Gotycki "Frankenstein" del Toro zachwyca pierwszymi kadrami
Ikony klasycznego horroru przeżywają renesans za sprawą współczesnych reżyserów. Robert Eggers przygotowuje swoją wersję "Nosferatu", która trafi do kin w Boże Narodzenie, a Guillermo del Toro pracuje nad "Frankensteinem". Magazyn Vanity Fair właśnie opublikował pierwsze zdjęcia z planu tej wyczekiwanej produkcji Netflixa.
Powieść Mary Shelley doczekała się kilkudziesięciu adaptacji filmowych, a pierwsza z nich - "Frankenstein" Thomasa Edisona - powstała już w 1910 roku. Jednak to wersja Universal Pictures z 1931 roku, z Borisem Karloffem w roli potwora, ustanowiła kanon wizualny postaci i stała się punktem odniesienia dla kolejnych pokoleń twórców. Film Jamesa Whale'a, wraz z sequelem "Narzeczona Frankensteina" (1935), do dziś uznawany jest za jedną z najważniejszych produkcji w historii kina grozy.
Lata 50. i 60. przyniosły serię brytyjskich adaptacji studia Hammer, z Peterem Cushingiem jako doktorem Frankensteinem. Te produkcje, choć bardziej krwawe i bezpośrednie, zachowały gotycką atmosferę oryginału. W 1994 roku Kenneth Branagh przedstawił własną, bardzo wierną książce wizję w "Mary Shelley's Frankenstein", gdzie Robert De Niro wcielił się w postać monstrum. Film, mimo gwiazdorskiej obsady i wysokiego budżetu, spotkał się z mieszanym przyjęciem.
Warto wspomnieć też o niekonwencjonalnych podejściach do tematu, jak "Młody Frankenstein" Mela Brooksa (1974) - błyskotliwa parodia klasycznych horrorów, czy "Frankenstein" Bernarda Rose'a (2015) z uaktualnioną, współczesną fabułą. Frankenstein i jego "dziecko" pojawiali się też w nieoczekiwanych kontekstach, inspirując twórców seriali i innych mediów. Jedną z najciekawszych interpretacji przedstawił serial "Penny Dreadful" (2014-2016), gdzie Harry Treadaway jako Victor Frankenstein splata swoją historię z innymi postaciami wiktoriańskiej literatury grozy. Warto wspomnieć też o serialu "The Frankenstein Chronicles" z Seanem Beanem, który luźno nawiązuje do powieści Shelley, przedstawiając alternatywną historię jej powstania. Postać szalonego naukowca i jego tworu przewija się również w popkulturze - od kreskówek ("Hotel Transylwania") po gry wideo ("The Order: 1886"). Te różnorodne interpretacje pokazują, jak bardzo historia Frankensteina zakorzeniła się w zbiorowej wyobraźni, inspirując twórców do coraz to nowych wariantów opowieści.
Nowa gotycka wizja
Del Toro, który od dziesięcioleci marzył o nakręceniu własnej wersji tej historii, w rozmowie z Vanity Fair podkreślił znaczenie praktycznych dekoracji w tworzeniu gotyckiej atmosfery filmu. Większość scen rozgrywa się pośród ruin dawnej architektury.
Gotycki romans narodził się częściowo z fascynacji ruinami. Czasami są piękniejsze niż kompletne budynki, ponieważ reprezentują zderzenie kreacji i destrukcji
- wyjaśnił reżyser.
Reżyser, wspominając komercyjną porażkę "Crimson Peak", podkreśla, że filmy gotyckie nie powinny być promowane jako typowe horrory. Jego "Frankenstein" ma zagłębić się w temat znacznie bardziej niż tylko pokazać przerażające aspekty istoty stworzonej z martwych części ciała.
W adaptacji powieści Mary Shelley z 1818 roku Oscar Isaac wcieli się w rolę genialnego, ale szalonego doktora Frankensteina, a Jacob Elordi, znany z "Saltburn", zagra stworzoną przez niego istotę. W obsadzie znaleźli się również Mia Goth, Lars Mikkelsen, David Bradley, Christian Convery, Charles Dance, Felix Kammerer i Christoph Waltz.
