się zbyt kontrowersyjny i kosztowny. Coppola zawiesił produkcję, ale nigdy nie porzucił marzenia o realizacji "Megalopolis".

W 2019 roku Coppola ogłosił, że wraca do projektu i planuje zainwestować własne pieniądze w jego realizację. Mimo wielu przeciwności, w tym pandemii COVID-19, zdjęcia do filmu rozpoczęły się w listopadzie 2022 roku z udziałem takich gwiazd jak Adam Driver, Forest Whitaker i Nathalie Emmanuel.

 

Wpływ niedokończonych filmów na kulturę filmową

Niedokończone projekty często stają się legendami, obrastając w mity i spekulacje. Fani tworzą teorie na temat tego, jak mogłyby wyglądać, gdyby zostały ukończone. Niektóre z nich, jak "Dune" Jodorowsky'ego, inspirują dokumenty i książki analizujące proces twórczy i wpływ tych niezrealizowanych wizji. Co więcej, wiele elementów z tych projektów znajduje swoje miejsce w innych filmach. Pomysły, projekty koncepcyjne czy techniki filmowe opracowane dla niedokończonych filmów często są adoptowane przez innych twórców, wpływając na ewolucję języka filmowego.

Niedokończone arcydzieła przypominają nam również o kruchości procesu twórczego w kinie. Pokazują, jak wiele czynników - od finansów, przez politykę studiów, po osobiste tragedie - może wpłynąć na realizację filmu. Jednocześnie są dowodem na niezłomność wizji artystycznej, która potrafi przetrwać dekady i inspirować kolejne pokolenia.

W świecie, gdzie każdy aspekt produkcji filmowej wydaje się być skrupulatnie zaplanowany i zrealizowany, te niedokończone projekty stanowią fascynujący kontrast. Są  świadectwem ambicji, kreatywności i nieustępliwości wielkich twórców kina, nawet w obliczu przeciwności losu. Choć nigdy nie zobaczymy ich na ekranie w zamierzonej formie, te niedokończone arcydzieła na zawsze pozostaną ważną częścią historii i kultury filmowej.


Bill Skarsgård - król horrorów

Bill Skarsgård, szwedzki aktor znany z roli przerażającego klauna Pennywise'a w filmach "To", coraz mocniej zaznacza swoją pozycję w gatunku.

Niedawno do sieci trafił nowy klip z nadchodzącego filmu "Kruk", w którym Skarsgård wciela się w rolę Erica Dravena. Scena przedstawia brutalne starcie bohatera z przeciwnikami na schodach opery. Widać w niej charakterystyczny dla aktora fizyczny styl gry, który Stephen King określił kiedyś jako "bardzo fizyczny i baletowy".

"Kruk" to nowa interpretacja kultowego komiksu Jamesa O'Barra z 1989 roku. Film opowiada historię Erica Dravena, który zostaje wskrzeszony przez tajemniczą siłę znaną jako "Kruk", by pomścić swoją śmierć i morderstwo narzeczonej. Klip z filmu pokazuje, że możemy spodziewać się brutalnych, krwawych scen, ale też dramatycznych momentów godnych operowego otoczenia.

To nie jedyny projekt grozy, w którym zobaczymy Skarsgårda w najbliższym czasie. Jeszcze w tym roku ma pojawić się w remake'u klasycznego "Nosferatu", gdzie zagra samego hrabiego Orloka. Reżyser Robert Eggers jest pod ogromnym wrażeniem transformacji aktora, twierdząc nawet, że widzowie mogą go nie rozpoznać w tej roli. Eggers powiedział:

Pracował z trenerem operowym, aby obniżyć swój głos o oktawę. Myślę, że ludzie będą sądzić, że zmieniliśmy to w postprodukcji, ale to wyłącznie jesgo występ i zaangażowanie.

Transformacja to modus operandi aktora. Warto przypomnieć, że to właśnie rola Pennywise'a w "To" przyniosła Skarsgårdowi prawdziwy rozgłos. Jego interpretacja przerażającego klauna spotkała się z uznaniem nie tylko widzów, ale i samego Stephena Kinga. Autor bestsellerowej powieści chwalił fizyczność i balans w grze aktora. W materiale zza kulis "To: Rozdział 2", King podkreślał, jak ciężko Skarsgård pracuje nad swoją rolą.

50 twarzy Skarsgårda

Horrorowa filmografia Skarsgårda jest imponująca i wciąż się rozrasta. Oto przegląd jego najważniejszych ról w tym gatunku:

  1. "Hemlock Grove" (2013-2015) - serial Netflix, w którym Skarsgård wcielił się w Romana Godfrey'a, tajemniczego dziedzica potężnej rodziny w miasteczku pełnym mrocznych sekretów.
  2. "To" (2017) i "To: Rozdział 2" (2019) - przełomowa rola Pennywise'a, przerażającego klauna terroryzującego mieszkańców miasteczka Derry.
  3. "Assassination Nation" (2018) - czarna komedia z elementami horroru, w której Skarsgård zagrał Marka, chłopaka jednej z głównych bohaterek.
  4. "Villains" (2019) - czarna komedia z elementami horroru, gdzie Skarsgård wciela się w rolę Mickey'a, złodzieja, który wraz z dziewczyną trafia do domu pełnego mrocznych tajemnic.
  5. "Castle Rock" (2018-2019) - serial inspirowany twórczością Stephena Kinga, w którym Skarsgård gra tajemniczą postać znaną jako "The Kid".
  6. "Barbarian" (2022) - thriller z elementami horroru, gdzie Skarsgård gra Keitha, jednego z głównych bohaterów.
  7. "Kruk" (2024) - nadchodząca reinterpretacja kultowego komiksu i filmu z lat 90.
  8. "Nosferatu" (2024) - remake klasycznego horroru, w którym Skarsgård wciela się w rolę hrabiego Orloka.

