Universal Pictures pod ostrzałem krytyki za użycie AI

Kontynuacje "Szczęk" doczekały się remasteryzacji do 4K przy użyciu AI i nie wygląda to dobrze.

Kultowe „Szczęki” Stevena Spielberga to film, który prawie każdy kinoman darzy szczerym uwielbieniem. Jedyne, co od lat słyszymy w kwestii narzekań, to „rekin wygląda nierealnie”. Cóż, biorąc pod uwagę ówczesny budżet i fakt, że mówimy o mechanicznym rekinie z 1975 roku, efekt nadal robi wrażenie. Ale rekiny z kolejnych trzech części? Lepiej o nich nie wspominać.

Oryginalne „Szczęki” doczekały się jednej z najlepszych remasteryzacji 4K spośród filmów z lat 70., podczas gdy wydanie „Szczęk 2” było… poprawne. Nie spektakularne, ale przyzwoite. Niestety, wygląda na to, że trzecia i czwarta część serii czeka jeszcze gorszy los. Dlaczego? Universal Pictures zdecydowało się na wykorzystanie sztucznej inteligencji do poprawy jakości nadchodzących wydań „Szczęk 3” i „Szczęk: Zemsty” w 4K. Innymi słowy, dwa już i tak krytykowane filmy – jeden będący 90-minutowym nieumyślnym żartem, a drugi absurdalną opowieścią o zemście telepatycznej ryby – mogą stać się jeszcze gorsze.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Jack Harrison (@jxh2005)

Kiedy myślałeś, że „Szczęki 3” i „Szczęki: Zemsta” nie mogą być już gorsze

Kilka filmów już wcześniej przeszło przez proces ulepszania AI przy okazji wydań 4K. Najbardziej znane przykłady to niedawne domowe edycje klasyków Jamesa Camerona: „Obcy – decydujące starcie”, „Prawdziwe kłamstwa” i „Otchłań”. Dla tych, którzy z niecierpliwością czekali na te wydania i wiedzieli, czego szukać, okazały się one rozczarowaniem.

Dotyczy to szczególnie „Otchłani”, która nigdy wcześniej nie doczekała się wydania na Blu-ray, aż do pojawienia się zestawu 4K/Blu-ray. A jednak nawet „Prawdziwe kłamstwa”, miejscami wyglądające jak z plastiku, ogólnie uchodzą z tarczą. Wyciekłe zrzuty ekranu z „Szczęk 3” w 4K? Już niekoniecznie. To zarówno logiczne, biorąc pod uwagę, że nad nowymi wydaniami „Szczęk 3” i „Szczęk: Zemsty” nie czuwał mistrz pokroju Camerona, jak i niepokojące. Jeśli AI ma być przyszłością, a na to wygląda, to filmy o wiele lepsze niż późniejsze sequele „Szczęk” mogą mieć zrujnowane sceny (albo, nie daj Boże, całość).

Mimo to „Szczęki 3” i „Szczęki: Zemsta” i tak pojawią się w 4K 23 lipca. Czy zagorzali fani serii powstrzymają się od zakupu, teraz gdy wyszło na jaw ulepszanie przez AI? Jeśli tak, zawsze pozostaje oryginalne wydanie „Szczęk” w 4K, nie wspominając o „Obcym” Ridleya Scotta, który również doczekał się imponującego wydania w Ultra HD.


Czy "Twisters" jest lepszy niż "Twister" z 1996 roku?

Fani filmów katastroficznych, trzymajcie się mocno! "Twisters", długo wyczekiwana kontynuacja kultowego "Twistera" z 1996 roku, wkrótce wkroczy do kin.

Glen Powell jako „Poskramiacz Tornad”, czyli Tyler Owens, już 19 lipca będzie ścigał burze i unikał latających szczątków na wielkim ekranie. Ale czy sequel dorówna oryginałowi?

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Just Jared (@justjared)

Pierwsze recenzje są jak pogoda w filmie – zmienne i nieprzewidywalne. Na ten moment „Twisters” może pochwalić się imponującym wynikiem 80% pozytywnych opinii na Rotten Tomatoes, co znacznie przewyższa ocenę oryginalnego filmu (63%). Wygląda na to, że producenci Frank Marshall i Steven Spielberg wraz ze scenarzystą Markiem L. Smithem odrobili lekcje.

William Bibbiani z The Wrap jest zachwycony:

’Twisters’ cudem wyróżnia się na tle współczesnych blockbusterów. Dokładnie tak, jak 'Twister’ w 1996 roku. To rzadki przypadek udanego sequela.

Jordan Hoffman z Entertainment Weekly wtóruje mu, pisząc:

To niemal wszystko, czego można oczekiwać od letniego hitu kinowego.

Jednak nie wszyscy krytycy dali się porwać wichurze. Nicholas Barber z BBC.com narzeka:

28 lat po premierze 'Twistera’ Jana de Bonta, hollywoodzcy decydenci postanowili ponownie wykorzystać tę dochodową własność intelektualną, ale nie zrobili z nią nic zaskakującego.