Mistrz mrocznych opowieści
Guillermo del Toro to meksykański reżyser, scenarzysta i producent, znany z wyjątkowego podejścia do kina fantastycznego i horrorów. Jego filmy często łączą elementy mrocznej baśni z głęboką refleksją nad naturą człowieczeństwa. Międzynarodową sławę przyniosły mu takie produkcje jak "Labirynt fauna", "Hellboy" czy nagrodzony Oscarem "Kształt wody".
Charakterystyczny styl del Toro opiera się na bogatej wyobraźni wizualnej, połączeniu praktycznych efektów specjalnych z CGI oraz umiejętności tworzenia złożonych, niejednoznacznych postaci. Reżyser znany jest również z zamiłowania do potworów i istot nadprzyrodzonych, w których często dostrzega więcej człowieczeństwa niż w ludziach.
Premiera "Frankensteina" planowana jest na 2025 rok, choć dokładna data nie została jeszcze ogłoszona. Film obecnie znajduje się w fazie postprodukcji.
Conan O'Brien poprowadzi 97. ceremonię wręczenia Oscarów
Akademia Filmowa zakończyła poszukiwania gospodarza przyszłorocznej ceremonii wręczenia Oscarów. Po tym, jak Jimmy Kimmel odmówił prowadzenia gali, John Mulaney okazał się zbyt zajęty, a pomysł zaangażowania duetu Ryan Reynolds-Hugh Jackman nie wypalił, wybór padł na Conana O'Briena.
Informację o wyborze O'Briena jako gospodarza 97. ceremonii wręczenia Oscarów, zaplanowanej na 2 marca 2025 roku, podał portal Deadline. Akademia potwierdziła tę wiadomość w mediach społecznościowych, a dyrektor generalny Bill Kramer oraz Janet Yang wydali oficjalne oświadczenie.
Jesteśmy zachwyceni i zaszczyceni, że niezrównany Conan O'Brien poprowadzi tegoroczną ceremonię wręczenia Oscarów. To idealna osoba do przewodzenia naszemu globalnemu świętu filmu, łącząca błyskotliwe poczucie humoru z miłością do kina i doświadczeniem w prowadzeniu programów na żywo. Jego niezwykła umiejętność nawiązywania kontaktu z publicznością pomoże zjednoczyć widzów wokół tego, co Oscary robią najlepiej – uhonorowania wybitnych filmów i filmowców tego roku - napisali w oświadczeniu.
Sam O'Brien zareagował na nominację w swoim charakterystycznym stylu:
Ameryka tego żądała i wreszcie się stało: nowa Cheesy Chalupa Supreme w Taco Bell. A przy okazji, będę prowadził Oscary.
Przed ogłoszeniem wyboru O'Briena, Akademia rozważała format z wieloma gospodarzami, co już wcześniej praktykowano. Wśród potencjalnych kandydatów wymieniano duet Reynolds-Jackman (głównie ze względu na sukces "Deadpool & Wolverine" i ich świetną chemię na ekranie), a także Dwayne'a Johnsona, Willa Ferrella i Amy Poehler.
Jimmy Kimmel, który już czterokrotnie prowadził galę, był pierwszym wyborem Akademii, ale odmówił, chcąc skupić się na swoim programie i spędzać więcej czasu z rodziną. John Mulaney, który prowadził nietransmitowaną Governors Awards i był dobrze przyjęty jako prezenter podczas ostatniej ceremonii, również musiał odmówić z powodu napiętego harmonogramu.