Skarsgård zdaje się być stworzony do ról w horrorach. Jego umiejętność fizycznej transformacji i oddania nieludzkich, przerażających cech postaci sprawia, że z każdym kolejnym projektem umacnia swoją pozycję jako nowy "król kinowych dziwaków".

Czy "Kruk" i "Nosferatu" powtórzą sukces "To"? Tego dowiemy się już wkrótce. "Kruk" ma trafić do kin 23 sierpnia 2024 roku i obiecuje być jeszcze mroczniejszy i bardziej brutalny niż wersja z 1994 roku. Jedno jest pewne - na ekranie zobaczymy Billa Skarsgårda w pełnej krasie jego aktorskiego talentu. A to zawsze jest gwarancją dreszczu emocji!


Najciekawsze nowe zwiastuny

W kolejnych miesiącach 2024 roku z pewnością będzie co oglądać. Sprawdźcie zestawienie najciekawszych zwiastunów, jakie pojawiły się w ostatnim czasie.

Godzina ciszy

Staroszkolne kino akcji z twistem. Bostoński detektyw Frank Shaw (Joel Kinnaman) powraca do służby po wypadku, w wyniku którego doznał trwałej utraty słuchu. Pracując teraz jako tłumacz języka migowego trafia na sprawę, w której świadkiem jest głuchoniema kobieta (Sandra Mae Frank). Szybko okazuje się, że za przestępstwem stoi grupa skorumpowanych policjantów, którzy zrobią wszystko, aby wyeliminować każdego, kto może zagrozić ich interesom. Za kamerą nadchodzącego filmu stanął Brad Anderson, najlepiej znany z obchodzącego w tym roku swoje 20-lecie „Mechanika”, do którego Christian Bale schudł kilkadziesiąt kilogramów.

Śnieżka

Nowy aktorski film Disneya oparty na klasycznej animacji z 1937 roku. W tytułowej roli występuje Rachel Zegler, natomiast w zazdrosną królową wciela się Gal Gadot. Za scenariusz odpowiadają Greta Gerwig i Erin Wilson, a reżyserii podjął się Marc Webb. Produkcja ma zadebiutować w marcu 2025 roku, ale już od jakiegoś czasu wzbudza szereg kontrowersji. Poszło m.in. o zbyt ciemną karnację mającej polskie i kolumbijskie korzenie Rachel Zegler, która nie spodobała się części internautów. Ze sprzeciwem spotkały się też zapowiadane zmiany fabularne, a zwłaszcza to, że tym razem Śnieżka ma być postacią znacznie bardziej niezależną. Taką, która wcale nie marzy o wielkiej miłości ani ratunku ze strony  księcia.

Greedy People

Komedia kryminalna z akcją osadzoną w małym nadmorskim miasteczku. Dwóch lokalnych policjantów odpowiada na rutynowe zgłoszenie, które zmienia się w miejsce zbrodni z dużą gotówką w tle. Decydując się na przywłaszczenie pieniędzy uruchamiają lawinę chaosu, która wywraca do góry nogami poukładane życie mieszkańców. W rolach głównych występują Joseph Gordon-Levitt oraz Himesh Patel. Partnerują im m.in. Lily James, Tim Blake Nelson, Simon Rex oraz Traci Lords. Za reżyserię odpowiada Potsy Ponciroli.

Saturday Night Live

Saturday Night Live nigdy nie miał szans obrosnąć w Polsce takim kultem, jak za oceanem, ale fani komedii doskonale wiedzą, że to właśnie z tego programu wywodzą się prawdziwe tuzy gatunku. Nakręcenia filmu o początkach SNL podjął się Jason Reitman, a w obsadzie znaleźli się m.in. Dylan O’Brien, który wcieli się w Dana Aykroyda, Matt Wood odgrywający Johna Belushiego czy Cory Michael Smith w roli Chevy’ego Chase’a. Film powstał na bazie serii wywiadów z członkami obsady i ekipy pracującymi przy programie, który powstał w1975 roku, czyli niemal pół wieku temu.

Beetlejuice Beetlejuice

Nowy zwiastun kontynuacji kultowego „Soku z żuka” z 1988 roku, który skradł serca widzów surrealistyczną, a zarazem niezwykle oryginalną mieszanką grozy i humoru. Jakość kontynuacji ma zagwarantować powrót reżysera Tima Burtona oraz wcielających się w główne role Winony Ryder i Michaela Keatona. Na ekranie pojawią się też m.in. Justin Theroux, Monica Bellucci, Catherine O’Hara, Willem Dafoe, Danny DeVito i Jenna Ortega – gwiazda serialu „Wednesday”.