Sam de Bont również nie ma zbyt wiele przychylnych słów dla sequela, twierdząc, że ten jest kompletnie niepotrzebny i z względu na długą przerwę pomiędzy filmami i zbytnie uzależnienie filmowców od efektów specjalnych.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by movieweb (@movieweb)

Reżyser Lee Isaac Chung najwyraźniej postawił na spektakl i emocje. Jeff Ewing z Collider, oceniając film na 8/10, pisze:

Film ma oszałamiające intro, trzymającą w napięciu akcję, charyzmatyczne postacie i pamiętne sceny stworzone z myślą o wielkich ekranach, co czyni go satysfakcjonującą kontynuacją oryginału.

Robbie Collin z brytyjskiego Daily Telegraph poszedł jeszcze dalej, dając „Twisters” pełne 5 gwiazdek:

Film, który wielu mogło odrzucić jako desperacką próbę wskrzeszenia starzejącej się marki blockbusterowej, okazuje się najbardziej serdeczną, pełnokrwistą i starannie wykonaną rozrywką kinową od czasu 'Top Gun: Maverick’.

Film ma szansę na sukces kasowy – przewiduje się, że w weekend otwarcia zarobi od 45 do 50 milionów dolarów w samych Stanach Zjednoczonych. To dobry prognostyk, biorąc pod uwagę budżet produkcji wynoszący 200 milionów dolarów. Co ciekawe, „Twisters” nie jest bezpośrednią kontynuacją, a raczej sequelem osadzonym kilka lat po wydarzeniach z pierwszej części. Plotki mówią, że Helen Hunt może powrócić do roli Jo, a film prawdopodobnie odda hołd zmarłemu Billowi Paxtonowi.

Czy „Twisters” faktycznie okaże się hitem tego lata? Przekonamy się już 19 lipca, kiedy film wejdzie do kin. Jedno jest pewne – szykuje się prawdziwa burza emocji!


Dlaczego tak kochamy horrory?

Skąd bierze się nasza nieustająca fascynacja horrorami? Dlaczego tak chętnie siadamy w ciemnej sali kinowej, czy zalanym wyłącznie światłem z telewizora salonie, by przez kolejne dwie godziny drżeć ze strachu?

Rok 2024 już teraz można nazwać rokiem grozy dla kinomaniaków – i to w najlepszym znaczeniu tego słowa. „Nosferatu” Roberta Eggersa, „Immaculate” z Sydney Sweeney, „Dziewczyna, która żyła dwa razy” – kontynuacja „Czarnego telefonu”, „Alien: Romulus”, nowa odsłona „Egzorcysty” czy „A Quiet Place: Day One”. Fani strachu zacierają ręce!

 

View this post on Instagram

 

A post shared by life is a horror (@horrorish__)

Psychologowie twierdzą, że oglądanie horrorów to swego rodzaju trening emocjonalny. W bezpiecznych warunkach kinowej sali możemy doświadczyć skrajnych emocji, takich jak strach czy obrzydzenie. To pozwala nam lepiej radzić sobie z trudnymi sytuacjami w realnym życiu. Innymi słowy, horrory to siłownia dla naszych emocji!

Z kolei z perspektywy emocjonalnej, horrory oferują nam potężną dawkę adrenaliny. Uczucie ulgi i euforii po zakończeniu seansu można porównać do tego, czego doświadczają miłośnicy sportów ekstremalnych. To naturalny „haj”, którego nasz mózg po prostu uwielbia doświadczać.

Kulturowo horrory pełnią rolę współczesnych baśni dla dorosłych. Tak jak dawniej opowieści o złych czarownicach i okrutnych trollach uczyły dzieci moralności, tak dziś horrory często poruszają ważne społeczne tematy. Weźmy na przykład „Uciekaj!” Jordana Peele’a, który w mistrzowski sposób opowiada o rasizmie.

Społecznie, horrory pozwalają nam również na wspólne przeżywanie strachu. Oglądanie filmu grozy w grupie przyjaciół to doskonała okazja do zacieśniania więzi. W końcu nic tak nie łączy, jak wspólne krzyki podczas seansu!

Gatunki a powody

A co z konkretnymi podgatunkami horrorów? Body horror, jak filmy Davida Cronenberga, fascynują nas, bo dotykają naszych najgłębszych lęków związanych z ciałem i jego przemianą. To swego rodzaju konfrontacja z naszą śmiertelnością i kruchością fizyczną.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by life is a horror (@horrorish__)

Slashery z kolei, choć często krytykowane za schematyczność, dają nam poczucie kontroli. Oglądając grupę nastolatków uciekających przed zamaskowanym mordercą, mimowolnie zastanawiamy się, co sami byśmy zrobili w takiej sytuacji. To swego rodzaju mentalna gra w „przetrwaj lub zgiń”.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by life is a horror (@horrorish__)

Horrory found footage, jak „Blair Witch Project”, grają na naszej potrzebie autentyczności. W dobie mediów społecznościowych i wszechobecnych kamer, ten styl opowiadania wydaje się szczególnie przekonujący i bliski naszemu codziennemu doświadczeniu.