Doświadczony showman
Wybór O'Briena nie jest przypadkowy. To uznany gospodarz programów telewizyjnych, komik, scenarzysta i producent. Prowadził "Late Night with Conan O'Brien" (1993-2009), przez krótki czas "The Tonight Show", a następnie program "Conan" w stacji TBS (2010-2021). Pracował też jako scenarzysta "Saturday Night Live" i "Simpsonów". Za swoją pracę przy "Late Night" otrzymał nagrodę Emmy za wybitne osiągnięcia w pisaniu scenariuszy programów rozrywkowych. Ma również doświadczenie w prowadzeniu dużych wydarzeń - był gospodarzem ceremonii Emmy w 2002 i 2006 roku.
97. ceremonia wręczenia Oscarów odbędzie się 2 marca 2025 roku.
Pamela Anderson w Oscarowym wyścigu
Village Roadshow opublikowało pierwszy zwiastun "Ostatniej Showgirl", filmu w reżyserii Gii Coppoli, który może okazać się przełomowym momentem w karierze Pameli Anderson. Aktorka wciela się w rolę Shelley, tancerki z Las Vegas, która po 30 latach występów musi zmierzyć się z zamknięciem show, w którym występuje.
Od modelki do ikony popkultury
Kariera Pameli Anderson rozpoczęła się w 1989 roku, kiedy pojawiła się na okładce Playboya. Przełomem okazała się rola ratowniczki C.J. Parker w serialu "Słoneczny patrol" (1992-1997), który przyniósł jej międzynarodową sławę. W latach 90. Anderson stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd telewizji, występując również w sitcomie "V.I.P." (1998-2002).
Jej kariera filmowa obejmuje role w takich produkcjach jak "Barb Wire" (1996), gdzie wcieliła się w tytułową postać, czy "Stripped to Kill" (2004). W 2006 roku zagrała w komedii "Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli w dostatku", gdzie wystąpiła jako ona sama, pokazując przy tym doskonałe wyczucie autoironii.
W ostatnich latach Anderson skupiła się na występach scenicznych, debiutując na Broadwayu w musicalu "Chicago" jako Roxie Hart (2022). W tym samym roku ukazał się też dokumentalny film Netflix "Pamela: Historia miłosna", który pokazał ją w zupełnie nowym świetle i zapoczątkował proces redefinicji jej wizerunku w oczach publiczności.
Wyścig po Oscara
Od wrześniowej premiery na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto "Ostatnia Showgirl" zbiera entuzjastyczne recenzje. "The Hollywood Reporter" mówi o "transformacyjnej roli", a "The AU Review" określa występ Anderson jako "narodziny nowej aktorki". Film utrzymuje imponujący wynik 81% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes (na podstawie 52 opinii). Film trafi do ograniczonej dystrybucji 13 grudnia 2024 roku, co umożliwi mu kwalifikację do 97. ceremonii wręczenia Oscarów. Szersza dystrybucja rozpocznie się 10 stycznia 2025 roku, co może pomóc produkcji w osiągnięciu sukcesu kasowego po okresie świątecznym, a przed ogłoszeniem nominacji do Oscarów.
W filmie zobaczymy także plejadę uznanych aktorów: Billie Lourd, Jamie Lee Curtis, Dave'a Bautistę, Brendę Song i Kiernan Shipkę. Ścieżkę dźwiękową wzbogaca utwór "Beautiful That Way" napisany specjalnie na potrzeby filmu przez Miley Cyrus, Andrew Wyatta i Lykke Li.
Mocna konkurencja
W wyścigu do Oscara w kategorii Najlepsza Aktorka pierwszoplanowa konkurencja jest silna. Wśród kandydatek wymienia się Mikey Madison za rolę w "Anorze", Nicole Kidman za "Babygirl", Karlę Sofíę Gascón w "Emilii Pérez", Demi Moore w "The Substance" oraz Cynthię Erivo w "Wicked". Film ma także szanse na nominację w kategorii Najlepsza Piosenka Oryginalna - Andrew Wyatt, współtwórca "Beautiful That Way", ma już na koncie Oscara za "Shallow" z "Narodzin gwiazdy".