Mufasa: Król lew

Kontynuacja „Króla Lwa” z 2019 r., czyli nowej wersji jednej z najpopularniejszych animacji lat dziewięćdziesiątych. Tym razem poznamy losy ojca Simby, który próbując przekonać potomka do pójścia w królewskie ślady opowie mu historię swojego życia. Widzowie zobaczą na ekranie zarówno trudne początki Mufasy jako osieroconego lwiątka, jak i jego drogę do objęcia tronu Lwiej Ziemi. „Mufasa: Król Lew” pogłębi popularne uniwersum i doda nowe warstwy do już znanej historii, co powinno przyciągnąć zarówno fanów oryginalnego filmu, jak i nowych widzów. Na stołku reżysera zasiadł tym razem Barry Jenkins, który zdobył Oscara za „Moonlight”, a za scenariusz ponownie odpowiada Jeff Nathanson.

Kraven Łowca

Nowy trailer nadchodzącego filmu o jednym z najsłynniejszych złoczyńców Marvela, który nie miał jeszcze okazji załapać się na swoje kinowe 5 minut. Aaron Taylor-Johnson wciela się w mężczyznę, którego skomplikowana relacja z bezwzględnym ojcem (Russell Crowe), prowadzi na ścieżkę krwawej zemsty. Przedsmak tego, jak bardzo krwawej daje nie tylko zwiastun, ale też nadana filmowi kategoria wiekowa R. Film reżyserowany przez J.C. Chandora miał pierwotnie zadebiutować już w październiku 2023, ale jego premierę kilkukrotnie przekładano. Miało to być podyktowane chęcią dopracowania produkcji, która ma trafić do kina 13 grudnia. Za projekt odpowiada Sony Pictures, więc nie jest on związany z Marvel Cinematic Universe.


„Deadpool i Wolverine” z miliardem w box office

Prognozy były optymistyczne, ale w obliczu wielu zaskakujących klap finansowych nacechowane też pewną dozą rezerwy. Jak się okazało niesłusznie, bo niepokorny duet superbohaterów osiągnął w kinach spektakularny sukces finansowy.

Film będący jednym z najbardziej oczekiwanych crossoverów w historii połączył dwóch ulubieńców fanów: pyskatego Deadpoola (granego przez Ryana Reynoldsa) i dzikiego Wolverine’a (powracający do roli Hugh Jackman). Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Ich wspólne przygody przyciągnęły do kina ogromne zastępy widzów i szybko przekroczyły granicę miliarda dolarów w globalnym box office. Warto zauważyć, że chociaż dwie poprzednie części Deadpoola radziły sobie w kinach znakomicie, to żadnej z nich nie udało osiągnąć tak wysokiego wyniku.

Obecnie „Deadpool i Wolverine” jest drugim najbardziej dochodowym filmem 2024, ustępując jedynie „W głowie się nie mieści 2”, które zarobiło na całym świecie już ponad 1,5 miliarda dolarów. Trzecią pozycję okupują Minionki, których czwarta część („Gru i Minionki: Pod przykrywką”) przyniosła do tej pory wpływy w wysokości ponad 800 mln dolarów.

Przekroczenie bariery miliarda dolarów nie oznacza końca walki Deadpoola i Wolverine’a.  Wszystko jednak wskazuje na to, że również z kolejnego starcia wyjdą zwycięsko. Produkcja zbliża się bowiem do prześcignięcia „Jokera” i stania się najbardziej kasowym filmem z kategorią R w historii. Tytuł z 2019 r. w reżyserii Todda Phillipsa, z Joaquinem Phoenixem w roli głównej zarobił w globalnym box office ok. 1 078 mld dolarów.

Po „Loganie” Hugh Jackman postawił sprawę jasno – nigdy więcej nie wcieli się w Wolverine’a. Decyzja spotkała się z pozytywnym odbiorem fanów, którzy byli zgodni co do tego, że doceniony także przez krytyków film z 2017 stanowi idealne domknięcie historii najpopularniejszego mutanta Marvela. Podobno Jackmana skłoniła do powrotu wizja współpracy z Ryanem Reynoldsem, z którym prywatnie od wielu lat się przyjaźni. Aktor wyraził też radość z możliwości przedstawienia postaci „Wolverine’a” w zupełnie innym, bardziej komediowym kontekście, jaki oferuje świat Deadpoola.


Niezapomniane duety, wierne kolaboracje

Krzyżowanie się talentów i osobowości to w świecie filmu norma. Prawdziwie twórcze partnerstwa, które raz za razem odmieniają oblicze kina to jednak rzadkość. Oto kilka z tych niezwykłych kolaboracji.

Martin Scorsese i Robert De Niro

Trwająca już pół wieku współpraca Martina Scorsese i Roberta De Niro jest bez wątpienia jedną z najbardziej ikonicznych relacji w historii kina. Ich drogi po raz pierwszy skrzyżowały się na planie „Ulic Nędzy” z 1973 i już wtedy można było zaobserwować efekty niesamowitej chemii na linii aktor – reżyser. De Niro nie tylko doskonale rozumiał wnikliwe podejście Scorsese do postaci i narracji, ale potrafił też wnieść głębię i autentyczność do każdej z powierzanych mu ról.  Duet nakręcił wspólnie 10 ponadczasowych filmów: „Ulice Nędzy”, „Taksówkarz”, „New York, New York”, „Wściekły byk”, „Przylądek strachu”, „Król komedii, „Chłopcy z Ferajny”, „Kasyno”, „Irlandczyk” oraz „Czas Krwawego Księżyca”.

