Bill i Ted powrócą? Keanu Reeves i Alex Winter sugerują czwarty film

Fani kultowej serii komediowej o podróżujących w czasie rockmanach mają powody do optymizmu. Keanu Reeves i Alex Winter, odtwórcy głównych ról, w niedawnym wywiadzie odnieśli się do możliwości powstania czwartej części przygód Billa i Teda. Ich odpowiedź z pewnością ucieszy wszystkich, którzy czekają na ich powrót.

Obecnie Reeves i Winter ponownie dzielą scenę, tym razem na deskach teatru. Aktorzy występują razem w broadwayowskiej sztuce "Czekając na Godota", a ich sceniczna współpraca potrwa do 2026 roku. Przy okazji wydarzenia "Business of Broadway Breakfast", duet udzielił wywiadu dla magazynu Variety, w którym padło kluczowe pytanie o przyszłość filmowej franczyzy.

Zapytany o to, czy istnieje szansa na powrót do roli Billa i Teda po zakończeniu pracy nad spektaklem, Keanu Reeves odpowiedział krótko i jednoznacznie: "Tak".

Te słowa zdają się potwierdzać, że pomysł na czwarty film jest aktywnie rozwijany. Już w 2024 roku Alex Winter wspominał, że trwają prace nad koncepcją, która podoba się wszystkim zaangażowanym. "Pracujemy nad pomysłem na czwarty film, który wszystkim nam się podoba, a chłopaki [scenarzyści] zamierzają go napisać, więc zobaczymy. Tworzenie tych rzeczy zajmuje nam trochę czasu i nigdy nie chcemy tego robić, jeśli nie będą świetne" – mówił wtedy aktor.

Czy Bill i Ted odnajdą się we współczesnym kinie?

Dziedzictwo serii o Billu i Tedzie przetrwało dekady, a po prawie 30 latach przerwy duet powrócił w filmie Bill i Ted ratują wszechświat (Bill & Ted Face the Music). Sequel, napędzany w dużej mierze nostalgią, spotkał się z ciepłym przyjęciem fanów i skupił się na przekazaniu pałeczki następnemu pokoleniu.

Film trafił do kin w okresie po pandemii COVID-19, co przełożyło się na ograniczoną dystrybucję kinową. Produkcja odniosła jednak duży sukces na platformach VOD, co może być wskazówką dla producentów przy planowaniu ewentualnej premiery czwartej części. Niewykluczone, że studio zdecyduje się na dystrybucję bezpośrednio w streamingu.

Baza fanów pozostaje silna, a sympatyczni bohaterowie wciąż mają w sobie duży potencjał. Główne wyzwanie dla twórców będzie polegało na tym, by nowa historia trafiła nie tylko do wiernych widzów, ale także do współczesnej publiczności. Pozostaje mieć nadzieję, że Reeves i Winter dostaną szansę, by po raz kolejny wyruszyć w doskonałą podróż.


Koniec pewnej ery. Co dalej z serią "Halloween" po rozstaniu z Blumhouse?

Źr.: pexels.com

Po niedawnej trylogii, która na nowo rozpaliła dyskusje wokół Michaela Myersa, franczyza "Halloween" ponownie zmienia kurs. Prawa do serii opuściły wytwórnię Blumhouse, a przyszłość kultowego mordercy w masce rysuje się teraz w telewizji, pod skrzydłami nowego-starego właściciela.

Jason Blum, szef studia odpowiedzialnego za ostatnie trzy filmy, potwierdził, że jego umowa na produkcję kolejnych części wygasła.

Nie posiadamy już praw. Miałem umowę na trzy filmy - stwierdził, dodając jednak, że byłby otwarty na powrót do świata Haddonfield w przyszłości.