Niezależnie od wyniku oscarowego wyścigu, "Ostatnia Showgirl" otwiera nowy rozdział w karierze Pameli Anderson. Aktorka już zakończyła zdjęcia do "Rosebush Pruning" Karima Aïnouza i zobaczymy ją również w nowej wersji kultowej komedii "Naga broń", gdzie wystąpi u boku Liama Neesona.
Twórcy "Wilkołaków" stawiają na praktyczne efekty specjalne
Chociaż "Człowiek wilk" od Universal Pictures może być najbardziej wyczekiwanym filmem o wilkołakach ostatnich lat, warto zwrócić uwagę na "Wilkołaki" - nowy film akcji z elementami horroru w reżyserii Stevena C. Millera, którego premiera zaplanowana jest na 6 grudnia. Frank Grillo, jedna z gwiazd produkcji, opisuje ją jako połączenie "Nocy oczyszczenia" ze światem wilkołaków.
W czasach, gdy większość efektów specjalnych tworzona jest komputerowo, twórcy "Wilkołaków" postanowili wrócić do tradycyjnych rozwiązań. Lou Diamond Phillips, który w filmie wciela się w postać doktora Arandy, w wywiadzie dla MovieWeb nie krył zachwytu nad praktycznymi efektami specjalnymi.
Steven C. Miller i James C. Clayton to ludzie z tej samej gliny. To prawdziwi pasjonaci kina, a ja uwielbiam takich twórców - mówił Phillips. - Nie znoszę ludzi w branży, którzy są tu tylko po to, by produkować kolejne rzeczy albo liczyć pieniądze. Dla mnie ogromne znaczenie mają ci, którzy kochają kino i je tworzą.
Fabuła i realizacja
Fabuła filmu koncentruje się wokół utajonego genu w populacji, który pod wpływem światła superksiężyca zamienia ludzi w żądne krwi bestie. Phillips podkreśla wyjątkowość efektów specjalnych:
To co zobaczymy na ekranie, to efekt ciężkiej pracy kaskaderów, którzy pocili się w Puerto Rico podczas kręcenia tego filmu. Owszem, niektóre elementy zostały podrasowane komputerowo, ale Steven C. Miller to reżyser z planem, który wie czego chce i potrafi to zrealizować. Praca z takimi reżyserami to czysta przyjemność.
W ślady legendy
Podejście twórców "Wilkołaków" do praktycznych efektów specjalnych przywodzi na myśl kultowy już "American Werewolf in London" z 1981 roku. Film Johna Landisa przeszedł do historii kina za sprawą przełomowej sceny transformacji człowieka w wilkołaka, która do dziś uznawana jest za jedną z najlepszych tego typu sekwencji w historii.
Za efekty specjalne w filmie odpowiadał Rick Baker, który otrzymał za swoją pracę pierwszego w historii Oscara w kategorii "Najlepsza charakteryzacja". Scena transformacji Davida Naughtona trwała zaledwie 2 minuty i 45 sekund, ale jej realizacja zajęła ekipie ponad sześć dni. Baker wraz z zespołem wykorzystał innowacyjny system mechanicznych i pneumatycznych protez, które pozwoliły na płynne pokazanie bolesnej przemiany człowieka w bestię.
Ciekawostką jest fakt, że niektóre z użytych w scenie rozwiązań były wówczas rewolucyjne - na przykład system wydłużania kończyn czy transformacja twarzy zostały zrealizowane za pomocą specjalnie zaprojektowanych, sterowanych pneumatycznie masek. By uzyskać efekt wydłużających się palców, Baker stworzył serię coraz dłuższych protez, które były wymieniane klatka po klatce. Cała sekwencja wymagała użycia 10 różnych masek i 7 kompletów sztucznych rąk.
By uzyskać realistyczny efekt pękającej skóry i wyrastającego futra, Baker opracował specjalną technikę wykorzystującą cienkie, lateksowe membrany wypełnione sztucznym owłosieniem. Pod wpływem ciśnienia powietrza membrany pękały w kontrolowany sposób, tworząc złudzenie przebijającego się przez skórę futra. Z kolei efekt wydłużającego się kręgosłupa osiągnięto dzięki systemowi teleskopowych prętów, które były stopniowo wysuwane spod protezy pleców aktora.