John Ford i John Wayne

Jedna z najbardziej legendarnych kolaboracji w historii zaowocowała 14 filmami, które stały się klasykami kina, szczególnie w gatunku westernu. Ich pierwszy wspólny film, „Dyliżans” z 1939 roku zdobył dwa Oscary i uczynił z Johna Wayne’a gwiazdę pierwszego formatu. Połączenie wizjonerskiej wirtuozerii Forda jako reżysera i ekranowej charyzmy Wayne’a stworzyły mieszankę, obok której nie dało się przejść obojętnie. Za szczytowe osiągnięcie duetu uznaje się „Poszukiwaczy” z 1956 roku. Poruszający trudne tematy rasizmu, zemsty i moralnych dylematów film znacznie odstawał od królujących wówczas heroicznych standardów. Chociaż „Poszukiwacze” nie spotkali się z powszechnym uznaniem w momencie premiery, to dziś uznawani są za arcydzieło gatunku, mające ogromny wpływ na późniejszych twórców, takich jak np. Martin Scorsese, Steven Spielberg czy George Lucas.

Sam Raimi i Bruce Campbell

Przyjaźń Sama Raimi i Bruce’a Cambella sięga czasów licealnych i wspólnych amatorskich projektów kręconych w latach 70-tych przy użyciu kamery Super 8. Ich przełomem była oczywiście legendarna seria „Evil Dead”, która do dziś darzona jest przez fanów horrorów niesłabnącą sympatią. W kolejnych latach ścieżki obu twórców wielokrotnie się krzyżowały, a Campbell bardzo często pojawiał się w filmach i serialach reżyserowanych lub produkowanych przez swojego długoletniego przyjaciela. Znany jest też z licznych występów cameo w takich tytułach Raimiego, jak trylogia „Spider-Man” czy „Doktor Strange w multiwersum obłędu”. Nie bez powodu wśród fanów twórczości reżysera od lat dobrze znany jest fakt, że dodanie Bruce’a Campbella do czegoś automatycznie czyni to lepszym.

Tim Burton i Johnny Depp

Współpraca tego jednego z najbardziej znanych duetów reżyser-aktor rozpoczęła się w 1990 roku na planie „Edwarda Nożycorękiego”. Szybko okazało się, że nie będzie to jednorazowa akcja, ponieważ wcielający się w tytułowego bohatera Depp w mig wyczuł artystyczną wizję i groteskową estetykę Burtona. Jego niezwykła charyzma i aktorska wszechstronność okazała się sekretnym składnikiem, który zaowocował wieloma ikonicznymi kreacjami, takimi jak Ichabod Crane w „Jeźdźcu bez głowy”, Willy Wonka w „Charlie i fabryka czekolady” (2005), Sweeney Todd w „Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street” (2007) czy Szalony Kapelusznik w „Alicji w Krainie Czarów” (2010).
Ich ostatni wspólny projekt to „Mroczne cienie” z 2012 roku, ale nie zdziwilibyśmy się, gdyby ścieżki obu artystów jeszcze się skrzyżowały. Tym bardziej, że niedawno, podczas Festiwalu Filmowego Tribeca, premierę miała pierwsza część poświęconego Burtonowi dokumentu, w którym swoimi doświadczeniami ze współpracy z reżyserem podzielił się m.in. Johnny Depp.

Quentin Tarantino i Samuel L. Jackson

Współpraca Quentina Tarantino i Samuela L. Jacksona to bez wątpienia doskonały przykład niesamowitej synergii, która ukształtowała współczesne kino. Aktor bez powodzenia starał się o rolę we „Wściekłych Psach”, ale na szczęście na kolejne spotkanie nie musiał czekać długo. Ich pierwszy wspólny projekt w postaci „Pulp Fiction” z 1994 roku przyniósł Jacksonowi zasłużoną sławę, a odgrywana przez niego postać Julesa na stałe wpisała się do kanonu najbardziej magnetyzujących filmowych kreacji. Stało się jasne, że Tarantino doskonale rozumie wyjątkowy talent Jacksona do wydobywania z dialogów wszystkiego, co najlepsze. Dało to początek wieloletniej współpracy, która zaowocowała takimi filmami, jak „Jackie Brown”, „Kill Bill vol. 2”, „Django” czy „Nienawistna Ósemka”.


Czas Apokalipsy wraca do kin

W tym roku "Czas Apokalipsy" skończył 45 lat. To doskonała okazja do ponownego obejrzenia arcydzieła Francisa Forda Coppoli. I to nie w zaciszu własnego domu, ale na wielkim kinowym ekranie. 

Kinową premierę „Czasu Apokalipsy” zaplanowano na 23 sierpnia i będzie to wersja reżyserska, znana też jako „Apocalypse Now: Final Cut”. Polscy widzowie będą mieli zatem okazję zobaczyć doskonale odrestaurowany film, który zadebiutował w takiej postaci w 2019 r. na Tribeca Film Festival.