Trylogia w reżyserii Davida Gordona Greena miała swoje wzloty i upadki. "Halloween" z 2018 roku okazało się sukcesem, zarabiając globalnie ponad 259 milionów dolarów i zbierając pozytywne recenzje. Kolejne części, "Halloween zabija" (2021) i "Halloween. Finał" (2022), nie powtórzyły tego wyniku. Ich przychody były niższe, a odbiór wśród krytyków i fanów bardziej mieszany, zwłaszcza w przypadku finałowej odsłony, która spotkała się ze sporym rozczarowaniem.

Nowy rozdział pisany przez Miramax

W 2024 roku pełne prawa do franczyzy "Halloween", zarówno filmowe, jak i telewizyjne, wróciły do studia Miramax. Firma szybko ogłosiła, że jednym z jej priorytetów jest przeniesienie historii na mały ekran i stworzenie serialu telewizyjnego.

 

 

View this post on Instagram

 

A post shared by MonsterFlix (@monsterflixofficial)


Marc Helwig, szef działu telewizyjnego w Miramax, zapowiedział, że nadchodząca produkcja będzie stanowić "całkowity reset kreatywny". Serial ma zignorować wydarzenia nie tylko z trylogii Blumhouse, ale również ze wszystkich pozostałych sequeli. Twórcy planują powrót do korzeni. Jak wyjaśnił Helwig:

Fundamentem jest oryginalny film Johna Carpentera, jego postacie, a być może także grupa bohaterów, na których nie skupiano się zbytnio w ostatnich odsłonach filmowych. To całkowity reset i powrót do oryginału, a nie rozwijanie którejkolwiek z nowszych adaptacji.

Na ten moment prace nad serialem wciąż znajdują się na wczesnym etapie i nie podano wielu szczegółów. Pewne jest jednak, że dla marki "Halloween" zakończył się okres współpracy z Blumhouse, a fani mogą oczekiwać zupełnie nowego spojrzenia na historię Michaela Myersa.


Widzowie wychodzili z kin. Najbardziej kontrowersyjny film roku ma już zwiastun

Kino grozy i czarnej komedii niejednokrotnie testowało granice wytrzymałości widzów. Wygląda jednak na to, że produkcja "F**k My Son!" umieściła poprzeczkę na zupełnie nowym poziomie.

Film, który podczas festiwalowych pokazów wywołał skrajne reakcje i sprowokował część publiczności do opuszczenia sali, właśnie doczekał się oficjalnego zwiastuna. Premiera kinowa zaplanowana jest na 17 października 2025 roku.


Uwaga: materiał zawiera treści drastyczne, przeznaczone wyłącznie dla widzów dorosłych

Koszmar zrodzony z komiksu

"F**k My Son!" to adaptacja undergroundowego komiksu autorstwa Johnny'ego Ryana, znanego z transgresyjnej i bezkompromisowej kreski. Reżyserią zajął się Todd Rohal, a fabuła skupia się na zdesperowanej matce, która porywa młodą kobietę. Jej cel? Zmuszenie ofiary do odbycia stosunku z jej groteskowo zdeformowanym synem.

Oficjalny opis dystrybutora nie pozostawia złudzeń co do charakteru produkcji:

Zejście w otchłań chorej komedii i maniakalnego horroru z kategorią X. Zdesperowana matka wciąga niewinną nieznajomą w absurdalny, obrzydliwy koszmar przekraczający wszelkie wyobrażenie. Bezkompromisowo wierna adaptacja radosnego i odrażającego komiksu transgresywnego artysty Johnny'ego Ryana. Tylko dla dorosłych.

W obsadzie znaleźli się między innymi Tipper Newton ("The Mindy Project"), Robert Longstreet ("Nocna msza") oraz Steve Little ("Mogło być gorzej").

Nowy model dystrybucji

Film wywołał tak skrajne opinie, że jego twórcy zdecydowali się na nietypowy model dystrybucji. Zamiast przekazywać prawa tradycyjnej firmie, powołali do życia kolektyw twórców, który samodzielnie wprowadzi obraz do kin. W jego skład wchodzą reżyser Todd Rohal oraz osoby z doświadczeniem w branży medialnej, związane wcześniej z takimi markami jak Vice, Fox czy Disney.

