Matrix kończy 25 lat

Rok 1999 zdecydowanie nie był na to gotowy. Z głębi króliczej nory wyłonił się film, który nie tylko został ikoną popkultury, ale zupełnie odmienił też sposób, w jaki postrzegamy science-fiction i kino akcji. Mowa o "Matrixie", epokowym dziele, które świętuje właśnie 25. urodziny.
Fabułę „Matrixa” osadzono w futurystycznym świecie, gdzie ludzkość została zniewolona przez maszyny i żyje w stworzonej przez nie iluzji. Pojawia się jednak Neo (Keanu Reeves) – wybraniec, który staje przed zadaniem obalenia nowego porządku. Ten zarys historii nie pokazuje jeszcze epokowej siły „Matrixa”, która tkwi przede wszystkim w świeżych pomysłach i aspektach realizacyjnych. Film rodzeństwa Wachowskich wprowadził cały szereg nowatorskich standardów wizualnych i narracyjnych, które bez dwóch zdań zrewolucjonizowały kino. Nie popadł przy tym w tanie efekciarstwo, dostarczając widzom doskonale zbalansowaną mieszankę akcji, science-fiction i skłaniających do refleksji wątków filozoficznych.
W 1999 roku zastosowane w filmie efekty specjalne wgniatały w fotel i trzeba przyznać, że do dziś robią wrażenie. Podobnie jak rewolucyjne ujęcia kamery, „bullet time” czy dynamiczne, okraszone świetną muzyką walki. Aby wypaść przekonująco, uczestniczący w nich aktorzy przeszli kilkumiesięczne, wyczerpujące treningi, co nie było wówczas powszechnym standardem. Ogromną wagę przywiązano też do wizualnej stylizacji, w której nic nie pozostawiono przypadkowi. Składały się na nią m.in. kadry skąpane w charakterystycznej zieleni, kostiumy czy nawet gesty i sposób poruszania się postaci.
Znakiem rozpoznawczym „Matrixa” była też zielona plansza ze spadającymi symbolami, czyli tzw. cyfrowy deszcz. Dla wielu fanów punktem honoru stało się wtedy posiadanie na komputerze nawiązującego do niej wygaszacza ekranu lub chociażby statycznej tapety. Motyw cyfrowego deszczu pojawił się także w kontynuacjach „Matrixa” i stał się na tyle charakterystyczny, że często porównuje się go do napisów otwierających każdą z odsłon Gwiezdnych Wojen. Przez długi czas znaczenie słynnego ciągu znaków stanowiło zagadkę, ale w końcu została ona rozwiązana. Okazało się jednak, że nie mamy tutaj do czynienia z żadnym zakodowanym przesłaniem czy filozoficznym traktatem. Na cyfrowy deszcz składają się… przepisy na sushi, zapisane w trzech japońskich systemach: hiragana, katakana i kanji.
Po premierze Matrixa, pomijając powszechny zachwyt, pojawiały się też głosy, że film nie jest aż tak oryginalny, jak mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać. A to za sprawą szeregu zapożyczeń z wielu istniejących już dzieł kultury, jak chociażby z kultowego anime „Ghost in the Shell” czy teorii symulakrów Jeana Baudrillarda. Sami twórcy zawsze podkreślali jednak, że czerpali inspirację z istniejących utworów i źródeł, łącząc je w unikalny sposób.
Kolejne odsłony Matrixa również zapisały się w kanonie kina science-fiction, ale nie udało im się zdobyć tak wysokiego uznania, jakim do dziś cieszy się pierwowzór. Powodów było wiele. Sequele wprowadziły bardziej skomplikowaną i filozoficzną, ale zarazem nieco rozmydloną fabułę. Były też filmami znacznie mniej kameralnymi, co wpłynęło negatywnie na ich tempo i spójność. Chociaż również oferowały widowiskowe sceny akcji, to nie miały szans na wniesienie takiego stopnia świeżości i nowatorstwa, jak pionierska pod względem technologii filmowej i efektów specjalnych jedynka.
Ostatnim filmem z serii jest „Matrix Zmartwychwstania” nakręcony w 2021 w reżyserii Lany Wachowski.
Kinowe premiery marca

Nie ma wątpliwości, że marcowy repertuar zdominuje wyczekiwana odsłona Diuny, która zadebiutowała na ekranach pod koniec lutego i już może poszczycić się doskonałym startem. Nie oznacza to jednak, że jest to jedyny film, na który warto zwrócić uwagę planując wypad do kina. Sprawdźcie nasze propozycje.
Tylko nie Ty - 1 marca
Amerykańska komedia romantyczna z kategorią wiekową R, opowiadająca o dwójce młodych ludzi, których uczucie po płomiennej pierwszej randce zupełnie wygasło. Ich relacja ma jednak szansę odżyć, a nawet wkroczyć na kolejny poziom, gdy niespodziewanie spotykają się na australijskim weselu. To właśnie tam, jak przystało na dwójkę dorosłych ludzi, postanawiają udawać, że są parą. W wyreżyserowanym przez Willa Glucka filmie zobaczymy dwa gorące hollywoodzkie nazwiska – rozchwytywaną Sydney Sweeney oraz Glena Powella, którego popularność wystrzeliła w kosmos po występie w sequelu „Top Guna”.