Na przestrzeni lat „Czas Apokalipsy” doczekał się kilku wersji, ale sam Coppola uważa, że to właśnie „Final Cut” najpełniej oddaje jego artystyczną wizję i jest idealnym kompromisem między długością wersji kinowej z 1979 roku a obszernością wersji „Redux” z 2001 roku. Film trwa 183 minuty i zawiera wiele scen, które zostały usunięte z oryginalnego, liczącego 147 minut  obrazu, ale jest też bardziej zwarty i spójny niż trwająca 202 minuty wersja „Redux”.

Scenariusz „Czasu Apokalipsy” jest luźno oparty na „Jądrze ciemności” Josepha Conrada. Coppola opowiedział historię kapitana Willarda (Martin Sheen) i szalonego pułkownika Kurtza (Marlon Brando), kreując psychodeliczny obraz wojny w Wietnamie. Obraz zapisał się w historii nie tylko dzięki swoim niepodważalnym walorom artystycznym, ale za sprawą produkcyjnego piekła, przez które musiał przejść zanim trafił na ekrany.

Dosyć łagodnym jest stwierdzenie, że „Czas Apokalipsy” miał skomplikowaną i burzliwą produkcję. W jej trakcie Coppola był pod ogromną presją, zarówno finansową, jak i artystyczną, co odbiło się na jego zdrowiu psychicznym i fizycznym. Film miał być nagrany w 6 tygodni, ale finalnie zdjęcia zajęły aż 16 miesięcy, na co wpływ miał m.in. tajfun, który zmiótł z powierzchni ziemi większość scenografii. Budżet produkcji zwiększył się o kilka milionów dolarów, które Coppola wyłożył z własnej kieszeni (w tym celu zastawił swój dom i winnicę). Ostatecznie powstało ponad 200 godzin nagrania, które reżyser edytował prawie 3 lata.

„Czas Apokalipsy” zadebiutował na festiwalu w Cannes w 1979 r., gdzie został uznany za najlepszy film (dzieląc ten tytuł z „Blaszanym bębenkiem” Volkera Schlöndorffa). Pomimo nominacji w ośmiu kategoriach nie udało mu się jednak zawładnąć oscarową galą, podczas której nagrodzono go jedynie za zdjęcia i dźwięk. Nie zmienia to faktu, że „Czas Apokalipsy” jest powszechnie uznawany za arcydzieło kina ze względu na swoją głęboką, wielowarstwową narrację, mistrzowską reżyserię Francisa Forda Coppoli oraz niezapomniane kreacje aktorskie. Film przekracza granice tradycyjnego kina wojennego, oferując intensywną refleksję nad naturą ludzkiej psychiki i okrucieństwem wojny.


Sierpień w kinach

Połowa wakacji za nami, ale filmowe premiery nie zwalniają. Na co warto wybrać się do kina w sierpniu? Oto zestawienie najciekawszych tytułów miesiąca.

Love Lies Bleeding

Nietypowa historia miłosna ze sztangami i ejtisową nostalgią w tle. Kristen Stewart wciela się w samotną menadżerkę siłowni, która zakochuje się w Jackie, ambitnej, zdeterminowanej do osiągnięcia perfekcji w swojej dyscyplinie kulturystce (Katy O’Brian). Ich rodzące się uczucie zostaje skonfrontowane z brutalną rzeczywistością i lokalnym światem przestępczym. W filmie zobaczymy też m.in. Eda Harrisa i Dave’a Franco, a za reżyserię odpowiada Rose Glass, o której zrobiło się głośno za sprawą psychologicznego horroru Saint Maud. „Love Lies Bleeding” dociera do Polski ze sporym opóźnieniem, ponieważ jego światowa premiera miała miejsce w styczniu tego roku. Od tego czasu produkcja zgromadziła całe mnóstwo pozytywnych recenzji od krytyków i widzów.

Premiera: 2 sierpnia

Pułapka

M. Night Shyamalan przyzwyczaił nas do tego, że jest reżyserem nierównym, ale także niezwykle oryginalnym, doskonale czującym filmowy suspens. Z pewnością nie zabraknie go w najnowszej produkcji, która zapowiadana jest jako potencjalny hit lata. A to za sprawą ogromnej popularności zwiastunów, które wyświetlono już ponad 40 milionów razy. Widzimy w nich ojca i nastoletnią córkę uczestniczących w koncercie, który okazuje się pułapką zastawioną na seryjnego mordercę. Sedno w tym, że owym mordercą jest właśnie ojciec, w którego wciela się Josh Hartnett. To z pewnością tylko jedna z niespodzianek, jakie przygotował dla widzów Shyamalan.

Premiera: 2 sierpnia

Motocykliści

Wyreżyserowani przez Jeffa Nicholsa „Motocykliści” zadebiutowali niemal rok temu na festiwalu filmowym w Telluride, ale aż do teraz przyszło im czekać na szeroką dystrybucję. Akcja filmu toczy się w latach 60. XX wieku i skupia się na życiu członków fikcyjnej grupy motocyklowej o nazwie Vandals, działającej w regionie Midwest w USA. Historia opowiada o przemianach społecznych, osobistych dramatach oraz dynamicznych relacjach pomiędzy członkami klubu. W głównych rolach wystąpili Tom Hardy, Austin Butler i Jodie Comer. Film bazuje na książce Danny’ego Lyona z 1968 roku o tym samym tytule.

