Tim Burton mówi "nie" sequelom swoich świątecznych klasyków

Chociaż Hollywood zdaje się produkować sequele, prequele i rebooty praktycznie każdego filmu, Tim Burton zdecydowanie odcina się od możliwości powrotu do swoich najbardziej uwielbianych świątecznych produkcji.

Burton wrócił niedawno do kin z długo wyczekiwanym "Beetlejuice Beetlejuice", kontynuacją kultowej komedii grozy z 1988 roku. Oryginalny "Beetlejuice" opowiadał historię młodego małżeństwa duchów (Alec Baldwin i Geena Davis), które po tragicznej śmierci próbuje pozbyć się nowych mieszkańców swojego ukochanego domu. Zdesperowani wzywają na pomoc ekscentrycznego Beetlejuice'a (Michael Keaton), co prowadzi do serii absurdalnych i przerażająco zabawnych wydarzeń. Film wyróżniał się nie tylko surrealistycznym poczuciem humoru, ale także charakterystyczną dla Burtona mroczną estetyką i niezapomnianą ścieżką dźwiękową Danny'ego Elfmana.

W tegorocznym sequelu powrócili Michael Keaton, Winona Ryder i Catherine O'Hara, a dołączyła do nich wschodząca gwiazda Jenna Ortega. Nowa odsłona rozbudowuje mitologię świata przedstawionego, wprowadzając widzów głębiej w zaświaty i rządzące nimi reguły, jednocześnie zachowując ducha oryginału. Film okazał się kasowym sukcesem, choć podzielił zarówno fanów, jak i krytyków.

Jednoznaczna decyzja

Mimo sukcesu "Beetlejuice Beetlejuice", podczas występu na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Marrakeszu Burton definitywnie wykluczył możliwość powstania sequela innego swojego kultowego dzieła - "Miasteczka Halloween". Ten animowany musical z 1993 roku to wyjątkowe połączenie mrocznej estetyki horroru ze świąteczną magią. Film opowiada historię Jacka Skellingtona, znudzonego króla Halloween, który przypadkowo odkrywa portal do Miasteczka Bożego Narodzenia. Zafascynowany nowym światem, postanawia przejąć kontrolę nad świętami. Film, który na stałe wszedł do kanonu świątecznych obrazów, wyróżnia się mistrzowską animacją poklatkową, zapadającymi w pamięć piosenkami i wyjątkową atmosferą łączącą elementy grozy z ciepłem świątecznych opowieści.

Są pewne filmy, do których nie chcę kręcić kontynuacji - stwierdził reżyser.

Temat sequeli był niewątpliwie na pierwszym planie po sukcesie "Beetlejuice Beetlejuice". Jednak reżyser ujawnił, że ten film był prawdopodobnie jednorazowym wydarzeniem, a nie początkiem nowego trendu w jego twórczości.

Burton wykluczył również sequel "Edwarda Nożycorękiego", jednego ze swoich najbardziej osobistych i poruszających filmów. Ta mroczna baśń z 1990 roku, z Johnnym Deppem w roli głównej, opowiada historię sztucznego człowieka z nożycami zamiast dłoni, który zostaje przyjęty przez podmiejską rodzinę. Film w poetycki sposób eksploruje tematy inności, alienacji i niemożliwej miłości, stając się przejmującą metaforą ludzkiej kondycji. Charakterystyczna wizualna strona produkcji, łącząca gotycką estetykę z pastelowymi barwami amerykańskich przedmieść lat 60., stała się znakiem rozpoznawczym stylu Burtona. Depp stworzył jedną ze swoich najbardziej ikonicznych ról, nadając postaci Edwarda jednocześnie niewinność dziecka i tragizm romantycznego bohatera.

To zawsze wydawało mi się jednorazowym 'strzałem' - powiedział o "Edwardzie Nożycorękim" Burton i kontynuował: Nie chciałem zrobić sequela 'Miasteczka Halloween', ponieważ to również wydawało się czymś jednorazowym. Pewne rzeczy najlepiej zostawić takimi, jakie są, i dla mnie to jest właśnie jeden z takich przypadków.

Co ciekawe, choć fani uznają "Miasteczko Halloween" za jedno z największych dzieł Tima Burtona, reżyser nigdy nie zasiadł na fotelu reżyserskim tego filmu. Produkcję wyreżyserował legendarny twórca animacji poklatkowej Henry Selick (znany z takich filmów jak "Koralina", "Jakub i brzoskwinia olbrzymka" oraz "Wendell i Wild"). Burton współtworzył scenariusz z Caroline Thompson i Michaelem McDowellem oraz pełnił funkcję producenta wykonawczego.

Co dalej?

Następny projekt Burtona pozostaje tajemnicą. Po chłodnym przyjęciu "Dumbo" z 2019 roku reżyser rozważał przejście na emeryturę. Jednak pomysł na "Beetlejuice Beetlejuice" przyciągnął go z powrotem do filmu. Choć może nie ma w planach kolejnego pełnometrażowego projektu, Burton znalazł nowy dom w telewizji. Wyreżyserował cztery odcinki pierwszego sezonu "Wednesday" i powraca, by wyreżyserować kolejne cztery odcinki drugiego sezonu. Nowa seria ponownie przedstawi Jennę Ortegę w roli tytułowej Wednesday Addams. Oficjalna data premiery nie została jeszcze ogłoszona, ale fani spekulują, że drugi sezon pojawi się pod koniec 2025 roku.