W oświadczeniu kolektywu można przeczytać:

Zamiast oddawać film tradycyjnemu dystrybutorowi, 'F**k My Son!' zostanie wydany przez kolektyw kierowany przez filmowców - to nowy model, który łączy niezależność kina DIY z zasięgiem branżowej wiedzy. Ta kooperacyjna struktura pozwala twórcom zachować pełną własność swojego filmu, czerpiąc jednocześnie z zasobów, strategii i kontaktów zwykle zarezerwowanych dla produkcji studyjnych.

Celem jest udowodnienie, że odważne, niezależne filmy mogą z powodzeniem funkcjonować w kinach bez konieczności rezygnacji z praw autorskich czy wizji artystycznej. Czy ten eksperyment się powiedzie i czy publiczność jest gotowa na tak bezkompromisowe kino - odpowiedź poznamy już wkrótce.


Następca Hugh Jackmana w roli Wolverine'a?

Fot.: unsplash.com

Postać Wolverine'a jest dla wielu fanów nierozerwalnie związana z wizerunkiem Hugh Jackmana. Aktor przez lata definiował tę rolę, a jego niedawny powrót w „Deadpool & Wolverine” tylko wzmocnił ten status. Wygląda jednak na to, że Marvel powoli otwiera drzwi dla nowej interpretacji Logana, choć na razie w zupełnie innym medium. Studio Insomniac Games, odpowiedzialne za sukces gier z serii „Marvel's Spider-Man”, otrzymało zadanie przedstawienia światu swojej wersji kultowego mutanta.

Studio Insomniac Games zyskało ogromne uznanie dzięki grom „Marvel's Spider-Man”, jego kontynuacji oraz spin-offowi „Miles Morales”. Tytuły te wyróżniały się nie tylko dopracowaną rozgrywką, ale także świetnie napisaną historią, która z szacunkiem podchodziła do komiksowego materiału źródłowego. Nic więc dziwnego, że oczekiwania wobec „Marvel's Wolverine” są niezwykle wysokie.

Fani liczą, że deweloperzy przeniosą ten sam poziom jakości do świata X-Menów. Zgodnie z zapowiedziami, gra będzie tytułem ekskluzywnym dla konsol PlayStation, a jej premiera planowana jest na jesień 2026 roku. Dokładna data nie została jeszcze potwierdzona, ale już teraz wiadomo, że gracze mogą spodziewać się mroczniejszej i bardziej brutalnej opowieści niż w przypadku przygód Spider-Mana.

A co z Hugh Jackmanem w MCU?

Zapowiedź gry na nowo rozbudziła dyskusje na temat przyszłości Wolverine'a na dużym ekranie. Po finale „Deadpool & Wolverine” los postaci pozostał otwarty, co daje pole do spekulacji. Dodatkowo, powrót innych aktorów z oryginalnej serii „X-Men”, takich jak Patrick Stewart (Profesor X) czy Ian McKellen (Magneto), podsyca nadzieje fanów na ponowne zobaczenie Jackmana w ikonicznej roli.

Sam aktor pozostaje jednak bardzo powściągliwy w komentarzach na temat swojego ewentualnego udziału w przyszłych projektach Marvel Studios. Jak na razie, ani studio, ani sam Jackman nie potwierdzili żadnych oficjalnych planów. Wygląda więc na to, że w najbliższym czasie to właśnie gra od Insomniac Games będzie głównym wydarzeniem dla fanów Rosomaka.


Twórca „Longlegs” zamienia romantyczny wypad w koszmar

Kadr z oryginalnego zwiastuna filmu "Keeper"

Osgood Perkins po sukcesie „Longlegs” stał się jednym z najciekawszych reżyserów współczesnego horroru. Nie zwalnia tempa i już pracuje nad kolejnym projektem, który zapowiada się na mroczną i niepokojącą opowieść. W niedawnym wywiadzie dla magazynu „Empire” uchylił rąbka tajemnicy na temat filmu „Keeper”, opisując go jako historię romantycznego wyjazdu, który przeradza się w prawdziwy koszmar.