Szeroka dystrybucja
W czasach kiedy wiele podobnych produkcji trafia do ograniczonej dystrybucji, by po kilku tygodniach przenieść się na platformy streamingowe, "Wilkołaki" trafią do szerokiej dystrybucji dzięki Briarcliff Entertainment. Sam reżyser potwierdził to na platformie X, informując, że przedsprzedaż biletów ruszy 22 listopada.
To świetna wiadomość dla fanów gatunku, zwłaszcza że filmy o wilkołakach rzadko goszczą ostatnio na dużym ekranie. Sukces "Wilkołaków" może otworzyć drzwi dla innych niezależnych produkcji, dając im szansę na szerszą dystrybucję kinową zamiast bezpośredniego kierowania na platformy streamingowe.
Odzyskana niepodległość - wielka nieobecna polskiego kina?
Jutro, 11 listopada, Polska po raz kolejny będzie świętować rocznicę odzyskania niepodległości. To właśnie tego dnia, w 1918 roku, po 123 latach zaborów, nasz kraj powrócił na mapę Europy. Choć jest to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski, to zastanawiające, jak niewiele miejsca poświęciło mu rodzime kino. Czy to możliwe, że tak przełomowy moment w dziejach narodu nie znalazł odpowiedniego odzwierciedlenia na wielkim ekranie?
Polska kinematografia ma długą tradycję opowiadania o najważniejszych momentach naszej historii. Powstania, wojny, przełomowe wydarzenia społeczne - wszystkie doczekały się wielu interpretacji filmowych. Paradoksalnie jednak, sam moment odzyskania niepodległości, te kluczowe dni listopada 1918 roku, wciąż czekają na swoje pełnoprawne miejsce w historii polskiego kina.
Nieliczne próby
Jedną z nielicznych prób zmierzenia się z tematem był serial "Polonia Restituta" (1980) w reżyserii Bohdana Poręby. Ta monumentalna produkcja, składająca się z sześciu odcinków, próbowała uchwycić złożoność procesu odzyskiwania niepodległości. Szczególnie cenny jest ostatni odcinek, pokazujący kulisy powrotu Józefa Piłsudskiego z Magdeburga i przejmowania władzy w listopadzie 1918 roku. Film, mimo pewnej dozy patosu charakterystycznego dla tamtej epoki, pozostaje jedną z najbardziej kompleksowych prób filmowego opisania tego przełomowego momentu.
Znacznie nowszą propozycją jest "Piłsudski" (2019) Michała Rosy, z Borysem Szycem w roli głównej. Film, choć koncentruje się głównie na wcześniejszym okresie życia Marszałka, kończy się właśnie w momencie odzyskania niepodległości. Rosa pokazuje te wydarzenia z perspektywy osobistej, przez pryzmat relacji Piłsudskiego z najbliższymi współpracownikami i rodziną. To interesujące spojrzenie, choć wciąż pozostawiające pewien niedosyt, jeśli chodzi o szerszy kontekst historyczny.
Często słyszymy, że wydarzenia listopada 1918 roku są zbyt skomplikowane, by pokazać je w przystępnej formie filmowej. Mówi się o trudności w uchwyceniu równoległych wydarzeń w różnych częściach kraju, o problemach ze znalezieniem dramaturgicznego punktu ciężkości czy o wyzwaniach produkcyjnych związanych z odtworzeniem realiów epoki. Jednak światowa kinematografia udowadniała wielokrotnie, że takie przeszkody można pokonać. Wystarczy spojrzeć na "Lincolna" Spielberga, który mistrzowsko pokazał złożoność procesu politycznego, czy "Dunkierkę" Nolana, gdzie równoległe wątki stworzyły spójną całość. Nawet kwestie budżetowe nie muszą być przeszkodą - brytyjski "Darkest Hour" udowodnił, że kluczowe momenty historii można pokazać, koncentrując się na kilku dniach i ograniczonej liczbie lokacji.