James Gunn: 'Nie będę po raz kolejny opowiadał historii Batmana i Supermana'

James Gunn, współprzewodniczący i współdyrektor generalny DC Studios, stanowczo odpowiada na zarzuty dotyczące wykorzystywania "niszowych postaci" w tworzonym uniwersum DC.

Reżyser, którego wyczekiwany film o Supermanie ma być pierwszą kinową produkcją nowego DCU, nie zamierza skupiać się wyłącznie na głównych postaciach, takich jak Superman, Batman czy Wonder Woman.

 

Fani kontra Gunn

Dyskusja rozgorzała na platformie Threads, gdzie jeden z użytkowników skrytykował podejście reżysera:

James, dlaczego ignorujesz historie pochodzenia? To one pozwalają nam emocjonalnie związać się z postaciami. A twój wybór tak niszowych bohaterów jak Sgt. Rock czy Swamp Thing na główne postacie własnych filmów sprawia wrażenie, jakbyś tworzył DCU dla zatwardziałych fanów komiksów, a nie dla szerokiej publiczności.

Gunn nie pozostawił tej krytyki bez odpowiedzi:

Nie opowiadam ponownie historii pochodzenia Batmana i Supermana, bo wszyscy je znają. I nie spychajcie Swamp Thinga do kąta. To projekt w fazie rozwoju, który oficjalnie ogłosiliśmy. To niezwykle popularna postać, mająca nie tylko jedne z najlepszych komiksów w historii, ale też udaną serię filmów i własny serial telewizyjny - coś, co można powiedzieć tylko o garstce postaci DC.

Nowe twarze DCU

Choć wokół obsadzenia Davida Corensweta w roli Człowieka ze Stali jest sporo emocji (pierwszy zwiastun ma się pojawić w połowie grudnia), James Gunn i Peter Safran nie boją się eksplorować mniej znanych postaci spoza wielkiej trójcy DC: Supermana, Batmana i Wonder Woman. Sam film o Supermanie wprowadzi kilka "niszowych postaci", które niekoniecznie doczekają się własnych produkcji. W obsadzie znaleźli się:

  • Isabela Merced jako Hawkgirl
  • Nathan Fillion jako Green Lantern (Guy Gardner)
  • Edi Gathegi jako Mister Terrific

 

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Jimkat (@dc_justicesociety_goldenage)

Po stronie animacji DC Studios przygotowuje film "Dynamic Duo" o przygodach dwóch Robinów: Dicka Graysona i Jasona Todda. W ramach pierwszego rozdziału DCU, zatytułowanego "Bogowie i Potwory", oprócz filmu o Swamp Thingu pojawią się również:

  • Film "Supergirl" z Milly Alcock
  • Serial aktorski o Booster Gold
  • Film "The Authority"

Gunn ma doświadczenie w pracy z "niszowymi postaciami" - wystarczy przypomnieć jego sukces ze "Strażnikami Galaktyki" dla Marvela. Wygląda na to, że DC Studios chce iść podobną drogą, dając szansę mniej znanym, ale równie fascynującym bohaterom.


Cameraimage FilmLight Color Awards: "Poor Things" z główną nagrodą, Brodka wśród zwycięzców

Źr.: Searchlight Pictures

Greg Fisher, kolorysta filmu fantasy "Poor Things" Yorgosa Lanthimosa, zdobył główną nagrodę w kategorii filmów fabularnych podczas ceremonii FilmLight Color Awards na Festiwalu Filmowym Camerimage. Galę otworzył gość honorowy festiwalu George Miller, a nagrody wręczała przewodnicząca jury nagrody FilmLight Color Awards, australijska operatorka Mandy Walker ("Elvis", "Mulan").

Nagrody FilmLight Color Awards celebrują sztukę kolorystów z całego świata, "dążąc do odzwierciedlenia kulturowych, wizualnych i technicznych wartości międzynarodowej społeczności color gradingu". Mają na celu zachęcić do rozwoju prestiżu zawodu kolorysty na wszystkich poziomach – od juniorów po weteranów branży – oraz uznać wartość, jaką wnoszą do przemysłu filmowego.

Czym zajmuje się kolorysta?

Kolorysta to specjalista odpowiedzialny za końcowy wygląd obrazu filmowego. Jego praca polega na manipulowaniu kolorami, kontrastem, jasnością i nasyceniem obrazu, by stworzyć spójną estetykę wizualną filmu. Koloryści współpracują ściśle z reżyserami i operatorami, dbając o to, by finalna kolorystyka wspierała narrację i emocjonalny przekaz filmu.

Pełen obraz

Wydarzenie doskonale wpisuje się w etos festiwalu Camerimage, który choć znany jest głównie z koncentracji na sztuce operatorskiej, w ostatnich latach poszerza swój zakres o inne aspekty tworzenia obrazu filmowego.