Scenariusz autorstwa Nicka Leparda skupia się na parze, Liz (Tatiana Maslany) i Malcolmie (Rossif Sutherland), którzy wyjeżdżają do odosobnionego domku, aby świętować swoją rocznicę. Szybko okazuje się, że w tym miejscu nie są sami - prześladuje ich złowroga siła. Tajemnicę podsyca nietypowa kampania marketingowa, w tym zwiastun, który sugeruje, że akcja może rozgrywać się w innej epoce.

Perkins tak opisał fabułę:

W każdym związku są pewne punkty zwrotne. Pierwsze spotkanie z rodzicami, pierwszy wspólny wyjazd za miasto. Film skupia się na jednym z takich momentów i sprawy przybierają naprawdę zły obrót. W domku coś mieszka. Oczywiście, że tak. Jest tam od jakiegoś czasu i miało już do czynienia z wieloma osobami, zanim na swojej drodze spotkało Liz i Malcolma.

Potwór w związku

Reżyser już wcześniej sugerował, że horror w „Keeper” będzie miał głębsze, psychologiczne podłoże. W rozmowie z „Empire” rozwinął tę myśl, wskazując, że zło w filmie jest metaforą toksycznych aspektów relacji.

To najgorsza część bycia mężczyzną. To spojrzenie na odrażającą męskość. Można to nazwać patriarchatem, mizoginią, toksyczną męskością, jakkolwiek. (...) Wykorzystuję tę okazję, by zbadać, jaka jest najgorsza wersja mężczyzny w związku i jak ona [Liz] wnosi do tego swoje własne doświadczenia. Myślę, że 'Keeper' stworzył okazję do odnalezienia potwora w relacji.

Wszystko wskazuje na to, że „Keeper” będzie czymś więcej niż typowym horrorem o nawiedzonym domu. Perkins zdaje się eksplorować mrok, który kryje się w dynamice międzyludzkiej, a nadprzyrodzona groza staje się jedynie katalizatorem dla ujawnienia wewnętrznych demonów.

Osgood Perkins nie zwalnia tempa

Od czasu przełomowego „Longlegs” z Nicolasem Cage’em, kariera Perkinsa nabrała rozpędu. Film o seryjnym mordercy ugruntował jego pozycję jako oryginalnego głosu w kinie grozy i otworzył drogę do współpracy ze studiem Neon.

Tuż po „Longlegs” reżyser zajął się adaptacją prozy Stephena Kinga w filmie „The Monkey”, który już teraz jest uznawany za jeden z najciekawszych horrorów 2025 roku. W „Keeper” ponownie współpracuje z Tatianą Maslany, która zagrała również w jego poprzednim filmie.

To jednak nie koniec. Perkins podpisał już umowę z Neon na kolejny projekt. Film zatytułowany „The Young People” ma wejść w fazę produkcji w październiku, a w głównych rolach zobaczymy Lolę Tung i Nico Parker.

Premiera „Keeper” zaplanowana jest na 14 listopada 2025 roku.


Co przeraża Stephena Kinga?

Stephen King od dekad nosi miano niekwestionowanego Króla Horroru. Jego powieści stały się źródłem strachu dla milionów czytelników, a ich adaptacje filmowe zapełniły niezliczone koszmary nocne. Skoro to on jest mistrzem w straszeniu, pojawia się pytanie: czy jest film, który potrafi przerazić samego Kinga?

Okazuje się, że tak. Tytuł ten to klasyk, który zmienił oblicze gatunku – "Teksańska masakra piłą mechaniczną".