Premiera: 9 sierpnia

Obcy: Romulus

Wyczekiwany powrót do legendarnego uniwersum, które w ostatnich latach rozmieniło się nieco na drobne. Fani liczą, że napływ świeżej krwi w postaci reżysera Fede Alvareza i młodej obsady przywróci serię na właściwe tory. Akcja nadchodzącej produkcji ma rozgrywać się pomiędzy dwoma pierwszymi filmami i przedstawiać losy grupy młodych kosmicznych kolonizatorów, którzy stają w obliczu niebezpieczeństwa ze strony ksenomorfów. W obsadzie nie znajdziemy żadnych hollywoodzkich weteranów. Postawiono na wschodzące gwiazdy, m.in. Cailee Spaeny, Isabela Merced, Archie Renaux, Spike Fearn i David Jonsson.

Premiera: 15 sierpnia

Kruk

Nowa odsłona kultowego filmu z 1994 roku, który obrósł legendą nie tylko za sprawą doskonale wykreowanej mrocznej atmosfery, ale przede wszystkim z powodu tragicznej śmierci wcielającego się w główną rolę Brandona Lee. Aktor zginął na planie w wyniku postrzału z broni, która została załadowana prawdziwymi nabojami, a film dokończono bez jego udziału. W nowej wersji w rolę Erica Dravena wcielił się Bill Skarsgård, a reżyserią zajął się Rupert Sanders. Na ekranie zobaczymy też m.in. FKA Twigs i Danny’ego Hustona.

Premiera: 23 sierpnia

Mrugnij dwa razy

Thriller zaplanowany na drugą połowę sierpnia to debiut reżyserski Zoe Kravitz, która jest też współautorką scenariusza. Film opowiada o kelnerce, która podczas przyjęcia charytatywnego nawiązuje relację ze znanym milionerem z branży technologicznej. Nowy znajomy zaprasza ją na swoją prywatną wyspę, gdzie trafia też grupa jego znajomych. To, co z początku wydaje się spełnieniem marzeń szybko przeradza się w serię coraz dziwniejszych wydarzeń. W roli głównej występuje Naomi Ackie, której partneruje Channing Tatum. Na ekranie zobaczymy też takich aktorów, jak Christian Slater, Simon Rex, Adria Arjona czy Kyle Maclachlan.

Premiera: 23 sierpnia


Jak Hollywood radzi sobie z globalnym ociepleniem? Eko-trendy w najnowszych produkcjach

Fabryka snów od zawsze miała moc kształtowania opinii publicznej. Dziś, w obliczu kryzysu klimatycznego, Hollywood bierze na siebie nową odpowiedzialność - edukowanie i inspirowanie do działania na rzecz naszej planety. Jak wielkie wytwórnie i gwiazdy kina radzą sobie z tym wyzwaniem? Przyjrzyjmy się najnowszym trendom ekologicznym w świecie filmu.

Jeszcze niedawno filmy o zmianach klimatycznych ograniczały się głównie do apokaliptycznych wizji przyszłości. Wystarczy przypomnieć sobie „Pojutrze” Rolanda Emmericha z 2004 roku, gdzie nagła zmiana klimatu zamraża pół świata. Dziś jednak Hollywood odchodzi od straszenia widzów na rzecz inspirowania do działania.

Doskonałym przykładem tej zmiany jest oscarowy „Don’t Look Up” Adama McKaya. Ta gorzka satyra, mimo katastroficznej fabuły, w istocie jest wezwaniem do działania i krytyką bierności wobec zagrożeń klimatycznych. Z kolei „Interstellar” Christophera Nolana, choć przedstawia ponurą wizję przyszłości Ziemi, jednocześnie podkreśla siłę ludzkiej determinacji i naukowego podejścia do problemów.

Coraz częściej na ekranach pojawiają się też filmy dokumentalne, które nie tylko alarmują o stanie planety, ale też pokazują konkretne rozwiązania. „Przed potopem” z Leonardo DiCaprio czy „Punkt krytyczny: Energia odnawialna” to produkcje, które edukują i motywują do zmiany codziennych nawyków.

Zielony plan filmowy

Hollywood nie ogranicza się jednak do samych treści filmów. Coraz więcej uwagi poświęca się ekologii na planach filmowych. Giganci branży, tacy jak Warner Bros. czy Disney, wprowadzają kompleksowe programy redukcji śladu węglowego swoich produkcji.

Na czym to polega? To między innymi rezygnacja z plastiku jednorazowego użytku, wykorzystanie energii odnawialnej do zasilania sprzętu filmowego czy recykling i upcykling dekoracji i kostiumów. Przykładowo, na planie „Aquamana” wprowadzono zakaz używania plastikowych butelek, co pozwoliło zaoszczędzić ponad 30 000 z nich. Oczywiście nie zmienia to sytuacji, w których ekipy filmowe latają po całym świecie na różne plany zdjęciowe, szczególnie, kiedy w innych krajach dzień zdjęciowy jest o wiele tańszy niż w Stanach, ale miejmy nadzieję, że i to zacznie się w końcu zmieniać.