Jak powiedziała w wywiadzie dla "The Hollywood Reporter" Cate Blanchett, przewodnicząca głównego jury konkursu:

To niezwykle rzadkie, by ludzie pracujący za kamerą byli celebrowani i otrzymywali taką przestrzeń, jaką mają tutaj.

Wśród pozostałych laureatów FilmLight Color Awards znaleźli się Manuel Portschy w kategorii telewizyjnej za pracę przy niemieckim serialu "The Zweiflers". Nadia Khairat Gomez wygrała w kategorii teledysków za pracę dla duetu Brodka x Igo, a Douglas Dutton otrzymał nagrodę dla wschodzącego talentu.

W imieniu naszego niezwykle utalentowanego jury chciałabym pogratulować zwycięzcom FilmLight Color Awards 2024 - powiedziała Walker - Każdy artysta pokazał charakterystyczny punkt widzenia na to, jak możemy zarówno postrzegać, jak i odzwierciedlać świat na naszym ekranie. To wspaniałe móc świętować, jak różni koloryści mogą współpracować przy kształtowaniu różnych projektów.

Operatorka dodała:

Kolor jest uniwersalnym językiem i mamy zaszczyt celebrować żywą kreatywność twórców z całego świata. Od surowej dramatycznej obrazowości po bujną żywiołowość i wszystko pomiędzy - jesteśmy nieustannie zainspirowani i podekscytowani tym, co przyniesie przyszłość.

Pełna lista zwycięzców FilmLight Color Awards 2024:

Filmy fabularne:

  • "Diuna: Część druga" – David Cole, FotoKem
  • "Furiosa: Saga Mad Maxa" – Eric Whipp, alter ego
  • "Poor Things" – Greg Fisher, Company 3 (ZWYCIĘZCA)
  • "Saltburn" – Matt Wallach, Company 3

Seriale:

  • "Eric" (sezon 1, odcinek 1) – Toby Tomkins, Harbor
  • "Expats" (sezon 1) – Seth Ricart, RCO
  • "Griselda" (sezon 1) – Ian Vertovec, Light Iron
  • "The Zweiflers" (sezon 1) – Manuel Portschy (ZWYCIĘZCA)

Teledyski:

  • Brodka x Igo, "Myślę sobie Ż" – Nadia Khairat Gomez (ZWYCIĘZCA)
  • Kaismos, "Sailed" – Sylvain Canaux, Saint Louis
  • Nettspend, "Nothing Like Uuu" – Brian Charles
  • Shake Stew, "Lila" – Manuel Portschy

Filmy krótkometrażowe:

  • "Asleep in My Palm" – Andrew Ceen
  • "La Espera" (The Wait) – Raúl Lavado Verdú, Misterio Color Lab (ZWYCIĘZCA)
  • "Showdown at the Grand" – Asa Fox
  • "The Featherweight" – Sam Daley, Light Iron
  • "Yurt" – Pascal Nowak, Cosmodigital

Reklamy:

  • Air Canada, "Ticket to Dream" – Wade Odlum, alter ego
  • McDonald's, "We the (In)visible" – Manuel Portschy
  • Riyadh Season: Crawford Vs Madrimov, "Everything Or Nothing" – Philip Hambi, The Mill
  • Zara, "SS24 STUDIO COLLECTION" – Tim Masick, Company 3 (ZWYCIĘZCA)

Nowe talenty:

  • Baltic, "Harmonical Diffraction" – Douglas Dutton (ZWYCIĘZCA)
  • NBA, "Everyone's Game, DC" – Ryan Urzi
  • Nike Mexico, "Piérdelo Todo, Gánalo Todo" – Stephanie Park, Rare Medium
  • Woolworths, "Brand Reset" – Terry Simpson



Historyczny rekord w kinach - TOP 10 należy do sequeli

W tym roku, po raz pierwszy w historii kina, wszystkie filmy w pierwszej dziesiątce najlepiej zarabiających produkcji to kontynuacje. Według danych Total Film, w zestawieniu nie znalazł się ani jeden reboot, prequel czy adaptacja istniejącej własności intelektualnej.

Oto aktualna lista 10 najpopularniejszych filmów 2024 roku (stan na 24 listopada):

  1. W głowie się nie mieści 2 - 1,69 miliarda dolarów
  2. Deadpool i Wolverine - 1,33 miliarda dolarów
  3. Minionki 3 - 968 milionów dolarów
  4. Diuna: Część druga - 714 milionów dolarów
  5. Godzilla x Kong: Nowe imperium - 571 milionów dolarów
  6. Kung Fu Panda 4 - 547 milionów dolarów
  7. Venom: Ostatni taniec - 457 milionów dolarów
  8. Sok z żuka 2 - 451 milionów dolarów
  9. Bad Boys: Jazda albo śmierć - 404 miliony dolarów
  10. Królestwo Planety Małp - 397 milionów dolarów

Gdzie są oryginalne produkcje?

Najwyżej notowany film niebędący sequelem znajduje się dopiero na 13. miejscu - to "It Ends With Us" z wynikiem 350 milionów dolarów. Tuż za nim, na 14. pozycji, plasuje się "The Wild Robot" (307 milionów dolarów). Jednak oba te tytuły to adaptacje powieści. Pierwszą w pełni oryginalną produkcję znajdziemy dopiero na 20. miejscu - jest to "IF" z wynikiem 190 milionów dolarów.