Seans, który zostaje pod skórą

Okazją do tego wyznania stał się nowy film dokumentalny "Chain Reactions", który miał swoją premierę 19 września w Nowym Jorku. Produkcja skupia się na reakcjach pięciorga znanych twórców na arcydzieło Tobe'a Hoopera z 1974 roku. Wśród zaproszonych gości, obok m.in. reżysera Takashiego Miike czy komika Pattona Oswalta, znalazł się właśnie Stephen King. Pisarz podzielił się bardzo osobistym wspomnieniem swojego pierwszego seansu:

Nie widziałem "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", kiedy weszła do kin. Obejrzałem ją dopiero w 1982 roku w Kolorado. Byłem wtedy młodym ojcem i pisałem, by zarobić na rachunki. W sali kinowej byłem niemal sam. To właśnie w takich warunkach film ma największą szansę, by na ciebie zadziałać, by wcisnąć swoje zimne paluszki pod skórę.

Sekret tkwi w przerażającym realizmie

Co dokładnie sprawiło, że film Hoopera wywarł tak ogromne wrażenie nawet na kimś o wyobraźni Kinga? Odpowiedź jest prosta i z pewnością zgodzi się z nią wielu fanów horroru. Chodziło o to, że "Teksańska masakra..." wyglądała "cholernie prawdziwie".

 

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Bloody Disgusting (@bdisgusting)

Niskobudżetowy, brudny i surowy styl filmu sprawiał wrażenie niemal dokumentalnego zapisu makabrycznych wydarzeń. Historia grupy przyjaciół, którzy trafiają do domu kanibalistycznej rodziny z ikonicznym Leatherfacem na czele, pozbawiona była studyjnej gładkości. Tobe Hooper stworzył dzieło niezależne, które początkowo zostało zakazane w wielu krajach. Paradoksalnie, to właśnie ten status filmu zakazanego pomógł mu zyskać miano jednego z najbardziej wpływowych horrorów w historii i dać początek podgatunkowi slashera.

"Teksańska masakra piłą mechaniczną" przez lata doczekała się licznych kontynuacji, remake'ów i prequeli. Ostatnia próba, czyli "Teksańska masakra piłą mechaniczną" z 2022 roku, spotkała się jednak z bardzo chłodnym przyjęciem zarówno ze strony krytyków, jak i widzów.

Obecnie prawa do marki posiada firma Verve, która podobno rozważa kolejny restart serii. W kuluarach mówi się o zaangażowaniu w projekt twórcy serialu "Yellowstone", Taylora Sheridana, a także aktora Glena Powella. Czy nowa wersja zdoła odtworzyć pierwotną grozę? Czas pokaże. Na razie najlepszą rekomendacją do powrotu do oryginału z 1974 roku pozostają słowa samego Stephena Kinga. Skoro ten film przeraził mistrza, to znaczy, że jego moc wciąż działa.


Z wizytą w Adamczysze. Wystawa w Muzeum Historii Polski

Oficjalny plakat serialu "1670", ©Netflix

Serial "1670" stał się fenomenem, jakiego polski internet dawno nie widział. Błyskotliwe dialogi, absurdalny humor i satyryczne spojrzenie na sarmacką Polskę przyniosły produkcji Netfliksa ogromną popularność.

Teraz świat Jana Pawła Adamczewskiego i jego sąsiadów można zobaczyć na własne oczy. Wszystko za sprawą specjalnej wystawy "Wszyscy jesteśmy z Adamczychy", która na kilka dni zawitała do Muzeum Historii Polski w Warszawie.

Serialowe rekwizyty w murach muzeum

Wystawa, przygotowana przez Netflix we współpracy z Muzeum Historii Polski, to nie lada gratka dla fanów serialu. W holu głównym placówki zebrano oryginalne kostiumy, rekwizyty i elementy scenografii prosto z planu "1670". Można z bliska przyjrzeć się strojom Zofii i Anieli, sprawdzić, z jakich naczyń pijał Jan Paweł, a także poczuć klimat folwarku Adamczewskich.