W ostatnich latach pojawiły się jednak nowe możliwości opowiedzenia tej historii. Narodowe Centrum Kultury wraz z Filmoteką Narodową prowadzą zakrojony na szeroką skalę projekt digitalizacji materiałów archiwalnych z okresu odzyskania niepodległości. Te bezcenne nagrania, poddane koloryzacji i restauracji cyfrowej, pokazują autentyczny obraz tamtych dni. Powstają też interaktywne projekty wykorzystujące technologię VR, pozwalające "przenieść się" do Warszawy z listopada 1918 roku. Szczególnie warto wspomnieć o projekcie "Niepodległa VR", który pozwala widzom doświadczyć atmosfery pierwszych dni wolności.
Film dokumentalny "Niepodległość" (2018) Krzysztofa Talczewskiego udowodnił, że temat można pokazać w sposób nowatorski i angażujący. Wykorzystując starannie odrestaurowane i pokolorowane materiały archiwalne, reżyser stworzył poruszający obraz narodzin II Rzeczypospolitej. Sukces tego dokumentu pokazuje, że historie z listopada 1918 roku wciąż mają potencjał, by poruszać współczesnych widzów.
Być może właśnie teraz, gdy zbliżamy się do kolejnych rocznic odzyskania niepodległości, nadszedł czas na wielką produkcję fabularną, która wreszcie opowie tę historię z rozmachem i głębią, na jakie zasługuje. Historia listopada 1918 roku ma wszystko, czego potrzebuje wielkie kino: dramaturgię, wyrazistych bohaterów i moment dziejowego przełomu. Pozostaje mieć nadzieję, że polski film wreszcie po nią sięgnie.
Turcja zakazuje projekcji "Queer". Organizatorzy odwołują cały festiwal
Mubi podjęło bezprecedensową decyzję o odwołaniu swojego festiwalu filmowego w Turcji. Powodem jest zakaz wyświetlania filmu "Queer" w reżyserii Luki Guadagnino z Danielem Craigiem w roli głównej, który miał otworzyć wydarzenie. Festiwal Mubi Fest miał się odbyć w Stambule w dniach 7-10 listopada 2024 roku.
W wydanym oświadczeniu Mubi wyraźnie sprzeciwia się decyzji tureckiego rządu:
Wg rządu film został zakazany, ponieważ zawiera prowokacyjne treści zagrażające pokojowi społecznemu, a zakaz został wprowadzony ze względów bezpieczeństwa. Uważamy tę decyzję za ingerencję ograniczającą sztukę i wolność wypowiedzi. Festiwale to wspaniałe przestrzenie, gdzie świętuje się sztukę i różnorodność kulturową, łącząc ludzi. Ten zakaz obejmuje nie tylko jeden film, ale podważa sens i cel całego festiwalu.
"Queer", najnowsze dzieło twórcy głośnego "Tamtego lata" ("Call Me By Your Name"), opowiada historię amerykańskiego emigranta odkrywającego swoją seksualność. Mubi nabyło prawa do dystrybucji filmu w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Kanadzie, Ameryce Łacińskiej, Niemczech, Austrii, krajach Beneluksu, Hiszpanii, Turcji i Indiach. W Stanach Zjednoczonych film będzie dystrybuowany przez A24.
Szerszy kontekst
Decyzja o zakazie projekcji filmu w Turcji, kraju gdzie nie istnieją przepisy chroniące osoby LGBTQ+ przed dyskryminacją, nie jest zaskoczeniem. Jednak stanowcza reakcja Mubi może stanowić precedens i zachęcić inne firmy produkcyjne do podobnych działań w przyszłości.
Badania pokazują, że filmy mają realny wpływ na kształtowanie empatii i zrozumienia dla osób o odmiennych doświadczeniach życiowych. Przykładem może być wpływ filmu "Just Mercy" na widzów. Choć decyzje rządowe, takie jak zakaz w Turcji, mogą spowalniać pozytywne zmiany społeczne, stanowisko firm takich jak Mubi pokazuje, że środowisko filmowe nie zamierza rezygnować z poruszania ważnych tematów społecznych.