Zmiany na horyzoncie?

Sytuacja może ulec zmianie za sprawą "Wicked", który w weekend otwarcia zarobił 164 miliony dolarów na całym świecie. Choć nie jest to sequel (a adaptacja musicalu i książki bazującej na postaciach z "Czarnoksiężnika z Oz"), film ma duże szanse na wejście do pierwszej dziesiątki.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by BCharts (@bchartsnet)

W kolejce czekają już jednak następne sequele: "Gladiator 2", "Sonic 3" i "Moana 2", które mogą powalczyć o miejsce w czołówce.

Kontrast z 2023 rokiem

Obecna sytuacja znacząco różni się od tej z 2023 roku, kiedy to podium należało do "nowych" produkcji: "Barbie", "Super Mario Bros." i "Oppenheimer". Choć dwa pierwsze tytuły bazowały na istniejących markach, a ostatni był biografią, wszystkie stanowiły świeże spojrzenie na kino.

Trudna przyszłość oryginalnych produkcji

Dominacja sequeli w box office 2024 pokazuje paradoks - widzowie narzekają na brak oryginalnych produkcji, ale jednocześnie nie spieszą się do ich oglądania. Pojawia się pytanie, jak będzie wyglądać box office 2025 roku, w którym czekają nas m.in. rebooty "Supermana" i "Fantastycznej Czwórki". Czy oryginalne filmy są w stanie konkurować z potężnymi budżetami marketingowymi dużych franczyz?

Ostateczny kształt box office'u 2024 poznamy w pierwszym tygodniu 2025 roku.


Gotycki "Frankenstein" del Toro zachwyca pierwszymi kadrami

Ikony klasycznego horroru przeżywają renesans za sprawą współczesnych reżyserów. Robert Eggers przygotowuje swoją wersję "Nosferatu", która trafi do kin w Boże Narodzenie, a Guillermo del Toro pracuje nad "Frankensteinem". Magazyn Vanity Fair właśnie opublikował pierwsze zdjęcia z planu tej wyczekiwanej produkcji Netflixa.

Powieść Mary Shelley doczekała się kilkudziesięciu adaptacji filmowych, a pierwsza z nich - "Frankenstein" Thomasa Edisona - powstała już w 1910 roku. Jednak to wersja Universal Pictures z 1931 roku, z Borisem Karloffem w roli potwora, ustanowiła kanon wizualny postaci i stała się punktem odniesienia dla kolejnych pokoleń twórców. Film Jamesa Whale'a, wraz z sequelem "Narzeczona Frankensteina" (1935), do dziś uznawany jest za jedną z najważniejszych produkcji w historii kina grozy.

Lata 50. i 60. przyniosły serię brytyjskich adaptacji studia Hammer, z Peterem Cushingiem jako doktorem Frankensteinem. Te produkcje, choć bardziej krwawe i bezpośrednie, zachowały gotycką atmosferę oryginału. W 1994 roku Kenneth Branagh przedstawił własną, bardzo wierną książce wizję w "Mary Shelley's Frankenstein", gdzie Robert De Niro wcielił się w postać monstrum. Film, mimo gwiazdorskiej obsady i wysokiego budżetu, spotkał się z mieszanym przyjęciem.

Warto wspomnieć też o niekonwencjonalnych podejściach do tematu, jak "Młody Frankenstein" Mela Brooksa (1974) - błyskotliwa parodia klasycznych horrorów, czy "Frankenstein" Bernarda Rose'a (2015) z uaktualnioną, współczesną fabułą. Frankenstein i jego "dziecko" pojawiali się też w nieoczekiwanych kontekstach, inspirując twórców seriali i innych mediów. Jedną z najciekawszych interpretacji przedstawił serial "Penny Dreadful" (2014-2016), gdzie Harry Treadaway jako Victor Frankenstein splata swoją historię z innymi postaciami wiktoriańskiej literatury grozy. Warto wspomnieć też o serialu "The Frankenstein Chronicles" z Seanem Beanem, który luźno nawiązuje do powieści Shelley, przedstawiając alternatywną historię jej powstania. Postać szalonego naukowca i jego tworu przewija się również w popkulturze - od kreskówek ("Hotel Transylwania") po gry wideo ("The Order: 1886"). Te różnorodne interpretacje pokazują, jak bardzo historia Frankensteina zakorzeniła się w zbiorowej wyobraźni, inspirując twórców do coraz to nowych wariantów opowieści.

Nowa gotycka wizja

Źr.: Netflix/Vanity Fair

Del Toro, który od dziesięcioleci marzył o nakręceniu własnej wersji tej historii, w rozmowie z Vanity Fair podkreślił znaczenie praktycznych dekoracji w tworzeniu gotyckiej atmosfery filmu. Większość scen rozgrywa się pośród ruin dawnej architektury.

Gotycki romans narodził się częściowo z fascynacji ruinami. Czasami są piękniejsze niż kompletne budynki, ponieważ reprezentują zderzenie kreacji i destrukcji

- wyjaśnił reżyser.