Czasem myślę o umieraniu – 1 marca
Subtelny i kameralny komediodramat z Daisy Ridley w roli głównej. Historia przedstawia losy introwertycznej Fran, która prowadzi do bólu rutynowe życie i stara się unikać kontaktu z innymi ludźmi. Codzienną monotonię urozmaica jednak nietypowym zajęciem, którym są rozmyślania na temat rozmaitych okoliczności, w jakich mogłaby zakończyć się jej egzystencja. Poukładane życie Fran wywraca jednak pojawienie się Roberta (Dave Merheje) – nowego kolegi z pracy. Za reżyserię filmu odpowiada Rachel Lambert.
Strefa interesów – 8 marca
Brytyjski kandydat do Oscara, który został zrealizowany we współpracy z polską firmą producencką. Obraz przedstawia sielankowe życie rodziny Rudolfa Hössa w bezpośrednim sąsiedztwie zarządzanego przez niego obozu koncentracyjnego. Film zdobył już trzy nagrody BAFTA, 18 innych nagród oraz kilkadziesiąt nominacji, a zdjęcia do niego były kręcone w samym Auschwitz-Birkenau. Za reżyserię odpowiada niekonwencjonalny Jonathan Gazler i jest to zarazem jego pierwszy pełnometrażowy film od czasów głośnego „Pod Skórą” z 2013 roku.
Bękart – 15 marca
Zbierający świetne recenzje dramat historyczny rozgrywający się w XVIII-wiecznej Danii. Jak zawsze magnetyzujący Mads Mikkelsen wciela się w Ludviga Kahlena – dumnego, ambitnego, ale zubożałego weterana wojennego, który zamierza zbudować kolonię na pozornie nieurodzajnej ziemi. Na drodze staje mu Frederik De Schinkel – pełen pychy arystokrata, który widzi w działaniach Ludviga zagrożenie dla swojej pozycji.
Mean Girls – 15 marca
Kolejna odsłona „Wrednych Dziewczyn” (Mean Girls), od premiery których mija już 20 lat. Nie jest to jednak typowy remake. Film oparty jest na broadwayowskim musicalu o tym samym tytule, który powstał na podstawie oryginalnej komedii z 2004 roku. Film reżyserują Samantha Jayne i Arturo Perez Jr., a za scenariusz odpowiada Tina Fey, która pełniła podobną funkcję przy pierwowzorze.
Gdy rodzi się zło – 21 marca
Do polskich kin trafia w końcu jeden z najwyżej ocenianych horrorów 2023 roku, mogący poszczycić się średnią ocen krytyków na poziomie 97 proc. w serwisie Rotten Tomatoes. Bracia Pedro (Ezequiel Rodríguez) i Jimmy (Demián Salomón) odkrywają na skraju swojej posiadłości okaleczone zwłoki i tajemniczy dziennik. W efekcie kilku nieprzemyślanych decyzji nieumyślnie uwalniają demoniczną infekcję, która deprawuje i okalecza każdego, z kim się zetknie.
Godzilla i Kong: Nowe imperium – 28 marca
Nadchodzący film jest kontynuacją Godzilla vs. Kong, a zarazem kolejną częścią tzw. Monsterverse, czyli amerykańskiej sagi filmów o gigantycznych potworach. Widowiskowa produkcja zagłębi się w historię tytanów, ich pochodzenie oraz tajemnice Wyspy Czaszki, a tytułowe monstra będą musiały stawić czoła nieznanemu wcześniej zagrożeniu. Za reżyserię odpowiada Adam Wingard, który ma na swoim koncie poprzednią odsłonę potwornej serii. W obsadzie znaleźli się m.in. Rebecca Hall, Dan Stevens, Rachel House i Brian Tyree Henry.
Netflix drożej?

W najnowszym raporcie analityków z UBS Securities pojawiają się informacje, że gigant streamingu, Netflix, planuje kolejne podwyżki cen abonamentu w tym roku.
Podwyżka ta ma na celu przyspieszenie wzrostu przychodów i zysków firmy. Z raportu wynika, że takie działanie pozwoliłoby zwiększyć całkowity wzrost przychodów Netflixa w 2024 roku do 15%, w porównaniu z 7% w 2023 roku.
Netflix podniósł cenę swojego abonamentu 'Basic’ w październiku, z $9.99 do $11.99 miesięcznie w Stanach Zjednoczonych, a także zwiększył koszty w Wielkiej Brytanii i Francji. Chociaż Netflix oficjalnie nie ogłosił dalszych podwyżek cen, raport UBS zauważa, że taki ruch wpisywałby się w plan obowiązujący w całej branży oraz zmianę w kierunku „rentowności w streamingu”.
Nowa strategia obejmuje:
1) podwyżki cen,
2) konsolidację platform,
3) kurację biblioteki (z towarzyszącymi umorzeniami aktywów),
4) cięcia w wydatkach na treści (dostosowane do spadków związanych ze strajkami w 2023 roku) oraz
5) odnowione spojrzenie na licencjonowanie treści.
Czy wyższe ceny Netflixa będą dobrym posunięciem?
Pomimo krytyki dotyczącej treści i pochopnych decyzji o anulowaniu niektórych produkcji, analiza cytuje dane Nielsena, które pokazują, że udział Netflixa w oglądalności telewizyjnej w USA wzrósł w styczniu 2024 roku, osiągając 7,9% w porównaniu z 7,7% pod koniec ostatniego roku.
Netflix jest również uznawany za jedną z najbardziej opłacalnych platform streamingowych na rosnącym rynku, w porównaniu z innymi głównymi platformami. Według raportu UBS, subskrypcje Netflixa są średnio tańsze niż na innych platformach, z „ceną za godzinę konsumpcji” wynoszącą około 30 centów/godzinę na Netflixie, w porównaniu z 56 centami/godzinę dla Hulu, 58 centami/godzinę dla Peacock, 73 centy/godzinę dla Disney+ oraz 81 centów/godzinę dla HBO Max i Paramount+.