To jednak nie tylko okazja do zrobienia sobie zdjęcia z serialowymi artefaktami. Ekspozycja została wzbogacona o merytoryczny komentarz historyczny przygotowany przez prof. Michała Kopczyńskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. Dzięki niemu zwiedzający mogą dowiedzieć się, ile prawdy historycznej kryje się w komediowej wizji twórców. plansze edukacyjne w przystępny sposób tłumaczą realia życia w XVII wieku, poruszając takie tematy jak moda, zdrowie, religijność czy innowacje, o których marzył pan na Adamczysze.

Świętowanie nowego sezonu

Organizacja wystawy zbiega się z premierą drugiego sezonu serialu, która miała miejsce 17 września. To część większej akcji promocyjnej. Oprócz samej ekspozycji Netflix zorganizował również "Dożynki Królewskie 1670" – specjalne wydarzenie plenerowe, na którym pojawili się aktorzy i twórcy odpowiedzialni za sukces produkcji.

Informacje praktyczne:

  • Muzeum Historii Polski, ul. Gwardii 1, Warszawa
  • Wystawa jest dostępna od 17 do 21 września 2025 roku.
  • Wstęp na wystawę jest bezpłatny.

Nie tylko maski hokejowe i dynie. Polskie oblicze grozy, które warto nadrobić na Halloween

Kadr z filmu "Wilczyca", WFDiF

Halloween zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nim maratony filmowe pełne upiorów, potworów i psychopatycznych morderców. Zanim jednak po raz kolejny sięgniecie po amerykańską klasykę, warto zwrócić wzrok w stronę rodzimego podwórka.

Polskie kino grozy, choć nie tak liczne jak jego zachodni kuzyni, ma swoją unikalną historię i potrafi zaskoczyć gęstym klimatem, oryginalnymi pomysłami i specyficznym, słowiańskim duchem.

Groza w cieniu cenzury

Tworzenie kina gatunkowego w PRL-u nie było zadaniem łatwym. Horror, jako forma czystej rozrywki, często musiał być przemycany pod płaszczykiem dramatu psychologicznego, kostiumowego czy artystycznej wizji. Mimo to właśnie w tamtych latach powstały dzieła, które do dziś stanowią fundament polskiej grozy.

Jednym z pierwszych ważnych tytułów był "Lokis. Rękopis profesora Wittembacha" (1970) w reżyserii Janusza Majewskiego. To adaptacja noweli Prospera Mériméego, która zamiast na tanich sztuczkach, buduje napięcie na niedopowiedzeniach i gotyckiej atmosferze. Opowieść o człowieku z niedźwiedzią naturą to pokaz, jak z klasą można straszyć, czerpiąc z literackich wzorców.

Zaledwie dwa lata później Andrzej Żuławski stworzył "Diabła" (1972) – film tak obrazoburczy i brutalny, że na premierę czekał aż 16 lat. To horror historyczny, którego akcja dzieje się w trakcie rozbiorów, ale tak naprawdę jest mroczną metaforą wydarzeń z marca 1968 roku. Szaleństwo, przemoc i gęsta, oniryczna atmosfera sprawiają, że seans jest przeżyciem intensywnym i niepokojącym.

Prawdziwym przełomem okazała się jednak "Wilczyca" (1983) Marka Piestraka. Film o hrabinie, która po śmierci wraca pod postacią wilkołaczycy, by mścić się na swoich oprawcach, stał się absolutnym hitem. Dziś może nieco trącić myszką, ale jego siła tkwi w unikalnym połączeniu horroru, romansu i opowieści o polskiej szlachcie. To pozycja obowiązkowa i symbol kina grozy lat 80. Dekadę tę dopełniło "Medium" (1985) Jacka Koprowicza – sprawnie zrealizowany thriller okultystyczny, który udowodnił, że polscy twórcy potrafią bawić się gatunkowymi konwencjami.