Reżyser, wspominając komercyjną porażkę "Crimson Peak", podkreśla, że filmy gotyckie nie powinny być promowane jako typowe horrory. Jego "Frankenstein" ma zagłębić się w temat znacznie bardziej niż tylko pokazać przerażające aspekty istoty stworzonej z martwych części ciała.

W adaptacji powieści Mary Shelley z 1818 roku Oscar Isaac wcieli się w rolę genialnego, ale szalonego doktora Frankensteina, a Jacob Elordi, znany z "Saltburn", zagra stworzoną przez niego istotę. W obsadzie znaleźli się również Mia Goth, Lars Mikkelsen, David Bradley, Christian Convery, Charles Dance, Felix Kammerer i Christoph Waltz.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Somos Geeks (@somos.geeks)

Mistrz mrocznych opowieści

Guillermo del Toro to meksykański reżyser, scenarzysta i producent, znany z wyjątkowego podejścia do kina fantastycznego i horrorów. Jego filmy często łączą elementy mrocznej baśni z głęboką refleksją nad naturą człowieczeństwa. Międzynarodową sławę przyniosły mu takie produkcje jak "Labirynt fauna", "Hellboy" czy nagrodzony Oscarem "Kształt wody".

Charakterystyczny styl del Toro opiera się na bogatej wyobraźni wizualnej, połączeniu praktycznych efektów specjalnych z CGI oraz umiejętności tworzenia złożonych, niejednoznacznych postaci. Reżyser znany jest również z zamiłowania do potworów i istot nadprzyrodzonych, w których często dostrzega więcej człowieczeństwa niż w ludziach.

Premiera "Frankensteina" planowana jest na 2025 rok, choć dokładna data nie została jeszcze ogłoszona. Film obecnie znajduje się w fazie postprodukcji.


Conan O'Brien poprowadzi 97. ceremonię wręczenia Oscarów

Akademia Filmowa zakończyła poszukiwania gospodarza przyszłorocznej ceremonii wręczenia Oscarów. Po tym, jak Jimmy Kimmel odmówił prowadzenia gali, John Mulaney okazał się zbyt zajęty, a pomysł zaangażowania duetu Ryan Reynolds-Hugh Jackman nie wypalił, wybór padł na Conana O'Briena.

Informację o wyborze O'Briena jako gospodarza 97. ceremonii wręczenia Oscarów, zaplanowanej na 2 marca 2025 roku, podał portal Deadline. Akademia potwierdziła tę wiadomość w mediach społecznościowych, a dyrektor generalny Bill Kramer oraz Janet Yang wydali oficjalne oświadczenie.

Jesteśmy zachwyceni i zaszczyceni, że niezrównany Conan O'Brien poprowadzi tegoroczną ceremonię wręczenia Oscarów. To idealna osoba do przewodzenia naszemu globalnemu świętu filmu, łącząca błyskotliwe poczucie humoru z miłością do kina i doświadczeniem w prowadzeniu programów na żywo. Jego niezwykła umiejętność nawiązywania kontaktu z publicznością pomoże zjednoczyć widzów wokół tego, co Oscary robią najlepiej – uhonorowania wybitnych filmów i filmowców tego roku - napisali w oświadczeniu.

Sam O'Brien zareagował na nominację w swoim charakterystycznym stylu:

Ameryka tego żądała i wreszcie się stało: nowa Cheesy Chalupa Supreme w Taco Bell. A przy okazji, będę prowadził Oscary.

Przed ogłoszeniem wyboru O'Briena, Akademia rozważała format z wieloma gospodarzami, co już wcześniej praktykowano. Wśród potencjalnych kandydatów wymieniano duet Reynolds-Jackman (głównie ze względu na sukces "Deadpool & Wolverine" i ich świetną chemię na ekranie), a także Dwayne'a Johnsona, Willa Ferrella i Amy Poehler.

Jimmy Kimmel, który już czterokrotnie prowadził galę, był pierwszym wyborem Akademii, ale odmówił, chcąc skupić się na swoim programie i spędzać więcej czasu z rodziną. John Mulaney, który prowadził nietransmitowaną Governors Awards i był dobrze przyjęty jako prezenter podczas ostatniej ceremonii, również musiał odmówić z powodu napiętego harmonogramu.

Doświadczony showman

Wybór O'Briena nie jest przypadkowy. To uznany gospodarz programów telewizyjnych, komik, scenarzysta i producent. Prowadził "Late Night with Conan O'Brien" (1993-2009), przez krótki czas "The Tonight Show", a następnie program "Conan" w stacji TBS (2010-2021). Pracował też jako scenarzysta "Saturday Night Live" i "Simpsonów". Za swoją pracę przy "Late Night" otrzymał nagrodę Emmy za wybitne osiągnięcia w pisaniu scenariuszy programów rozrywkowych. Ma również doświadczenie w prowadzeniu dużych wydarzeń - był gospodarzem ceremonii Emmy w 2002 i 2006 roku.

97. ceremonia wręczenia Oscarów odbędzie się 2 marca 2025 roku.