W miarę jak cel w streamingu zmienia się z wzrostu liczby subskrybentów na rentowność dla tradycyjnych firm medialnych, widzimy Netflixa jako ostatecznego beneficjenta tej racjonalizacji branży.
– mówią analitycy UBS w raporcie.
Netflix spodziewa się również zwiększenia liczby swoich netto subskrybentów, z prognozą UBS dostosowaną z 18 milionów do 20 milionów w 2024 roku. Dla kontekstu, Netflix pozyskał 29,5 miliona netto subskrybentów w 2023 roku, notując wzrost z rocznej średniej 21 milionów w latach 2020-2022.
Chociaż spodziewamy się spowolnienia we wzroście użytkowników netto, wierzymy, że Netflix nadal ma znaczny potencjał, ponieważ kontynuuje konwersję użytkowników na płatnych subskrybentów i przyciąga nowe grupy.
– czytamy w raporcie.
Największe nazwiska Hollywood wciąż na pokładzie
W tym roku na platformie pojawią się takie duże filmy jak „Back in Action” z Jamie Foxxem i Cameron Diaz, „Carry-On” z Taronem Egertonem i Jasonem Batemanem, „Damsel” z Millie Bobby Brown ze „Stranger Things”, krytycznie oceniany „Hit Man” z Glenem Powellem, „Rebel Moon Part 2: The Scargiver” w reżyserii Zacka Snydera oraz „Beverly Hills Cop: Axel F”, w którym Eddie Murphy powraca do jednej ze swoich najbardziej ikonicznych ról.
To spora dawka rozrywki, nawet nie wspominając o takich serialowych projektach jak „Avatar: Ostatni Władca Wiatru”, 3. sezon „Bridgerton”, „Ripley” z Andrew Scottem, „3 Body Problem”, „Black Doves”, 2. sezon „Dyplomaty”, 4. sezon „Emily w Paryżu”, „The Gentlemen” czy 6. sezon „Cobra Kai”.
W kontekście ciągłej ewolucji rynku streamingowego i wzrastających oczekiwań widzów, decyzja o podwyżce cen przez Netflixa może wydawać się ryzykowna. Jednak biorąc pod uwagę solidne fundamenty, na których opiera się strategia firmy, platforma wydaje się być w dobrej pozycji, aby utrzymać swoją dominację na rynku, nawet w obliczu wyższych cen. Czy tak będzie faktycznie – zobaczymy.
Legendy reżyserii: przewodnik po filmografiach

Bez tych reżyserów trudno wyobrazić sobie kino.
Zapraszamy Was na filmową podróż, w której przewodnikiem będzie lista reżyserów, bez których trudno wyobrazić sobie kino. To oni swoją wizją, stylem i niezwykłym podejściem do sztuki filmowej zdefiniowali to, co na wielkim ekranie nazywamy magią. Od mistrzów suspensu, przez wizjonerów science fiction, aż po nowoczesnych narracyjnych akrobatów – każdy z nich wnosi do kinematografii coś wyjątkowego, coś, co przekracza granice wyobraźni i zmusza do refleksji.
Na tej liście znajdą się zarówno ikony, które każdy kinomaniak zna i ceni, jak i może mniej oczywiste nazwiska, które jednak zasługują na uwagę ze względu na swój unikalny wkład w sztukę filmową. Przygotujcie się na spotkanie z twórcami, którzy swoją pasją i talentem przekraczają granice kina, tworząc dzieła, które inspirują, prowokują do myślenia i, co najważniejsze, pozostają z nami na długo po seansie.
Tak więc, bez dalszej zwłoki, zapraszamy do odkrycia listy „must-watch” filmografii reżyserów, którzy na zawsze zmienili oblicze kina. Oto oni – mistrzowie obiektywu, architekci snów i opowiadacze historii, których talent i wizja wyznaczają kierunki rozwoju światowej kinematografii.
Akira Kurosawa – reżyser, który wprowadził świat w bogactwo kina japońskiego. „Siedmiu samurajów”, „Rashomon” i „Ran” to tylko niektóre z jego dzieł, które zmieniły sposób, w który widzimy film.
Stanley Kubrick – reżyser znany z perfekcjonizmu i innowacyjności. Od science fiction („2001: Odyseja kosmiczna”) przez dramat wojenny („Full Metal Jacket”) po horror („Lśnienie”), jego filmografia jest bogata i różnorodna.
Quentin Tarantino – mistrz dialogu i niesamowitych zwrotów akcji. Jego filmy takie jak „Pulp Fiction”, „Kill Bill” czy „Django” to mieszanka gatunkowa pełna niespodzianek i charakterystycznego stylu.
Agnieszka Holland – polska reżyserka o międzynarodowej sławie, która porusza trudne tematy społeczne i historyczne. „Europa, Europa”, „W ciemności” czy „Pokot” to filmy, które zapadają w pamięć i skłaniają do refleksji.
Martin Scorsese – reżyser, którego filmy często badały tematykę przestępczości, winy i odkupienia. „Taksówkarz”, „Wściekły Byk”, „Wilki z Wall Street” to tylko niektóre z jego ikonicznych dzieł.
Wes Anderson – znany z unikalnego stylu wizualnego i ekscentrycznych postaci. Filmy jak „Grand Budapest Hotel”, „Moonrise Kingdom” czy „The Royal Tenenbaums” oferują unikalne i barwne doświadczenie filmowe.