Jak widać, powodów, dla których kochamy horrory, jest wiele. Czy to chęć przeżycia kontrolowanego strachu, potrzeba adrenaliny, czy zainteresowanie społecznymi metaforami – gatunek ten ma coś do zaoferowania każdemu widzowi.

A tymczasem, czekając na kolejne premiery, może warto sięgnąć po klasyki? W końcu nic tak nie poprawia humoru, jak dobry strach! Kto wie, może następnym razem, oglądając „Lśnienie”, zauważycie coś, czego wcześniej nie dostrzegliście? Bo z horrorami jest jak z dobrym winem – im starsze, tym lepiej smakują. I straszą!


Mike Flanagan zdradza najtrudniejszą scenę z nowego filmu na podstawie prozy Stephena Kinga

Mike Flanagan przygotowuje się do premiery swojej najnowszej adaptacji dzieła Stephena Kinga na festiwalu TIFF. Przed tym wydarzeniem twórca ujawnił, co stanowiło największe wyzwanie podczas realizacji filmu "The Life of Chuck".

To już trzecia adaptacja prozy Kinga w wykonaniu Flanagana, po netfliksowym „Grze Geralda” z 2017 roku i „Doktorze Śnie” z 2019 roku, będącym kontynuacją „Lśnienia”.

Podczas swojego nowego podcastu „Director’s Commentary”, gdzie Flanagan rozmawiał z gośćmi Tylerem Gillettem i Mattem Bettinelli-Olpinem, reżyser podzielił się informacją o scenie, która wymagała użycia efektów cyfrowych ze względów bezpieczeństwa.

To może być zaskakujące, ale największym wyzwaniem dla działu artystycznego było… postawienie billboardu. Ostatecznie musieliśmy zrobić to cyfrowo. Chodziło o jego rozmiar, umieszczenie na dachu budynku i związane z tym kwestie logistyczne. Pojawiły się problemy z bezpieczeństwem, wątpliwości dotyczące wytrzymałości dachu, wiatru i pobliskich linii energetycznych.

– wyjaśnił Flanagan.

Billboard odgrywa istotną rolę w filmie, który – jeśli będzie wierny noweli Kinga – rozpoczyna się sceną, w której bohater grany przez Chiwetela Ejiofora widzi w mieście billboardy celebrujące przejście na emeryturę Chucka Krantza po 39 latach pracy w banku.

Flanagan miał pomysły na realizację tej sceny, ale ostatecznie okazały się one niewykonalne:

Proponowałem różne rozwiązania, ale skończyliśmy na opcji cyfrowej. Miałem poczucie, że przegapiliśmy wiele okazji, aby zrobić to lepiej.

Jeśli chodzi o inne projekty oparte na twórczości Stephena Kinga, w przygotowaniu jest kilka interesujących tytułów. „The Monkey” w reżyserii Osgooda Perkinsa trafi do kin w lutym 2025 roku, a platforma Max zaprezentuje długo oczekiwaną adaptację „Miasteczka Salem” jeszcze w tym roku.

W planach są również inne filmy pełnometrażowe, takie jak „Długi marsz” Francisa Lawrence’a oraz nowa wersja „Uciekiniera” w reżyserii Edgara Wrighta, ze scenariuszem Michaela Bacalla.

Jeśli chodzi o produkcje telewizyjne, HBO przygotowuje serial „Welcome to Derry”, będący prequelem „To”, z Billem Skarsgårdem powracającym do roli Pennywise’a. Premiera planowana jest na 2025 rok. Netflix z kolei pracuje nad spin-offem „Lśnienia” zatytułowanym „Overlook”, choć data premiery nie została jeszcze ogłoszona.

Jak widać, fani Kinga mają przed sobą naprawdę ekscytujące czasy. A tymczasem trzymajmy kciuki za Flanagana i jego zmagania. Kto wie, może w następnym filmie postawi sobie poprzeczkę jeszcze wyżej i spróbuje nakręcić scenę z… dwoma billboardami?


Obcy: Romulus coraz bliżej

Coraz większymi krokami zbliża się premiera filmu, który ma szansę tchnąć nowe życie w jedną z najbardziej ikonicznych serii science fiction. Do sieci trafiają kolejne materiały promocyjne przybliżające to, czego mogą spodziewać się fani Obcego.

„Obcy: Romulus” zadebiutuje w kinach już w sierpniu i ma być świeżym spojrzeniem na nieco rozwodnione już uniwersum. Film promowany jest też jako hołd dla pierwszych dwóch odsłon serii, które wyreżyserowali kolejno Ridley Scott i James Cameron. Tym razem za sterami stanął Fede Alvarez, który ma już pewne doświadczenie w odświeżaniu znanych franczyz. W 2013 roku wyreżyserował remake „Martwego Zła”, który jednak podzielił fanów z powodu całkowitego odejścia od będącego znakiem rozpoznawczym serii absurdalnego humoru. Jego najbardziej docenionym filmem pozostaje thriller „Nie oddychaj” z 2016 roku, który kosztując niecałe 10 milionów dolarów, zarobił na całym świecie ponad 150 milionów. Tym czego z pewnością nie można odmówić Alvarezowi jest umiejętność kreowania mrocznej i dusznej atmosfery, a to wzbudza nadzieję, że „Romulus” stanie się co najmniej solidnym następcą oryginalnych filmów.