Pamela Anderson w Oscarowym wyścigu

Village Roadshow opublikowało pierwszy zwiastun "Ostatniej Showgirl", filmu w reżyserii Gii Coppoli, który może okazać się przełomowym momentem w karierze Pameli Anderson. Aktorka wciela się w rolę Shelley, tancerki z Las Vegas, która po 30 latach występów musi zmierzyć się z zamknięciem show, w którym występuje.

Od modelki do ikony popkultury

Kariera Pameli Anderson rozpoczęła się w 1989 roku, kiedy pojawiła się na okładce Playboya. Przełomem okazała się rola ratowniczki C.J. Parker w serialu "Słoneczny patrol" (1992-1997), który przyniósł jej międzynarodową sławę. W latach 90. Anderson stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd telewizji, występując również w sitcomie "V.I.P." (1998-2002).

Jej kariera filmowa obejmuje role w takich produkcjach jak "Barb Wire" (1996), gdzie wcieliła się w tytułową postać, czy "Stripped to Kill" (2004). W 2006 roku zagrała w komedii "Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli w dostatku", gdzie wystąpiła jako ona sama, pokazując przy tym doskonałe wyczucie autoironii.

W ostatnich latach Anderson skupiła się na występach scenicznych, debiutując na Broadwayu w musicalu "Chicago" jako Roxie Hart (2022). W tym samym roku ukazał się też dokumentalny film Netflix "Pamela: Historia miłosna", który pokazał ją w zupełnie nowym świetle i zapoczątkował proces redefinicji jej wizerunku w oczach publiczności.

Wyścig po Oscara

Od wrześniowej premiery na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto "Ostatnia Showgirl" zbiera entuzjastyczne recenzje. "The Hollywood Reporter" mówi o "transformacyjnej roli", a "The AU Review" określa występ Anderson jako "narodziny nowej aktorki". Film utrzymuje imponujący wynik 81% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes (na podstawie 52 opinii). Film trafi do ograniczonej dystrybucji 13 grudnia 2024 roku, co umożliwi mu kwalifikację do 97. ceremonii wręczenia Oscarów. Szersza dystrybucja rozpocznie się 10 stycznia 2025 roku, co może pomóc produkcji w osiągnięciu sukcesu kasowego po okresie świątecznym, a przed ogłoszeniem nominacji do Oscarów.

W filmie zobaczymy także plejadę uznanych aktorów: Billie Lourd, Jamie Lee Curtis, Dave'a Bautistę, Brendę Song i Kiernan Shipkę. Ścieżkę dźwiękową wzbogaca utwór "Beautiful That Way" napisany specjalnie na potrzeby filmu przez Miley Cyrus, Andrew Wyatta i Lykke Li.

Mocna konkurencja

W wyścigu do Oscara w kategorii Najlepsza Aktorka pierwszoplanowa konkurencja jest silna. Wśród kandydatek wymienia się Mikey Madison za rolę w "Anorze", Nicole Kidman za "Babygirl", Karlę Sofíę Gascón w "Emilii Pérez", Demi Moore w "The Substance" oraz Cynthię Erivo w "Wicked". Film ma także szanse na nominację w kategorii Najlepsza Piosenka Oryginalna - Andrew Wyatt, współtwórca "Beautiful That Way", ma już na koncie Oscara za "Shallow" z "Narodzin gwiazdy".

 

Niezależnie od wyniku oscarowego wyścigu, "Ostatnia Showgirl" otwiera nowy rozdział w karierze Pameli Anderson. Aktorka już zakończyła zdjęcia do "Rosebush Pruning" Karima Aïnouza i zobaczymy ją również w nowej wersji kultowej komedii "Naga broń", gdzie wystąpi u boku Liama Neesona.


Twórcy "Wilkołaków" stawiają na praktyczne efekty specjalne

Chociaż "Człowiek wilk" od Universal Pictures może być najbardziej wyczekiwanym filmem o wilkołakach ostatnich lat, warto zwrócić uwagę na "Wilkołaki" - nowy film akcji z elementami horroru w reżyserii Stevena C. Millera, którego premiera zaplanowana jest na 6 grudnia. Frank Grillo, jedna z gwiazd produkcji, opisuje ją jako połączenie "Nocy oczyszczenia" ze światem wilkołaków.

W czasach, gdy większość efektów specjalnych tworzona jest komputerowo, twórcy "Wilkołaków" postanowili wrócić do tradycyjnych rozwiązań. Lou Diamond Phillips, który w filmie wciela się w postać doktora Arandy, w wywiadzie dla MovieWeb nie krył zachwytu nad praktycznymi efektami specjalnymi.

Steven C. Miller i James C. Clayton to ludzie z tej samej gliny. To prawdziwi pasjonaci kina, a ja uwielbiam takich twórców - mówił Phillips. - Nie znoszę ludzi w branży, którzy są tu tylko po to, by produkować kolejne rzeczy albo liczyć pieniądze. Dla mnie ogromne znaczenie mają ci, którzy kochają kino i je tworzą.