Joel i Ethan Coen – bracia, którzy są mistrzami w mieszaniu gatunków, od komedii po dramaty. „Fargo”, „To nie jest kraj dla starych ludzi” i „Big Lebowski” to filmy, które pokazują ich zdolność do tworzenia niezapomnianych historii.
Sofia Coppola – reżyserka znana z delikatnego podejścia do postaci i atmosfery. „Między słowami”, „Marie Antoinette” i „The Bling Ring” to filmy, które badają subtelne emocje i relacje międzyludzkie.
Christopher Nolan – reżyser, który znany jest z eksplorowania złożonych tematów w przystępny sposób. „Incepcja”, „Interstellar” i „Mroczny Rycerz” to tylko kilka przykładów jego zdolności do tworzenia złożonych światów i opowieści.
Pedro Almodóvar – hiszpański reżyser znany z kolorowych i emocjonalnych opowieści o miłości, pożądaniu i tożsamości. Jego filmy takie jak „Porozmawiaj z Nią”, „Volver” czy „Ból i blask” wyróżniają się głębokim humanizmem i unikalnym podejściem do narracji.
Michael Haneke – austriacki mistrz psychologicznego thrillera i dramatu, który w swoich filmach, takich jak „Biała wstążka”, „Amour” czy „Funny Games”, bada ciemne zakamarki ludzkiej psychiki i społeczności. Jego dzieła są wyzwaniem dla widza, zmuszającym do refleksji nad naturą przemocy i miłości.
Lars von Trier – duński reżyser, którego twórczość często prowokuje i wywołuje kontrowersje. Filmy takie jak „Melancholia”, „Dogville” czy „Antychryst” są intensywne emocjonalnie, eksplorując ludzką cierpienie i skomplikowane relacje międzyludzkie w bardzo oryginalny sposób.
Paweł Pawlikowski – polski reżyser, który zdobył międzynarodowe uznanie dzięki filmom takim jak „Ida” i „Zimna wojna”. Jego dzieła charakteryzują się oszczędnym stylem, głęboką emocjonalnością i wyrafinowanym zmysłem estetycznym, często bada tematy przeszłości, tożsamości i miłości.
Jiří Menzel – czeski reżyser, kluczowa postać czeskiej Nowej Fali, znany przede wszystkim z filmu „Pociągi pod specjalnym nadzorem”. Jego twórczość łączy ludzką ciepłość z subtelnym humorem, często eksplorując absurd i komplikacje życia codziennego w socjalistycznej Czechosłowacji.
Tim Travers i Paradoks Podróżnika w Czasie

Czarne dziury, klony i Danny Trejo
„Tim Travers i Paradoks Podróżnika w Czasie” zabierze nas w podróż przez czas na Festiwalu Filmowym Cinequest już w marcu. Film, inspirowany „ciężkim piciem i kiepskimi decyzjami życiowymi”, jak sugeruje reżyser, może pochwalić się imponującą obsadą — Felicia Day, Danny Trejo, Keith David, Joel McHale i wielu innych, z Samuelem Dunningiem w roli tytułowego szalonego naukowca, Tima Traversa – mizantropa, który wprowadza w czas i wszechświat kompletny chaos, próbując zabić swoje młodsze ja.
Oto streszczenie „Tima Traversa i Paradoksu Podróżnika w Czasie”:
Witajcie w paradoksie podróżnika w czasie, gdzie naukowiec tworzy maszynę czasu i zabija swoje młodsze ja, co skutkuje istnieniem człowieka, który nie powinien — i nie mógłby istnieć. To właśnie paradoks, a paradoksy są niemożliwe. Poznajcie człowieka, który go stworzył: Tima Traversa, samotnika i szalonego naukowca, który zamierza stanąć na końcu czasów twarzą w twarz z Bogiem, by rzucić Mu wyzwanie.
W trakcie swojej przygody, Tim zmierzy się z najemniczą bandą, której skradziony pluton napędza jego maszynę, stanie do intelektualnego pojedynku z podcasterem w stylu Alexa Jonesa, stworzy czarną dziurę, spotka kobietę jeszcze bardziej szaloną niż on, sklonuje samego siebie, zniszczy wszechświat, stworzy go na nowo, i być może — tylko być może — nauczy się w końcu akceptować siebie.
Przed premierą, „Tim Travers i Paradoks Podróżnika w Czasie” był prezentowany na European Film Market na Berlinale w tym miesiącu, a Guerrilla Rep Media zajęła się marketingiem i dystrybucją filmu. Przed pełnometrażową premierą, reżyser Stimson Snead nakręcił w 2021 r. krótkometrażową wersję „Paradoksu Podróżnika w Czasie”, w której również wystąpił Samuel Dunning. Jak mówi Snead:
Większość historii o podróży w czasie wykorzystuje ją do eksploracji emocji i kondycji ludzkiej. Męczy Was już to? Jeśli tak, „Tim Travels” jest odpowiedzią, filmem, który zagłębia się w „co gdyby”, „i” oraz „ale” i bada je do skrajności, osiągając ekstremalnie komediowy efekt. Paradoksy podróży w czasie, rozszczepione rzeczywistości, holo-universa, entropia, czarne dziury i tworzenie bogów. To wszystko tutaj jest… To cała historia.
Przed swoim pokazem na Festiwalu Filmowym Cinequest, „Tim Travers i Paradoks Podróżnika w Czasie” był oficjalnym wyborem wielu festiwali filmowych, w tym Mysticon Film Festival, Los Angeles Sci-Fi Film Festival, Destincy City Film Festival, Boston SciFi Film Fest, Spokane International Film Festival i Shockfest Film Festival, co Snead chwalił w mediach społecznościowych.