Odrodzenie po latach posuchy

Lata 90. i początek nowego milenium to czas, w którym polskie kino grozy praktycznie nie istniało. Dopiero druga dekada XXI wieku przyniosła renesans, za który w dużej mierze odpowiada tragicznie zmarły Marcin Wrona i jego film "Demon" (2015). To opowieść o weselu, podczas którego pan młody zostaje opętany przez dybuka – duszę z żydowskich wierzeń. Film zebrał fantastyczne recenzje na całym świecie, udowadniając, że polski folklor i historia są niewyczerpanym źródłem inspiracji dla nowoczesnego horroru. To kino inteligentne, z drugim dnem i fenomenalną rolą Itaya Tirana.

Nowa fala: slashery i horrory religijne

Ostatnie lata to prawdziwa eksplozja różnorodności. Twórcy przestali bać się czystego gatunku, czego najlepszym przykładem jest "W lesie dziś nie zaśnie nikt" (2020) Bartosza M. Kowalskiego. Pierwszy polski slasher, wyprodukowany dla platformy Netflix, to świadoma zabawa z amerykańską konwencją. Mamy tu grupę nastolatków uzależnionych od technologii, obóz w głuszy i zdeformowanych morderców. Film, choć dzielił opinie, otworzył drzwi dla bardziej komercyjnego i odważnego kina grozy w Polsce.

Najnowsze produkcje pokazują, że twórcy chętnie eksplorują kolejne podgatunki. "Ostatnia wieczerza" (2022) Bartosza M. Kowalskiego to przykład horroru klasztornego, który czerpie z estetyki włoskich mistrzów i motywów religijnych. Akcja osadzona w odizolowanym klasztorze w latach 80. pozwala na budowanie gęstego, dusznego klimatu.

Polskie kino grozy ma do zaoferowania znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. Od gotyckich opowieści, przez polityczne metafory, po nowoczesne slashery. To idealny moment, by w halloweenowy wieczór dać mu szansę i przekonać się, że strach ma także polskie imię.

 


Wróg Batmana, którego "nigdy nie pokazano w filmie". Matt Reeves uchyla rąbka tajemnicy

Pexels.com

Czekanie na kontynuację "Batmana" Matta Reevesa to dla wielu fanów DC sprawa najwyższej wagi. Produkcja z 2022 roku odświeżyła postać Mrocznego Rycerza, a teraz cała uwaga skupia się na sequelu. Reżyser niedawno podzielił się kilkoma informacjami na temat scenariusza i, co najważniejsze, procesu wyboru nowego przeciwnika dla bohatera granego przez Roberta Pattinsona.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Gürcan Bey (@gurcanbeyfilm)

 

Matt Reeves, goszcząc w podcaście "Happy Sad Confused" Josha Horowitza, potwierdził, że scenariusz do "The Batman - Part II" jest już gotowy. Oczywiście, prowadzący próbował wydobyć z reżysera nazwisko nowego antagonisty, jednak Reeves pozostał niewzruszony. Nie zdradził tożsamości postaci, ale podzielił się kluczową informacją dotyczącą jej filmowej historii.

Chodzi o postać, która "nigdy tak naprawdę nie została przedstawiona w filmie".

To stwierdzenie natychmiast uruchomiło falę spekulacji wśród fanów, którzy próbują odgadnąć, kto z bogatej galerii łotrów DC Comics został wybrany.

Inspiracje spoza komiksów

Reeves opowiedział również o procesie twórczym, który doprowadził do wyboru właśnie tego konkretnego wroga. Razem ze współscenarzystą, Mattsonem Tomlinem, dogłębnie analizowali komiksowe archiwa, ale nie ograniczali się tylko do nich.

Jak przyznał reżyser, obejrzeli wspólnie wiele filmów, i to nie tylko tych, których akcja mogłaby rozgrywać się w Gotham. Sugeruje to, że inspiracji dla nowej postaci szukano w różnych gatunkach i konwencjach filmowych, co może zapowiadać świeże podejście do materiału źródłowego.