Fabuła i realizacja

Fabuła filmu koncentruje się wokół utajonego genu w populacji, który pod wpływem światła superksiężyca zamienia ludzi w żądne krwi bestie. Phillips podkreśla wyjątkowość efektów specjalnych:

To co zobaczymy na ekranie, to efekt ciężkiej pracy kaskaderów, którzy pocili się w Puerto Rico podczas kręcenia tego filmu. Owszem, niektóre elementy zostały podrasowane komputerowo, ale Steven C. Miller to reżyser z planem, który wie czego chce i potrafi to zrealizować. Praca z takimi reżyserami to czysta przyjemność.

W ślady legendy

Podejście twórców "Wilkołaków" do praktycznych efektów specjalnych przywodzi na myśl kultowy już "American Werewolf in London" z 1981 roku. Film Johna Landisa przeszedł do historii kina za sprawą przełomowej sceny transformacji człowieka w wilkołaka, która do dziś uznawana jest za jedną z najlepszych tego typu sekwencji w historii.

Za efekty specjalne w filmie odpowiadał Rick Baker, który otrzymał za swoją pracę pierwszego w historii Oscara w kategorii "Najlepsza charakteryzacja". Scena transformacji Davida Naughtona trwała zaledwie 2 minuty i 45 sekund, ale jej realizacja zajęła ekipie ponad sześć dni. Baker wraz z zespołem wykorzystał innowacyjny system mechanicznych i pneumatycznych protez, które pozwoliły na płynne pokazanie bolesnej przemiany człowieka w bestię.

Ciekawostką jest fakt, że niektóre z użytych w scenie rozwiązań były wówczas rewolucyjne - na przykład system wydłużania kończyn czy transformacja twarzy zostały zrealizowane za pomocą specjalnie zaprojektowanych, sterowanych pneumatycznie masek. By uzyskać efekt wydłużających się palców, Baker stworzył serię coraz dłuższych protez, które były wymieniane klatka po klatce. Cała sekwencja wymagała użycia 10 różnych masek i 7 kompletów sztucznych rąk.

By uzyskać realistyczny efekt pękającej skóry i wyrastającego futra, Baker opracował specjalną technikę wykorzystującą cienkie, lateksowe membrany wypełnione sztucznym owłosieniem. Pod wpływem ciśnienia powietrza membrany pękały w kontrolowany sposób, tworząc złudzenie przebijającego się przez skórę futra. Z kolei efekt wydłużającego się kręgosłupa osiągnięto dzięki systemowi teleskopowych prętów, które były stopniowo wysuwane spod protezy pleców aktora.

Szeroka dystrybucja

W czasach kiedy wiele podobnych produkcji trafia do ograniczonej dystrybucji, by po kilku tygodniach przenieść się na platformy streamingowe, "Wilkołaki" trafią do szerokiej dystrybucji dzięki Briarcliff Entertainment. Sam reżyser potwierdził to na platformie X, informując, że przedsprzedaż biletów ruszy 22 listopada.

To świetna wiadomość dla fanów gatunku, zwłaszcza że filmy o wilkołakach rzadko goszczą ostatnio na dużym ekranie. Sukces "Wilkołaków" może otworzyć drzwi dla innych niezależnych produkcji, dając im szansę na szerszą dystrybucję kinową zamiast bezpośredniego kierowania na platformy streamingowe.


Odzyskana niepodległość - wielka nieobecna polskiego kina?

Kadr z filmu "Niepodległość" (2018)

Jutro, 11 listopada, Polska po raz kolejny będzie świętować rocznicę odzyskania niepodległości. To właśnie tego dnia, w 1918 roku, po 123 latach zaborów, nasz kraj powrócił na mapę Europy. Choć jest to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski, to zastanawiające, jak niewiele miejsca poświęciło mu rodzime kino. Czy to możliwe, że tak przełomowy moment w dziejach narodu nie znalazł odpowiedniego odzwierciedlenia na wielkim ekranie?

Polska kinematografia ma długą tradycję opowiadania o najważniejszych momentach naszej historii. Powstania, wojny, przełomowe wydarzenia społeczne - wszystkie doczekały się wielu interpretacji filmowych. Paradoksalnie jednak, sam moment odzyskania niepodległości, te kluczowe dni listopada 1918 roku, wciąż czekają na swoje pełnoprawne miejsce w historii polskiego kina.

Nieliczne próby

Jedną z nielicznych prób zmierzenia się z tematem był serial "Polonia Restituta" (1980) w reżyserii Bohdana Poręby. Ta monumentalna produkcja, składająca się z sześciu odcinków, próbowała uchwycić złożoność procesu odzyskiwania niepodległości. Szczególnie cenny jest ostatni odcinek, pokazujący kulisy powrotu Józefa Piłsudskiego z Magdeburga i przejmowania władzy w listopadzie 1918 roku. Film, mimo pewnej dozy patosu charakterystycznego dla tamtej epoki, pozostaje jedną z najbardziej kompleksowych prób filmowego opisania tego przełomowego momentu.

Znacznie nowszą propozycją jest "Piłsudski" (2019) Michała Rosy, z Borysem Szycem w roli głównej. Film, choć koncentruje się głównie na wcześniejszym okresie życia Marszałka, kończy się właśnie w momencie odzyskania niepodległości. Rosa pokazuje te wydarzenia z perspektywy osobistej, przez pryzmat relacji Piłsudskiego z najbliższymi współpracownikami i rodziną. To interesujące spojrzenie, choć wciąż pozostawiające pewien niedosyt, jeśli chodzi o szerszy kontekst historyczny.