Reżyser mówił również, podczas promocji filmu w lokalnej stacji w Spokane, WA, KREM:
To historia o akceptacji siebie i miłości do siebie. Główny żart meta w oryginalnym krótkometrażowym filmie polegał na tym, że główny bohater był w stanie ciągłej autoagresji, zwykle przedstawianej w żartach. Zamiast odejść od tego motywu, postanowiliśmy go podwoić i zgłębić to, co mówi o psychice postaci, używając podróży w czasie jako zabawnej metafory. I wyszło to naprawdę pięknie. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Publiczność na Festiwalu Filmowym Cinequest będzie miała okazję zobaczyć film już w sobotę, 9 marca.
Cztery filmy o Beatlesach w reżyserii Sama Mendesa już w produkcji

Sam Mendes zabiera Beatlesów na wielki ekran w czterech biografiach, z których każda będzie skupiona na jednym z członków kultowej grupy.
To pierwszy raz, kiedy Beatlesi udostępnili pełne prawa do swojego życia i muzyki na potrzeby filmu. Dwaj żyjący członkowie zespołu, Paul McCartney i Ringo Starr, oraz rodziny Johna Lennona i George’a Harrisona udzieliły tej zgody poprzez Apple Corps., wielobranżową korporację założoną przez Beatlesów w 1968 roku.
Jestem zaszczycony, że mogę opowiadać historię największego zespołu rockowego wszech czasów i podekscytowany, że mogę wyzwać pojęcie tego, co stanowi wizytę w kinie –
– powiedział Mendes w oświadczeniu.
Wiadomość została również podana na oficjalnym, instagramowym koncie Beatlesów, gdzie wielu fanów podzieliło się swoim podekscytowaniem nadchodzącymi filmami w komentarzach.
Uformowana w Liverpoolu w 1960 roku, grupa The Beatles szybko stała się fenomenem kulturowym. Uznawani za najbardziej wpływowy zespół w historii muzyki, Wspaniała Czwórka łączyła różne style muzyczne i była fundamentalna w rozwijaniu kontrkultury lat 60. Beatlesi rozstali się w 1970 roku, ale jej członkowie kontynuowali karierę muzyczną.
John Lennon został tragicznie zamordowany w 1980 roku, a George Harrison zmarł w 2001 roku po walce z rakiem płuc. Grupa pojawiła się w kilku filmach, a jej sukces i współpraca zostały przedstawione w kilku dokumentach, w tym w „The Beatles: Eight Days a Week – The Touring Years” Rona Howarda i „The Beatles: Get Back” Petera Jacksona.
Mendes będzie reżyserował wszystkie cztery filmy i produkował je ze swoim partnerem z Neal Street Productions, Pippą Harris, oraz Julią Pastor, a Jeff Jones będzie producentem wykonawczym. Harris nazywa nadchodzące filmy „epickim kinowym doświadczeniem”, które wykorzysta różne perspektywy, aby „opowiedzieć jedną historię o najbardziej celebrowanym zespole wszech czasów.” Sony Pictures Entertainment będzie finansować i wydawać filmy, których premiera jest zaplanowana na 2027 rok.
Sam Mendes jest nagradzanym reżyserem, najlepiej znanym ze swojej pracy nad filmami takimi jak „American Beauty”, „Droga do zatracenia”, „Droga do szczęścia” i „1917”; był również reżyserem filmów o Jamesie Bondzie „Skyfall” i „Spectre”.
Tom Rothman, prezes i dyrektor generalny Sony Pictures Motion Picture Group, chwalił wizję Mendesa dotyczącą opowiadania historii Beatlesów:
Dzisiejsze kinowe wydarzenia muszą być kulturowo sejsmiczne. Odważny, na dużą skalę pomysł Sama jest właśnie tym, a nawet więcej. Połączenie jego czołowego zespołu filmowego, z muzyką i historiami czterech młodych ludzi, którzy zmienili świat, zachwyci publiczność na całym świecie. Jesteśmy głęboko wdzięczni wszystkim stronom i sami nie możemy się doczekać, aby złamać kilka zasad z wyjątkowo artystyczną wizją Sama.
Biografie przeżywają obecnie swój wielki moment – filmy takie jak „Elvis”, „Maestro”, „Oppenheimer”, „Nyad”, „The Iron Claw” i „Ferrari” spotkały się z uznaniem krytyków – a Mendes jest krytycznie uznawanym filmowcem, więc nadzieje na te cztery filmy będą niewątpliwie wysokie.
Nie ogłoszono jeszcze obsady, ale opinie na temat tego, kto powinien zagrać czterech muzyków, już zaczęły krążyć.
Nowi Pogromcy Duchów mają być przerażający

Chociaż "Pogromcy Duchów: Zimowe Imperium" będzie charakteryzować się typowym dla serii humorem, fani powinni przygotować się na kilka prawdziwie przerażających momentów.
„Pogromcy Duchów: Zimowe Imperium” szykuje się, by podtrzymać sukces „Pogromców Duchów: Dziedzictwa” z 2021 roku, przedstawiając zupełnie nową przygodę, w której oryginalna drużyna – Peter Venkman, Ray Stantz i Winston Zeddemore – powróci do akcji, stając do walki z nową falą upiornych zjaw i duchów. Z premierą filmu zaplanowaną na przyszły miesiąc, reżyser Gil Kenan obiecuje, że najnowsza odsłona serii będzie zarówno zabawna, jak i zdecydowanie przerażająca, podobnie jak oryginał z 1984 roku.