Gwiazdy w zielonej roli

Hollywoodzkie gwiazdy coraz częściej wykorzystują swoją popularność do promowania ekologicznych postaw. Leonardo DiCaprio, znany ze swojego zaangażowania w ochronę środowiska, nie tylko produkuje filmy o tematyce ekologicznej, ale także prowadzi fundację wspierającą inicjatywy na rzecz ochrony klimatu.

Mark Ruffalo, znany szerokiej publiczności jako Hulk z filmów Marvela, aktywnie angażuje się w walkę z frackingiem, czyli szczelinowaniem hydraulicznym. Aktor nie tylko występuje w filmach poruszających ten temat, ale też bierze udział w protestach i kampaniach społecznych.

Emma Watson, gwiazda serii o Harrym Potterze, poszła o krok dalej i stworzyła własną linię ekologicznej odzieży. Aktorka regularnie promuje zrównoważoną modę i daje narzędzie (goodonyou.eco) do sprawdzania, czy marki, które wybieramy są prawdziwie sustainable, pokazując, że dbałość o planetę może iść w parze ze stylem. To szczególnie ważny temat w kontekście zalewu rynków (i wysypisk śmieci) plastikowymi ubraniami z Temu, Shein, etc, które w takich ilościach trafiają obecnie do tzw. lumpeksów, że nawet próbując być eko i kupując już używane elementy garderoby, natrafiamy wyłącznie na tony poliestru.

Festiwale filmowe na zielono

Ekologia wkracza także na czerwone dywany festiwali filmowych. Cannes, Berlinale czy Sundance wprowadzają coraz więcej proekologicznych rozwiązań. Od rezygnacji z plastikowych butelek, przez promowanie elektrycznych środków transportu, aż po specjalne kategorie nagród dla filmów poruszających tematykę ekologiczną.

Szczególnie wyróżnia się tu Sundance Film Festival, który od lat organizuje specjalny program „New Climate”, prezentujący filmy o tematyce ekologicznej. To nie tylko sposób na zwrócenie uwagi na problem zmian klimatycznych, ale też platforma dla młodych twórców, którzy chcą opowiadać o tym ważnym temacie.

Wyzwania i przyszłość

Mimo tych wszystkich inicjatyw, Hollywood wciąż stoi przed wieloma wyzwaniami. Produkcja filmowa, zwłaszcza wysokobudżetowych blockbusterów, nadal generuje ogromny ślad węglowy. Podróże ekip filmowych, energochłonne efekty specjalne czy masowa dystrybucja to obszary, które wymagają dalszych innowacji i zmian.

Jednak kierunek zmian jest jasny – branża filmowa coraz bardziej angażuje się w walkę ze zmianami klimatycznymi. Czy to poprzez treść filmów, praktyki na planach filmowych, czy działania poza kamerą, Hollywood stara się wykorzystać swoją siłę oddziaływania do kształtowania proekologicznych postaw.

Przyszłość kina w kontekście globalnego ocieplenia rysuje się jako skomplikowane wyzwanie. Możemy spodziewać się jeszcze większej liczby filmów poruszających tematykę ekologiczną, ale też coraz bardziej innowacyjnych rozwiązań w samym procesie produkcji. Kto wie, może niedługo zobaczymy pierwszy całkowicie neutralny węglowo blockbuster?


Universal Pictures pod ostrzałem krytyki za użycie AI

Kontynuacje "Szczęk" doczekały się remasteryzacji do 4K przy użyciu AI i nie wygląda to dobrze.

Kultowe „Szczęki” Stevena Spielberga to film, który prawie każdy kinoman darzy szczerym uwielbieniem. Jedyne, co od lat słyszymy w kwestii narzekań, to „rekin wygląda nierealnie”. Cóż, biorąc pod uwagę ówczesny budżet i fakt, że mówimy o mechanicznym rekinie z 1975 roku, efekt nadal robi wrażenie. Ale rekiny z kolejnych trzech części? Lepiej o nich nie wspominać.

Oryginalne „Szczęki” doczekały się jednej z najlepszych remasteryzacji 4K spośród filmów z lat 70., podczas gdy wydanie „Szczęk 2” było… poprawne. Nie spektakularne, ale przyzwoite. Niestety, wygląda na to, że trzecia i czwarta część serii czeka jeszcze gorszy los. Dlaczego? Universal Pictures zdecydowało się na wykorzystanie sztucznej inteligencji do poprawy jakości nadchodzących wydań „Szczęk 3” i „Szczęk: Zemsty” w 4K. Innymi słowy, dwa już i tak krytykowane filmy – jeden będący 90-minutowym nieumyślnym żartem, a drugi absurdalną opowieścią o zemście telepatycznej ryby – mogą stać się jeszcze gorsze.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Jack Harrison (@jxh2005)

Kiedy myślałeś, że „Szczęki 3” i „Szczęki: Zemsta” nie mogą być już gorsze

Kilka filmów już wcześniej przeszło przez proces ulepszania AI przy okazji wydań 4K. Najbardziej znane przykłady to niedawne domowe edycje klasyków Jamesa Camerona: „Obcy – decydujące starcie”, „Prawdziwe kłamstwa” i „Otchłań”. Dla tych, którzy z niecierpliwością czekali na te wydania i wiedzieli, czego szukać, okazały się one rozczarowaniem.