Często słyszymy, że wydarzenia listopada 1918 roku są zbyt skomplikowane, by pokazać je w przystępnej formie filmowej. Mówi się o trudności w uchwyceniu równoległych wydarzeń w różnych częściach kraju, o problemach ze znalezieniem dramaturgicznego punktu ciężkości czy o wyzwaniach produkcyjnych związanych z odtworzeniem realiów epoki. Jednak światowa kinematografia udowadniała wielokrotnie, że takie przeszkody można pokonać. Wystarczy spojrzeć na "Lincolna" Spielberga, który mistrzowsko pokazał złożoność procesu politycznego, czy "Dunkierkę" Nolana, gdzie równoległe wątki stworzyły spójną całość. Nawet kwestie budżetowe nie muszą być przeszkodą - brytyjski "Darkest Hour" udowodnił, że kluczowe momenty historii można pokazać, koncentrując się na kilku dniach i ograniczonej liczbie lokacji.

W ostatnich latach pojawiły się jednak nowe możliwości opowiedzenia tej historii. Narodowe Centrum Kultury wraz z Filmoteką Narodową prowadzą zakrojony na szeroką skalę projekt digitalizacji materiałów archiwalnych z okresu odzyskania niepodległości. Te bezcenne nagrania, poddane koloryzacji i restauracji cyfrowej, pokazują autentyczny obraz tamtych dni. Powstają też interaktywne projekty wykorzystujące technologię VR, pozwalające "przenieść się" do Warszawy z listopada 1918 roku. Szczególnie warto wspomnieć o projekcie "Niepodległa VR", który pozwala widzom doświadczyć atmosfery pierwszych dni wolności.

Film dokumentalny "Niepodległość" (2018) Krzysztofa Talczewskiego udowodnił, że temat można pokazać w sposób nowatorski i angażujący. Wykorzystując starannie odrestaurowane i pokolorowane materiały archiwalne, reżyser stworzył poruszający obraz narodzin II Rzeczypospolitej. Sukces tego dokumentu pokazuje, że historie z listopada 1918 roku wciąż mają potencjał, by poruszać współczesnych widzów.

Być może właśnie teraz, gdy zbliżamy się do kolejnych rocznic odzyskania niepodległości, nadszedł czas na wielką produkcję fabularną, która wreszcie opowie tę historię z rozmachem i głębią, na jakie zasługuje. Historia listopada 1918 roku ma wszystko, czego potrzebuje wielkie kino: dramaturgię, wyrazistych bohaterów i moment dziejowego przełomu. Pozostaje mieć nadzieję, że polski film wreszcie po nią sięgnie.


Turcja zakazuje projekcji "Queer". Organizatorzy odwołują cały festiwal

Mubi podjęło bezprecedensową decyzję o odwołaniu swojego festiwalu filmowego w Turcji. Powodem jest zakaz wyświetlania filmu "Queer" w reżyserii Luki Guadagnino z Danielem Craigiem w roli głównej, który miał otworzyć wydarzenie. Festiwal Mubi Fest miał się odbyć w Stambule w dniach 7-10 listopada 2024 roku.

W wydanym oświadczeniu Mubi wyraźnie sprzeciwia się decyzji tureckiego rządu:

Wg rządu film został zakazany, ponieważ zawiera prowokacyjne treści zagrażające pokojowi społecznemu, a zakaz został wprowadzony ze względów bezpieczeństwa. Uważamy tę decyzję za ingerencję ograniczającą sztukę i wolność wypowiedzi. Festiwale to wspaniałe przestrzenie, gdzie świętuje się sztukę i różnorodność kulturową, łącząc ludzi. Ten zakaz obejmuje nie tylko jeden film, ale podważa sens i cel całego festiwalu.

"Queer", najnowsze dzieło twórcy głośnego "Tamtego lata" ("Call Me By Your Name"), opowiada historię amerykańskiego emigranta odkrywającego swoją seksualność. Mubi nabyło prawa do dystrybucji filmu w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Kanadzie, Ameryce Łacińskiej, Niemczech, Austrii, krajach Beneluksu, Hiszpanii, Turcji i Indiach. W Stanach Zjednoczonych film będzie dystrybuowany przez A24.

Szerszy kontekst

Decyzja o zakazie projekcji filmu w Turcji, kraju gdzie nie istnieją przepisy chroniące osoby LGBTQ+ przed dyskryminacją, nie jest zaskoczeniem. Jednak stanowcza reakcja Mubi może stanowić precedens i zachęcić inne firmy produkcyjne do podobnych działań w przyszłości.

Badania pokazują, że filmy mają realny wpływ na kształtowanie empatii i zrozumienia dla osób o odmiennych doświadczeniach życiowych. Przykładem może być wpływ filmu "Just Mercy" na widzów. Choć decyzje rządowe, takie jak zakaz w Turcji, mogą spowalniać pozytywne zmiany społeczne, stanowisko firm takich jak Mubi pokazuje, że środowisko filmowe nie zamierza rezygnować z poruszania ważnych tematów społecznych.