Akcja nadchodzącej produkcji ma rozgrywać się pomiędzy dwoma pierwszymi filmami i przedstawiać losy grupy młodych kosmicznych kolonizatorów, którzy stają w obliczu niebezpieczeństwa ze strony ksenomorfów. W ujawnionej obsadzie nie znajdziemy żadnych hollywoodzkich weteranów. Postawiono na wschodzące gwiazdy (m.in. Cailee Spaeny, Isabela Merced, Archie Renaux, Spike Fearn i David Jonsson), co może wskazywać na chęć trafienia nie tylko do starych fanów, ale celowanie także w młode pokolenie widzów, którzy nie wychowali się na pierwszych filmach z serii.

Wśród nowych materiałów promocyjnych na uwagę zasługują z pewnością zdjęcia opublikowane w magazynie Total Film”. Przybliżają wygląd ksenomorfów.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Alien: Romulus (@alienanthology)

20th Century Studios opublikowało też krótkie video prezentujące kilka nowych scen.

Najciekawszymi materiałami promocyjnymi są jednak krótkie klipy z filmu, które zostały wysłane do przedstawicieli wybranych mediów. Tym co świadczy o ich wyjątkowości jest fakt, że zostały nagrane na prawdziwych kasetach VHS.

O tym, czy film Alvareza zdoła przywrócić mroczną, pełną napięcia atmosferę pierwszych filmów, unikając jednocześnie zbędnych fabularnych zawiłości, które charakteryzowały nowsze produkcje, przekonamy się już wkrótce. Kinową premierę zaplanowano na 16 sierpnia 2024 r.


„W głowie się nie mieści 2” rozbiło bank

Wyprodukowana przez Disney i Pixar animacja przekroczyła próg miliarda dolarów i stała się najbardziej dochodowym filmem roku. Jest to zarazem pierwsza produkcja od czasu zeszłorocznej Barbie, której udało się osiągnąć tak dobry wynik finansowy.

Tegoroczne boxoffice’owe porażki przybrały już tak dużą skalę, że wywołały debatę na temat przyszłości kina. Wiele filmów przewidywanych jako hity kompletnie nie spełniło oczekiwań finansowych, co nasiliło obawy o dalsze losy tradycyjnej dystrybucji kinowej. Pewnym światełkiem w tunelu okazał się sequel animacji o perypetiach młodej dziewczyny i jej spersonifikowanych emocji.

„W głowie się nie mieści 2” zadebiutowało w połowie czerwca i od razu zaczęło szturmem podbijać światowe kina. Film nie tylko przekroczył barierę miliarda dolarów, ale też zrobił to szybciej niż jakakolwiek inna animacja w historii. Zajęło mu to niecałe trzy tygodnie od premiery. Na tym oczywiście nie koniec, ponieważ produkcja nadal doskonale radzi sobie w kinach. Według serwisu Box Office Mojo, ma już na swoim koncie ponad 1,2 miliarda dolarów i wszystko wskazuje na to, że przekroczenie pułapu 1,5 miliarda dolarów jest tylko kwestią czasu. 

Żadna z dotychczasowych tegorocznych premier nie może się równać z wynikiem osiągniętym przez „W głowie się nie mieści 2”. Drugie miejsce box office’u zajmuje obecnie „Diuna: Część druga”, która zarobiła na całym świecie ponad 700 milionów dolarów. Podium zamyka „Godzilla i Kong: Nowe imperium” z wynikiem 567 milionów dolarów. „W głowie się nie mieści 2” najprawdopodobniej już wkrótce prześcignie też najbardziej dochodową animację ubiegłego roku, czyli „Super Mario Bros. Film”, które zarobiło w kinach na całym świecie ponad 1,3 miliarda dolarów.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Pixar (@pixar)

„W głowie się nie mieści 2” jest kontynuacją  jednej z najlepiej przyjętych animacji Pixara, którą z równym zainteresowaniem oglądały zarówno dzieci, jak i dorośli. Film z 2015 r. chwalono m.in. za nowatorski koncept i umiejętne, a zarazem niezwykle przystępne przedstawienie złożoności ludzkich emocji. Produkcja zdobyła Oscara za najlepszy długometrażowy film animowany oraz nominację w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. Wśród całej masy innych wyróżnień warto wymienić też Złotego Globa, Saturna i nagrodę BAFTA za najlepszy film animowany. Sukcesowi artystycznemu towarzyszył też komercyjny. Na całym świecie film zarobił ponad 850 milionów dolarów i znalazł się wśród najbardziej dochodowych produkcji 2015 roku.