Po ciepłym przyjęciu „Dziedzictwa”, nowa część nie tylko ponownie łączy w sobie ukochanych oryginalnych członków obsady – Billa Murraya, Dana Aykroyda i Erniego Hudsona – z nowymi twarzami z poprzedniego filmu, w tym Paula Rudda, Carrie Coon, Finna Wolfharda i Mckennę Grace, ale także wprowadza mrożące krew w żyłach nowe zagrożenie dla Nowego Jorku, trafnie nazwane „mrozem śmierci”, a wraz z nim nowy czarny charakter – Garrakę.
Podczas rozmowy z magazynem SFX, Gil Kenan podkreślił, że w najnowszej odsłonie „Pogromców Duchów” dokonano świadomego wyboru, aby wpleść w fabułę nieoczekiwane momenty przerażenia, które są kluczowym elementem dziedzictwa serii. Reżyser zaznaczył, że mimo iż humor w filmie pozostaje w równowadze z mroczniejszymi scenami, to właśnie zręczne balansowanie między nimi odgrywa kluczową rolę w sukcesie produkcji:
Zdecydowałem się na stworzenie straszniejszej wersji 'Pogromców Duchów’. Uważam, że film ten będzie postrzegany jako zarówno przerażający, jak i zabawny. Sekretem jest to, że im bardziej przerażająca scena, tym śmieszniejszy okazuje się być następujący po niej żart. To właśnie w ten sposób ton filmu oscyluje. Precyzyjne dostosowanie poziomu strachu jest dla mnie sposobem na to, aby humor był jeszcze bardziej wyrazisty.
Zwiastuny „Pogromców Duchów: Zimowe Imperium” umiejętnie prezentują mieszankę komedii i horroru, serwując widzom zarówno lodowato przerażające sceny, jak i charakterystyczne, krótkie dowcipy w wykonaniu Billa Murraya w roli Venkmana. Ta umiejętność równoważenia napięcia i humoru to fundament serii od jej spektakularnych początków z 1984 roku, gdzie każda nowa część z łatwością łączyła paranormalne przygody z niezapomnianymi żartami i slapstickową komedią. „Pogromcy Duchów: Dziedzictwo” silnie opierało się na nostalgii i emocjach, zwłaszcza w kulminacyjnych momentach, a „Zimowe Imperium” zdaje się kontynuować tradycję odwołań do oryginału z uśmiechem, wprowadzając jednocześnie nowego antagonistę i wątki nawiązujące do animowanego serialu „The Real Ghostbusters”.
„Pogromcy Duchów: Zimowe Imperium” ma otrzymać klasyfikację PG-13, sugerując, że przerażające momenty nie będą zbyt intensywne dla młodszych fanów serii, mimo że mogą przyczynić się do kilku niespokojnych nocy. Niemniej jednak, budowanie napięcia w połączeniu z humorystycznym odreagowaniem to specjalność serii, więc liczymy na rozrywkę w starym, dobrym stylu.
Oscarowi zwycięzcy i przegrani

Tegoroczna ceremonia wręczenia Oscarów zbliża się coraz większymi krokami. W wyścigu o najlepszy film nie bierze się jeńców, a historia tego prestiżowego wydarzenia pełna jest kontrowersyjnych decyzji. Dziś przyjrzymy się kilku zaskakującym wyborom, które wywołały burze emocji wśród krytyków i miłośników kina.
A jak będzie w tym roku? Przekonamy się już 10 marca. O miano najlepszego filmu zawalczą tym razem „American Fiction”, „Anatomia upadku”, „Barbie”, „Przesilenie zimowe”, „Czas krwawego księżyca”, „Maestro”, „Oppenheimer”, „Poprzednie życie”, „Biedne istoty” oraz „Strefa interesów”
Zielona dolina vs. Obywatel Kane
„Obywatel Kane” traktowany jest dziś jako synonim filmowego arcydzieła, ale w 1942 r. udało mu się zdobyć tylko jednego Oscara – za najlepszy scenariusz oryginalny. Pomimo powszechnego uznania za innowacyjne podejście do kinematografii i narracji filmowej, opus magnum Orsona Wellesa nie zdobyło więcej statuetek i przegrało w kategorii najlepszego filmu z „Zieloną Doliną” – familijnym dramatem Johna Forda. Ten ostatni zgarnął łącznie 5 Oscarów.
2001: Odyseja Kosmiczna vs. Oliver!
„2001: Odyseja Kosmiczna” to bezsprzecznie jedno z najważniejszych i najbardziej wpływowych dzieł w historii kina. W 1969 roku tradycyjne gusta Akademii nie były jednak gotowe na wizualne i narracyjne nowatorstwo Stanleya Kubricka. Głęboko filozoficzna i symboliczna natura filmu przegrała ze znacznie bezpieczniejszym musicalem opartym na klasycznej powieści Karola Dickensa. „Oliver!” (reż. Carol Reed) zdobył tytuł najlepszego filmu oraz cztery dodatkowe statuetki za najlepszą reżyserię, muzykę, scenografię oraz dźwięk. Stanleyowi Kubrickowi musiał wystarczyć Oscar za najlepsze efekty specjalne.
Rocky vs. Taksówkarz
Choć „Rocky” Sylvestra Stallone zdobył w 1977 r. Oscara za najlepszy film, wielu uważa, że „Taksówkarz” w reżyserii Martina Scorsese był obrazem bardziej innowacyjnym i o nieporównywalnie większym znaczeniu artystycznym. Z całym szacunkiem dla „Włoskiego Ogiera”, ciężko się z tym nie zgodzić. Ostatecznie Taksówkarz zakończył wyścig o Oscary z czterema nominacjami („Najlepszy film”, „Najlepszy aktor pierwszoplanowy”, „Najlepsza aktorka drugoplanowa”, „Najlepsza muzyka oryginalna”), a siedmiokrotnie nominowany Rocky zgarnął łącznie trzy statuetki (pozostałe dwie to „Najlepszy reżyser” oraz „Najlepszy montaż”).