Dotyczy to szczególnie „Otchłani”, która nigdy wcześniej nie doczekała się wydania na Blu-ray, aż do pojawienia się zestawu 4K/Blu-ray. A jednak nawet „Prawdziwe kłamstwa”, miejscami wyglądające jak z plastiku, ogólnie uchodzą z tarczą. Wyciekłe zrzuty ekranu z „Szczęk 3” w 4K? Już niekoniecznie. To zarówno logiczne, biorąc pod uwagę, że nad nowymi wydaniami „Szczęk 3” i „Szczęk: Zemsty” nie czuwał mistrz pokroju Camerona, jak i niepokojące. Jeśli AI ma być przyszłością, a na to wygląda, to filmy o wiele lepsze niż późniejsze sequele „Szczęk” mogą mieć zrujnowane sceny (albo, nie daj Boże, całość).

Mimo to „Szczęki 3” i „Szczęki: Zemsta” i tak pojawią się w 4K 23 lipca. Czy zagorzali fani serii powstrzymają się od zakupu, teraz gdy wyszło na jaw ulepszanie przez AI? Jeśli tak, zawsze pozostaje oryginalne wydanie „Szczęk” w 4K, nie wspominając o „Obcym” Ridleya Scotta, który również doczekał się imponującego wydania w Ultra HD.


Czy "Twisters" jest lepszy niż "Twister" z 1996 roku?

Fani filmów katastroficznych, trzymajcie się mocno! "Twisters", długo wyczekiwana kontynuacja kultowego "Twistera" z 1996 roku, wkrótce wkroczy do kin.

Glen Powell jako „Poskramiacz Tornad”, czyli Tyler Owens, już 19 lipca będzie ścigał burze i unikał latających szczątków na wielkim ekranie. Ale czy sequel dorówna oryginałowi?

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Just Jared (@justjared)

Pierwsze recenzje są jak pogoda w filmie – zmienne i nieprzewidywalne. Na ten moment „Twisters” może pochwalić się imponującym wynikiem 80% pozytywnych opinii na Rotten Tomatoes, co znacznie przewyższa ocenę oryginalnego filmu (63%). Wygląda na to, że producenci Frank Marshall i Steven Spielberg wraz ze scenarzystą Markiem L. Smithem odrobili lekcje.

William Bibbiani z The Wrap jest zachwycony:

’Twisters’ cudem wyróżnia się na tle współczesnych blockbusterów. Dokładnie tak, jak 'Twister’ w 1996 roku. To rzadki przypadek udanego sequela.

Jordan Hoffman z Entertainment Weekly wtóruje mu, pisząc:

To niemal wszystko, czego można oczekiwać od letniego hitu kinowego.

Jednak nie wszyscy krytycy dali się porwać wichurze. Nicholas Barber z BBC.com narzeka:

28 lat po premierze 'Twistera’ Jana de Bonta, hollywoodzcy decydenci postanowili ponownie wykorzystać tę dochodową własność intelektualną, ale nie zrobili z nią nic zaskakującego.

Sam de Bont również nie ma zbyt wiele przychylnych słów dla sequela, twierdząc, że ten jest kompletnie niepotrzebny i z względu na długą przerwę pomiędzy filmami i zbytnie uzależnienie filmowców od efektów specjalnych.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by movieweb (@movieweb)

Reżyser Lee Isaac Chung najwyraźniej postawił na spektakl i emocje. Jeff Ewing z Collider, oceniając film na 8/10, pisze:

Film ma oszałamiające intro, trzymającą w napięciu akcję, charyzmatyczne postacie i pamiętne sceny stworzone z myślą o wielkich ekranach, co czyni go satysfakcjonującą kontynuacją oryginału.

Robbie Collin z brytyjskiego Daily Telegraph poszedł jeszcze dalej, dając „Twisters” pełne 5 gwiazdek:

Film, który wielu mogło odrzucić jako desperacką próbę wskrzeszenia starzejącej się marki blockbusterowej, okazuje się najbardziej serdeczną, pełnokrwistą i starannie wykonaną rozrywką kinową od czasu 'Top Gun: Maverick’.

Film ma szansę na sukces kasowy – przewiduje się, że w weekend otwarcia zarobi od 45 do 50 milionów dolarów w samych Stanach Zjednoczonych. To dobry prognostyk, biorąc pod uwagę budżet produkcji wynoszący 200 milionów dolarów. Co ciekawe, „Twisters” nie jest bezpośrednią kontynuacją, a raczej sequelem osadzonym kilka lat po wydarzeniach z pierwszej części. Plotki mówią, że Helen Hunt może powrócić do roli Jo, a film prawdopodobnie odda hołd zmarłemu Billowi Paxtonowi.

Czy „Twisters” faktycznie okaże się hitem tego lata? Przekonamy się już 19 lipca, kiedy film wejdzie do kin. Jedno jest pewne – szykuje się prawdziwa burza emocji!