Bohaterką „W głowie się nie mieści 2” ponownie jest Riley, ale tym razem już jako nastolatka. A to oznacza, że w jej głowie pojawiają się zupełnie nowe emocje, takie jak np. Niepewność. Reżyserem kontynuacji jest Kelsey Mann, a scenariusz, wspólnie z Johnem Zackiem, napisała Meg LeFauve, która pracowała także przy pierwszej części. Również tym razem do projektu zaangażowano znakomitych aktorów, wśród których znaleźli się m.in. Amy Poehler, Phyllis Smith, Maya Hawke, Ayo Edebiri czy Paul Walter Hauser.

Film może poszczycić się nie tylko godną pozazdroszczenia frekwencją w kinach, ale także znakomitym odbiorem. Jego ocena w serwisie Rotten Tomatoes wynosi obecnie 90% (krytycy) i 96% (widzowie).


Drugi Gladiator na pierwszych zdjęciach

Chyba możemy już oficjalnie stwierdzić, że marketingowa machina ruszyła z kopyta. Fani doczekali się w końcu pierwszych zdjęć z „Gladiatora 2”, czyli jednego z najbardziej wyczekiwanych filmów tego roku.

Od premiery kontynuacji „Gladiatora” dzieli nas już tylko kilka miesięcy i bez wątpienia jest to wydarzenie wzbudzające ogromne emocje wśród fanów kina na całym świecie. Pewne jest, że wcielający się w główną rolę Paul Mescal stanie przed nie lada wyzwaniem. Będzie musiał zmierzyć się nie tylko z przeciwnikami na arenie, ale także z osławionym poprzednikiem. Pierwsze zdjęcia opublikowane na łamach „Vanity Fair” pokazują, że ma szansę wyjść z tego starcia zwycięsko.

Zaprezentowane materiały przedstawiają Paula Mescala, który wciela się w dorosłego Lucjusza, siostrzeńca Commodusa, granego w oryginalnym filmie przez Joaquina Phoenixa. Chociaż w kontynuacji nie pojawi się Russell Crowe, to z pewnością nie zabraknie wielu nawiązań do odgrywanej przez niego postaci. Na jednym ze zdjęć widzimy Lucjusza podczas wykonywania charakterystycznego gestu, jakim jest rozcieranie piasku w dłoniach po wejściu na arenę. Dokładnie to samo robił jego idol z młodości. Na innym zdjęciu Lucjusz przygląda się wiszącej na ścianie zbroi, którą nosił legendarny Maximus.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Vanity Fair (@vanityfair)

Poza centralną postacią filmu zdjęcia pokazują też Pedro Pascala, Denzela Washingtona, Josepha Quinna, Freda Hechinge’a oraz powracającą do swojej roli, Connie Nielsen.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Vanity Fair (@vanityfair)

„Gladiator 2” rozbudza ogromne oczekiwania, ale rodzi też pewne obawy. Ridley Scott stoi za sukcesem „Obcego”, ale jego powrót po latach uwielbianego przez fanów uniwersum spotkał się z raczej chłodnym przyjęciem. Świat „Gladiatora” jest jednak znacznie prostszy i nie daje takiego pola do eksperymentowania, a tym samym ryzyko przeszarżowania z pomysłami jest znacznie mniejsze. Dostępne materiały pokazują, że film kontynuuje motyw zemsty, a Scott trzyma się sprawdzonej estetyki znanej z pierwowzoru. Technicznie wszystko zapowiada się oczywiście znakomicie. Chociaż tworzone przez reżysera filmy nie zawsze spotykają się z w pełni pozytywnym odbiorem, to zazwyczaj wszyscy zgodni są co do jednego – pod względem wizualnym Ridley Scott nie ma sobie równych.

Nie można zapomnieć o tym, że rok 2024 upływa pod znakiem spektakularnych klap finansowych. A już teraz wiadomo, że „Gladiator 2” będzie jednym z najdroższych filmów w historii kina. Jego początkowy budżet wynosił pierwotnie 165 mln dolarów, ale ze względu na rozmaite problemy produkcyjne urósł podobno niemal dwukrotnie. Oznacza to, że sequel będzie musiał przyciągnąć naprawdę ogromną liczbę widzów, aby pokryć wysokie koszty produkcji i przynieść zyski.

Pierwszy „Gladiator” zadebiutował w 2000 roku i momentalnie zapisał się na liście klasyków kina, łącząc w sobie doskonałe aktorstwo, reżyserię, efekty specjalne i głęboką narrację. Do dziś cieszy się ogromną popularnością i uznaniem, zajmując 36. miejsce na liście „IMDb Top 250 Movies”. Wprawdzie spośród 5 zdobytych przez „Gladiatora” Oscarów żaden nie trafił do Scotta, ale kto wie, może zmieni się to za sprawą nadchodzącej kontynuacji.

Światowa premiera „Gladiatora 2” została zaplanowana na 15 listopada 2024 r. Tydzień później, 22 listopada, film trafia do polskich kin.


Lipiec w kinach

Lipiec zapowiada się całkiem gorąco. Zwłaszcza pod względem premier, wśród których nie zabraknie blockbusterów i wyczekiwanych powrotów. Sprawdźcie nasze propozycje.