Zakochany Szekspir vs. Szeregowiec Ryan
W 1999 roku zwyciężyła miłość i pewnie byłby to powód do radości, gdyby nie to, że wojnę reprezentował genialny „Szeregowiec Ryan” (oraz niewiele mu ustępująca „Cienka czerwona linia”). Wygrana „Zakochana Szekspira” w kategorii najlepszego filmu była jednym z ogromnych zaskoczeń 1999 roku i zapisała się w historii Akademii jako jedna z najbardziej niezasłużonych. Lekka i sympatyczna komedia kostiumowa zdobyła łącznie aż siedem Oscarów, w tym także za najlepszy scenariusz. Jako przyczynę porażki „Szeregowca Ryana” często wskazuje się, że film Spielberga padł ofiarą intensywnej i nie do końca czystej kampanii marketingowej, która skutecznie wpłynęła na wyniki głosowania.
Miasto Gniewu vs. Brokeback Mountain
Wygrana “Miasta Gniewu” jako najlepszego filmu na ceremonii wręczenia Oscarów w 2006 roku była uznawana za jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji w historii tej nagrody. Obraz Paula Haggisa pokazuje złożone relacje rasowe w Los Angeles, ale jednocześnie był krytykowany za to, że robi to w sposób mało subtelny i często mocno uproszczony. W wyścigu o tytuł najlepszego filmu „Miasto Gniewu” pokonało m.in. „Brokeback Mountain” – faworyta publiczności i krytyków. Grono przegranych uzupełnili: „Monachium”, „Good Night, and Good Luck” oraz „Capote”
Jak zostać królem vs. The Social Network
W 2011 roku „The Social Network” Davida Finchera uchodziło za mocnego faworyta, ale to właśnie „Jak zostać królem” podbiło serca członków Akademii i zgarnęło najważniejszego Oscara. Historyczny film o królu Jerzym VI i jego wysiłkach w pokonaniu trudności związanych z mówieniem jest obrazem udanym i powszechnie cenionym. Wiele osób nie zgadzało się jednak z tym, że zasługuje on na aż tak duże wyróżnienie, zwłaszcza biorąc pod uwagę wpływ, jaki „The Social Network” wywarło na kulturę i społeczeństwo. Film Toma Hoopera zgarnął łącznie cztery Oscary (pozostałe kategorie to „Najlepszy aktor pierwszoplanowy”, „Najlepszy reżyser” oraz „Najlepszy scenariusz oryginalny”). „The Social Network” musiało zadowolić się nagrodami za najlepszy scenariusz adaptowany, muzykę i montaż.
Co zwiastuje Super Bowl?

Super Bowl to nie tylko emocjonujące (chociaż głównie dla Amerykanów) starcie drużyn sportowych, ale również ważny punkt w kalendarzu miłośników kina. Jak co roku wydarzenie stało się areną, na której studia filmowe prezentują ekskluzywne zwiastuny, podsycając apetyt kinomanów na kolejne hity. Wybraliśmy dla Was najciekawsze z nich.
Deadpool 3
Po „Loganie” z 2017 r. Hugh Jackman postawił sprawę jasno – nigdy więcej nie wcieli się w Wolverine’a. Jak wiadomo, słowa jednak nie dotrzymał, dając fanom nadzieję na powrót jednej z najbardziej lubianych postaci Marvela. I to nie byle jaki, bo w towarzystwie cieszącego się nie mniejszą estymą Deadpoola. Dzięki Super Bowl możemy zobaczyć pierwszą, blisko 2,5-minutową zapowiedź nadchodzącego filmu. Obraz w kategorii wiekowej R ma trafić do amerykańskich kin 26 lipca 2024 roku, a jego oficjalny tytuł to „Deadpool & Wolverine”.
A Quiet Place: Day One
Na tegorocznym Super Bowl nie zabrakło też kolejnej odsłony „Cichego Miejsca”. Trzeci film z popularnej serii będzie prequelem skupiającym się na samym początku wyniszczającej świat inwazji tajemniczych stworzeń. W filmie występują m.in. Joseph Quinn, Lupita Nyong’o, Djimon Hounsou i Alex Wolff. John Krasinski ograniczył się tym razem do roli producenta i współscenarzysty, a za kamerą stanął Michael Sarnoski. Reżyser nie ma jeszcze na swoim koncie wielkiego dorobku, ale to właśnie on nakręcił docenioną przez krytyków „Świnię”, przywracając należny szacunek Nicholasowi Cage’owi. Premierę „A Quiet Place: Day One” zaplanowano na czerwiec 2024 roku.
Twisters
Od premiery „Twistera” z Billem Paxtonem i Helen Hunt minęło już blisko 30 lat. Wprawdzie moda na kino katastroficzne przeminęła z wiatrem, ale trzeba przyznać, że trailer sequela prezentuje się co najmniej widowiskowo. Pierwsza część zarobiła na całym świecie blisko pół miliarda dolarów i stała się jednym z najbardziej kasowych obrazów 1996 r. Zdania o jego artystycznej wartości były jednak podzielone. Film zdobył dwie nominacje do Oscara (za najlepsze efekty specjalne i dźwięk), ale zgarnął też Złotą Malinę jako „najgorszy film, który zarobił ponad 100 mln dolarów”. O tym, jak poradzi sobie sequel będzie można przekonać się już w lipcu. Jedno jest pewne – twórcom udało się zebrać solidną ekipę. W głównych rolach występują Glen Powell i Daisy Edgar-Jones, a za kamerą stanął Lee Isaac Chung („Minari”). Scenariusz wyszedł natomiast spod pióra Marka L. Smitha („Zjawa”).