Co już wiadomo o "The Batman - Part II"?

Mimo że szczegóły fabuły są trzymane w ścisłej tajemnicy, kilka faktów jest już potwierdzonych. Premiera filmu zaplanowana jest na 1 października 2027 roku. W swoich rolach powrócą Robert Pattinson jako Batman, Jeffrey Wright jako Jim Gordon, Andy Serkis jako Alfred Pennyworth oraz Colin Farrell jako Pingwin, którego historię rozwija obecnie serial "Pingwin".

 


Reeves podchodzi do kwestii poufności bardzo poważnie. Zdradził, że aby uniknąć przecieków, scenariusz jest przechowywany w specjalnej walizce zamykanej na zamek z kodem. To pokazuje, jak bardzo twórcy chcą zaskoczyć widzów w dniu premiery.


Wyciekł zarys fabuły „Krainy Lodu 3”

Źr.: pexels.com

W sieci zawrzało po tym, jak pojawiły się pierwsze, nieoficjalne informacje na temat fabuły wyczekiwanej trzeciej części „Krainy Lodu”. Wszystko wskazuje na to, że w Arendelle szykują się wielkie zmiany – od królewskiego ślubu po pojawienie się zupełnie nowego członka rodziny.

Informacje pochodzą z chińskiego serwisu społecznościowego WeChat, gdzie na oficjalnym profilu Disneya miał pojawić się krótki opis fabuły. Zgodnie z tłumaczeniem, które obiegło internet za sprawą użytkownika X (dawniej Twitter) The Hollywood Handle, historia ma wyglądać następująco:

W tym nowym rozdziale bądź świadkiem ślubu stulecia w Arendelle. Królowa Anna stanie na ślubnym kobiercu, by następnie dołączyć do Elsy w nowej, magicznej podróży pełnej nieznanych wyzwań. A co jeszcze bardziej ekscytujące: królewska rodzina wkrótce powita tajemniczego, nowego członka!

 

Informacje (nie do końca) pewne

Chociaż opis brzmi intrygująco, warto podchodzić do niego z rezerwą - sam Disney nie potwierdził tych rewelacji, ale też nie ma w tym nic zaskakującego. Dodatkowo, prace nad filmem są na wczesnym etapie. Josh Gad, podkładający głos Olafowi, potwierdził, że nagrania dialogów jeszcze się nie rozpoczęły. Oznacza to, że scenariusz wciąż może ulec znaczącym zmianom, co miało miejsce w przypadku obu poprzednich części serii.

Nowa postać, czyli kto?

Sformułowanie „tajemniczy nowy członek rodziny" natychmiast uruchomiło wyobraźnię fanów. Czy może chodzić o dziecko Anny i Kristoffa? A może o dawno zaginionego krewnego?

Pomysł na odnalezionych członków rodziny nie jest w uniwersum „Krainy Lodu” niczym nowym. W serialu „Dawno, dawno temu” („Once Upon a Time”) wprowadzono postać ciotki Anny i Elsy – oryginalnej Królowej Śniegu. Warto jednak zaznaczyć, że ta historia nigdy nie była oficjalną częścią filmowego kanonu Disneya.

Niektórzy fani z pewnością liczą na potwierdzenie popularnej teorii, według której Tarzan jest zaginionym bratem sióstr z Arendelle. Choć twórcy niegdyś przyznali, że bawili się tym pomysłem, różnice czasowe między obiema historiami czynią go mało prawdopodobnym. Bardziej realne wydaje się pojawienie kogoś ze strony ojca sióstr lub magicznej strony ich matki.

 

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Canal do Quintão (@canaldoquintao)

 

Na oficjalne potwierdzenie tych informacji przyjdzie nam jeszcze poczekać. Premiera „Krainy Lodu 3” zaplanowana jest na 24 listopada 2027 roku.


Privacy Preference Center