Maxxine

Kontynuacja  wyreżyserowanych przez Ti Westa filmów „X” i „Pearl” z 2022 r. Oba zostały ciepło przyjęte jako oryginalne spojrzenie na zbyt często podążający utartymi schematami gatunek horroru. Tym razem akcja przenosi się do Hollywood lat 80-tych, gdzie Maxine, jedyna ocalała z masakry przedstawionej w „X”, próbuje zrobić karierę jako aktorka. W mieście grasuje jednak tajemniczy morderca, którego czyny mogą ujawnić mroczną przeszłość kobiety.

Premiera: 5 lipca

Humanitarna wampirzyca poszukuje osób chcących popełnić samobójstwo

Chyba mamy zwycięzcę w kategorii „najbardziej wyczerpujący tytuł roku”. Młoda, nad wyraz empatyczna dziewczyna nie jest w stanie zabijać, aby zaspokoić swoją potrzebę krwi. Działanie wbrew wampirzej naturze sprowadza na nią niezadowolenie ze strony rodziny, która odcina ją od dotychczasowego źródła krwi w torebkach. Rozwiązaniem problemu może być jednak nowo poznany nastolatek ze skłonnościami samobójczymi. Za reżyserię odpowiada Ariane Louis-Seize, a w rolach głównych występują Sara Montpetit i Félix-Antoine Bénard.

Premiera: 5 lipca

Rozmowa

W 50. Rocznicę powstania „Rozmowy” jeden z najlepszych filmów Francisa Forda Coppoli wraca do kin. Fabuła skupia się wokół postaci Harry’ego Caula (Gene Hackman), wybitnego specjalisty od inwigilacji i podsłuchów, który sam obsesyjnie strzeże swojej prywatności. Jego najnowsze zlecenie dotyczy śledzenia konwersacji pary młodych ludzi, której treść zdaje się mieć wpływ na ich życie. W miarę zgłębiania zawartości nagrania, Caul nabiera coraz większych wątpliwości i zaczyna odczuwać moralny konflikt związany z potencjalnymi konsekwencjami dla bohaterów podsłuchiwanej rozmowy.

Premiera: 5 lipca

Kod zła

Mroczny Thriller w okultystycznych klimatach opowiadający o agentce FBI tropiącej seryjnego mordercę. Za produkcję odpowiada SpectreVision, znana z oryginalnych i ambitnych horrorów (np. „Mandy” i „Color Out of Space”), której współzałożycielem jest Elijah Wood. W rolach głównych występują Nicolas Cage i Maika Monroe. Film reżyseruje Oz Perkins, znanany m.in. z „Małgosia i Jaś” oraz „I Am the Pretty Thing That Lives in the House”.

Premiera: 12 lipca

Twisters

Pierwszy katastroficzny „Twister” z Billem Paxtonem i Helen Hunt zadebiutował w 1996 r. i zarobił na całym świecie blisko pół miliarda dolarów. W świetle ostatnich finansowych klap hollywoodzkich blockbusterów powtórzenie tego wyczynu nadal stoi znakiem zapytania. Twórcom sequela udało się jednak zebrać mocną ekipę z Glen Powellem i Daisy Edgar-Jones na czele. Za kamerą stanął Lee Isaac Chung („Minari”), a scenariusz napisał Mark L. Smith („Zjawa”).

Premiera: 18 lipca

Zabierz mnie na Księżyc

Romantyczna komedia opowiadająca historię ambitnej specjalistiki do marketingu (Scarlett Johansson) i spokojnego inżyniera lotniczego (Channing Tatum), których losy krzyżują się podczas pracy nad projektem kosmicznym. Za reżyserię filmy odpowiada Greg Berlanti, znany z takich filmów jak „Twój Simon” czy „Och, życie”.

Premiera: 12 lipca

Deadpool & Wolverine

Jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku, który ma szansę udowodnić, że znajdujące się w dołku kino superbohaterskie jeszcze nie umarło.  Obok Ryana Reynoldsa zobaczymy Hugh Jackmana, który jeszcze niedawno zarzekał się, że nigdy więcej nie wcieli się w Wolverina. Szczęśliwie dla fanów jedna z najbardziej lubianych postaci Marvela powraca właśnie w jego wydaniu. Tak jak poprzednie części, film posiada kategorię wiekową R. Tym razem na stołku reżysera zasiadł Shawn Levy, znany m.in. ze „Stranger Things”, „Nocy w muzeum” czy „Free Guya”.

Premiera: 26 lipca


Opętanie Roberta Pattinsona

Robert Pattinson nadrobił zaległości i obejrzał „Opętanie” w reżyserii Andrzeja Żuławskiego. Film zrobił na nim tak duże wrażenie, że aktor pozyskał prawa do stworzenia jego remake’u.