IF
John Krasiński nie wyreżyserował kolejnej odsłony „Cichego Miejsca”, bo najwyraźniej był zajęty kręceniem „IF”, którego pierwszą zapowiedź mogliśmy zobaczyć właśnie na Super Bowl. Tym razem twórca uderza w zdecydowanie lżejsze tony. Otrzymamy kino familijne opowiadające o perypetiach dziewczynki, która odkrywa, że widzi wyimaginowanych przyjaciół innych osób. W filmie występują m.in. Ryan Reynolds, Steve Carell, Cailey Fleming, Fiona Shaw i Phoebe Waller-Bridge. Premiera została zaplanowana na 17 maja 2024 roku.
Wicked
Kinowa wersja bijącego rekordy popularności broadwayowskiego musicalu, który opowiada o czarownicach z Krainy OZ. Sama historia jest natomiast oparta na motywach powieści „Wicked: Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu”, którą napisał Gregory Maguire. Już teraz wiadomo, że film zostanie wydany w dwóch częściach, a pierwszą z nich będzie można zobaczyć 27 listopada 2024 roku. Za reżyserię odpowiada Jon M. Chu, mający na swoim koncie m.in. „Bajecznie bogatych Azjatów”. W rolach głównych występują Ariana Grande (jako Glinda) oraz Cynthia Erivo (jako Elphaba). Partnerują im. Michelle Yeoh, Jeff Goldblum, Ethan Slater oraz Jonathan Bailey.
Rogue Trooper od Duncana Jonesa

„Rogue Trooper” to nadchodząca produkcja reżysera Duncana Jonesa, oparta na popularnym brytyjskim komiksie, który zadebiutował w 1981 r. Film jest animacją zrealizowaną w całości na silniku Unreal Engine 5, wykorzystywanym przede wszystkim w grach video.
W Polsce „Rogue Trooper” nie jest zbyt dobrze znany, ale w świecie komiksowych pasjonatów to ceniona i kultowa marka. Uniwersum stworzone przez pisarza Gerry’ego Finleya-Day’a i artystę Dave’a Gibbonsa opowiada historię zmodyfikowanego genetycznie żołnierza o niebieskiej skórze, uwikłanego w wojenny konflikt pomiędzy dwiema frakcjami, i Southers. Kiedy jego oddział zostaje całkowicie zniszczony w zdradzieckiej masakrze, Rogue poprzysięga zemstę. Jak się okazuje, w jej realizacji pomagają mu polegli kompani. Ich umysły przechowywane są w specjalnych biochipach, które zostały umieszczone w plecaku, broni i hełmie bohatera. Sam Duncan Jones opisuje scenariusz filmu jako połączenie „Strażników Galaktyki” oraz „The Raid”, co zwiastuje mnóstwo dynamicznej akcji i zadziornych, okraszonych humorem dialogów.
Tym, co na pewno wyróżnia „Rogue Troopera” na tle innych akcyjniaków science-fiction są aspekty techniczne. Duncan Jones sięgnął po silnik Unreal Engine 5 (UE5), który powstał przede wszystkim z myślą o nowoczesnych grach video. Wykorzystują go takie produkcje, jak „Fortnite”, „Lords of the Fallen” czy powstający „Wiedźmin 4”. UE5 Bywa też stosowany w produkcji filmowej i telewizyjnej, ale zazwyczaj jako narzędzie pomocnicze, m.in. do tworzenia efektów specjalnych i wirtualnych scenerii. Tutaj natomiast odgrywa pierwsze skrzypce. Za ożywienie wizji Duncana Jonesa odpowiada studio Treehouse Digital. Jego przedstawiciel, Stuart Fenegan, podkreślił, że wykorzystanie UE5 pozwoliło na osiągnięcie bardzo wysokiego standardu animacji, nawet przy budżecie filmu niezależnego. „Rogue Trooper” jest tym samym pionierskim projektem, który pozwala na rozwinięcie nowego procesu twórczego w zakresie niezależnej produkcji filmów CGI.
„Rogue Trooper” jest wygenerowaną komputerowo animacją, ale nie oznacza to, że w filmie nie znalazło się miejsce dla interesującej obsady. W głównego bohatera wciela się znany z „Dunkierki” i serialu „1899” Aneurin Barnard. Partnerują mu m.in. Sean Bean, Hayley Atwell, Asa Butterfield, Jack Lowden, Daryl McCormack oraz Jemaine Clement.
Warto podkreślić, że nie jest to pierwsze spotkanie „Rogue Troopera” z komputerami. W 2006 r. światło dzienne ujrzała trzecioosobowa strzelanka o tym samym tytule, a w 2017 jej odświeżona wersja, czyli „Rogue Trooper Redux”. Chociaż żadnej z tych produkcji nie udało się podbić świata gier, to jednak obie zyskały grono wiernych fanów.
Obecnie film znajduje się na etapie postprodukcji, a data jego premiery nie została jeszcze ogłoszona. Ostatnim obrazem nakręconym przez Duncana Jonesa jest raczej chłodno przyjęte „Bez słowa” z 2018 roku. Jak dotąd największym artystycznym osiągnięciem reżysera pozostaje debiut z 2006 roku, czyli „Moon” z Samem Rockwellem w roli głównej.