Oryginalne „Opętanie” zadebiutowało w 1981 i opowiada historię Marka (Sam Neill) oraz Anny (Isabelle Adjani), którzy przechodzą burzliwy okres w swoim małżeństwie. Mark, po powrocie do domu po dłuższej nieobecności, odkrywa, że Anna chce się z nim rozstać. Kobieta zaniedbuje też ich wspólne dziecko i przejawia coraz dziwniejsze zachowania. Z czasem wychodzi na jaw, że jest opętana czymś znacznie mroczniejszym niż chwilowe uniesienia serca. A to prowadzi do dramatycznego i niepokojącego finału.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez TheIndustry (@theindustry_co)

W momencie premiery film podzielił krytyków, ale jego surrealistyczna aura i oryginalność zapewniła mu nominację do Złotej Palmy w Cannes. Isabelle Adjani otrzymała natomiast za swój niezapomniany występ nagrodę dla najlepszej aktorki oraz Cezara. Względny sukces artystyczny nie przełożył się jednak na frekwencję w kinach. Wpływ na to miała m.in. cenzura. Nakręcony w Berlinie film w ogóle nie był wyświetlany w niemieckich kinach, w Anglii został zakazany, a do USA dotarł w wersji krótszej o całe 45 minut. Dziś jednak ten psychologiczny horror cieszy się zasłużonym statusem kultowego klasyka oraz jednego z najbardziej rozpoznawalnych dzieł Żuławskiego. Fani cenią go za niespotykane w filmach głównego nurtu połączenie grozy i kina autorskiego, które wywołuje ogrom emocji i nie pozwala o sobie zapomnieć na długo po zakończeniu seansu.

Szczegóły na temat nadchodzącego remake’u nie są jeszcze znane, ale wiemy już, że zaangażowano do niego reżysera i scenarzystę Parkera Finna, który ma na swoim koncie m.in. ceniony horror „Uśmiechnij się”. Za produkcję odpowiadała będzie firma producencka  Roberta Pattinsona Icki Eneo Arlo, ale nie ujawniono jeszcze czy on sam wystąpi przed kamerą.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez @cultmovieshots

Bez względu na to, komu powierzone zostaną główne role w remake’u, zaangażowani aktorzy będą mieli trudne zadanie mierząc się z oryginałem. W filmie z 1981 roku błyszczała przede wszystkim Isabelle Adjani, której kreacja została okupiona ogromnym wysiłkiem psychicznym. Aktorka przyznała, że po nakręceniu filmu zmagała się ze stresem pourazowym, a dojście do siebie zajęło jej kilka lat. Krążyły nawet plotki, że po zakończeniu zdjęć i zobaczeniu swojego występu podjęła próbę samobójczą. Sam Neill, jej ekranowy partner, uznał natomiast Opętanie za najbardziej ekstremalny – pod każdym możliwym względem – obraz w jakim wystąpił.


Magia kina bez komputerów: niesamowite praktyczne efekty specjalne, które przeszły do historii

Przed CGI filmowcy musieli polegać na swojej kreatywności i pomysłowości, by tworzyć zapierające dech w piersiach efekty specjalne. Te praktyczne triki nie tylko zachwycały widzów, ale często stanowiły prawdziwe wyzwanie inżynieryjne. Przyjrzyjmy się niektórym z najbardziej niezwykłych przykładów praktycznych efektów specjalnych, które na zawsze zmieniły oblicze kina.

Obracający się korytarz w „Incepcji” (2010)

Christopher Nolan, znany z preferowania praktycznych efektów, stworzył jedną z najbardziej pamiętnych scen w „Incepcji” bez użycia CGI. Scena walki w obracającym się korytarzu hotelu została nakręcona w gigantycznej obrotowej konstrukcji o długości 30 metrów i średnicy 12 metrów. Aktorzy musieli trenować przez tygodnie, by móc poruszać się i walczyć w tym wirującym środowisku. Efekt końcowy jest nie tylko wizualnie oszałamiający, ale też niezwykle realistyczny.

Latający rower w „E.T.” (1982)

Ikoniczna scena, w której Elliott leci na rowerze z E.T. przed księżycem, została stworzona bez użycia green screenu czy komputerowych efektów. Steven Spielberg wykorzystał technikę zwaną „matte painting” w połączeniu z precyzyjnie zaplanowanymi ujęciami. Rower z aktorami był w rzeczywistości zawieszony na dźwigu, a malowany na szkle obraz księżyca i lasu został nałożony na film. Precyzyjne oświetlenie i synchronizacja ruchu stworzyły magiczny efekt, który do dziś zachwyca widzów.

Miniaturowe modele w oryginalnej trylogii „Gwiezdnych wojen” (1977-1983)

George Lucas i jego zespół z Industrial Light & Magic zrewolucjonizowali efekty specjalne, tworząc niezwykle szczegółowe miniaturowe modele statków kosmicznych. Millennium Falcon, Gwiezdne Niszczyciele i Gwiazdę Śmierci zbudowano jako fizyczne modele, niektóre o imponujących rozmiarach. Na przykład, model Gwiezdnego Niszczyciela miał ponad 2 metry długości. Statki filmowano na tle blue screenu, często poruszając kamerą, a nie modelami, co dawało iluzję ruchu w przestrzeni kosmicznej. Ta technika, znana jako „motion control photography”, pozwoliła na stworzenie dynamicznych i realistycznych scen kosmicznych bitew.

Praktyczne efekty wybuchów w „Terminatorze 2” (1991)

James Cameron, znany z zamiłowania do spektakularnych efektów, stworzył niezapomniane sceny zniszczeń w „Terminatorze 2” bez użycia CGI. Szczególnie imponująca jest scena wybuchu budynku Cyberdyne Systems. Zespół efektów specjalnych zbudował miniaturową replikę budynku o wysokości 15 metrów. Konstrukcja została wypełniona materiałami wybuchowymi i podpalona, a całość sfilmowano z wielu kamer w zwolnionym tempie. Efekt był tak realistyczny, że wielu widzów do dziś jest przekonanych, że wysadzono prawdziwy budynek.

Animacja poklatkowa w „King Kongu” (1933)

Choć film ma już prawie 90 lat, efekty specjalne w oryginalnym „King Kongu” wciąż robią wrażenie. Willis O’Brien, pionier animacji poklatkowej, stworzył miniaturowe modele Kong’a o wysokości 45 cm. Każda scena wymagała tysięcy drobnych ruchów modelu, by stworzyć płynną animację. Co ciekawe, futro Kong’a było w rzeczywistości króliczą sierścią przyklejoną do gumowej formy. By stworzyć iluzję interakcji między Kong’iem a aktorami, O’Brien używał projekcji tylnej i precyzyjnie dopasowanych makiet.

Transformacje wilkołaka w „American Werewolf in London” (1981)

Scena przemiany człowieka w wilkołaka w tym kultowym horrorze to majstersztyk praktycznych efektów. Rick Baker, legendarny specjalista od charakteryzacji, stworzył serię silikonowych masek i protez, które nakładano na aktora. Każda faza transformacji była filmowana oddzielnie, a następnie łączona w płynną sekwencję. Baker wykorzystał również pneumatyczne urządzenia do imitacji rozciągającej się skóry i zmieniających się mięśni. Za tę scenę otrzymał pierwszego w historii Oscara za charakteryzację.

Latające samochody w „Powrocie do przyszłości II” (1989)

By stworzyć efekt latających samochodów, zespół Roberta Zemeckisa wykorzystał kombinację kilku technik. Pojazdy były zawieszone na specjalnych wysięgnikach, które później usuwano z obrazu. W scenach, gdzie samochody lądowały lub startowały, wykorzystywano hydrauliczne platformy ukryte pod pojazdami. Dla scen lotu na dalszym planie, używano precyzyjnie wykonanych miniatur sterowanych komputerowo.

Ciekawostki:

  • W „Obcym” (1979) Ridleya Scotta, do stworzenia efektu „krwi” obcego użyto mieszanki jogurtu, jajek i żelatyny.
  • W „Czarnoksiężniku z Oz” (1939) efekt tornad stworzono za pomocą ogromnej pończochy z muślinu, zawieszonej między dwoma masztami i poruszanej za pomocą lin.
  • W „Szczękach” (1975) Stevena Spielberga, mechaniczny rekin często się psuł. To zmusiło reżysera do pokazywania rekina rzadziej, co paradoksalnie zwiększyło napięcie i strach u widzów.
  • „2001: Odyseja kosmiczna” (1968) – Słynna scena „wirującej stacji kosmicznej” została stworzona przy użyciu ogromnego koła o średnicy 11 metrów, obracającego się z prędkością 1,6 km/h. Aktorzy chodzili w nim, dostosowując swój ruch do obrotów, co stworzyło iluzję grawitacji w kosmosie.
  • „Gwiezdne wojny: Nowa nadzieja” (1977) – Efekt promieni laserowych został osiągnięty poprzez pokrycie małych lusterek substancją odblaskową i obracanie ich przed kamerą. Światło odbijało się od lusterek, tworząc charakterystyczny efekt błysku.
  • „Indiana Jones i Świątynia Zagłady” (1984) – W scenie z wagonikami w kopalni, twórcy zbudowali miniaturowy model całej trasy. By stworzyć iluzję ruchu, używali techniki zwanej „forced perspective”, manipulując rozmiarem modelu i prędkością kamery.
  • „Blob” (1988) – Tytułowa amorficzna masa była w rzeczywistości mieszanką silikonu i gumy. By stworzyć efekt ruchu, używano różnych kolorowych wersji Bloba, które następnie łączono w postprodukcji.
  • „Jumanji” (1995) – W scenie, gdzie przez dom przebiegało stado nosorożców, wykorzystano pełnowymiarowe animatroniczne głowy i nogi nosorożców, zamontowane na pojazdach podobnych do quadów. Reszta ciał zwierząt była domalowywana cyfrowo, co było jednym z pierwszych przykładów udanego połączenia efektów praktycznych i CGI.

Tworzenie efektów specjalnych przed erą CGI wymagało wiele kreatywności i inżynieryjnego kunsztu. Mimo rozwoju technologii komputerowej, wielu filmowców nadal ceni praktyczne efekty za ich autentyczność i „fizyczność”, często łącząc je z nowoczesnymi technikami dla osiągnięcia najlepszych rezultatów.