Co oglądać w listopadzie? Premiery Netflix
Ostatni miesiąc jesieni przynosi na Netflix prawdziwą lawinę premier. Od nostalgicznych powrotów do przeszłości, przez elektryzujące biograficzne seriale, aż po pierwsze w tym sezonie świąteczne produkcje. W listopadowej ofercie szczególną uwagę zwracają długo wyczekiwany prequel 'Samych swoich' oraz serialowa opowieść o legendzie Formuły 1. Sprawdźmy, co jeszcze pojawi się na platformie w nadchodzących tygodniach.
1 listopada
-
- Aniołki Charliego: Zawrotna szybkość (Charlie's Angels: Full Throttle), 2003
W reboocie telewizyjnego klasyka Aniołki mają za zadanie odnaleźć zaginione pierścienie z zakodowanymi danymi osób objętych programem ochrony świadków. - Duży, gruby kłamczuch (Big Fat Liar), 2002
Gdy zachłanny producent wprowadza na ekrany hitowy film na podstawie eseju licealisty, nie wspominając o jego wkładzie, chłopak walczy o swoje z pomocą przyjaciółki. - Zawodowcy (The Professionals), 1966
Milioner z Teksasu wynajmuje czterech poszukiwaczy przygód, aby uratowali jego żonę porwaną przez okrytego złą sławą bandytę z Meksyku.
- Aniołki Charliego: Zawrotna szybkość (Charlie's Angels: Full Throttle), 2003
- Bogdan Boner: Święto Zmarłych, 2024
We Wszystkich Świętych rośnie popyt na znicze, więc Domino zostawia Bogdana i przyłącza się do okradającego groby bogacza.
5 listopada
- Love Village, 2023
Single po 35. roku życia przenoszą się do domu na wsi, aby dać miłości jeszcze jedną szansę.
6 listopada
- Szpieg (Tinker Tailor Soldier Spy), 2011
Emerytowany agent zostaje przywrócony do służby i dostaje zadanie zdemaskowania sowieckiego szpiega w szeregach MI6. - Spotkajmy się w przyszłe święta (Meet Me Next Christmas), 2024
Romantyczna historia o kobiecie poszukującej miłości podczas świątecznego koncertu Pentatonix w Nowym Jorku.
8 listopada
- W klatce (La cage), 2024
Młody zawodnik MMA staje przed szansą życia, mierząc się z brutalnym przeciwnikiem w klatce.
13 listopada
- Matki pingwinów, 2024
Zawodniczka MMA musi zmierzyć się z największym wyzwaniem - wychowaniem siedmioletniego syna wyrzuconego ze szkoły. - Zakochany bałwan (Hot Frosty), 2024
Młoda wdowa przypadkiem ożywia uroczego bałwana, który pomaga jej odkryć na nowo miłość i świąteczną magię.
15 listopada
- Sami swoi. Początek, 2024
Historia rodów Kargulów i Pawlaków przed ich przesiedleniem z Kresów na Ziemie Odzyskane.
20 listopada
- Świąteczni dżentelmeni (The Merry Gentlemen), 2024
Tancerka z Broadwayu organizuje męską rewię świąteczną, aby ocalić prowincjonalny klub nocny swoich rodziców.
22 listopada
- Helikopter (Helikopterråne), 2024
Dwóch przyjaciół z dzieciństwa planuje ostatni skok - kradzież milionów z najlepiej strzeżonego miejsca w Szwecji.
27 listopada
- Nasz mały sekret (Our Little Secret), 2024
Byli kochankowie muszą spędzić święta pod jednym dachem, ukrywając swoją romantyczną przeszłość przed rodzinami.
29 listopada
- Senna, 2024
Biograficzny serial o legendzie Formuły 1, Ayrtonie Sennie, od jego początków w wyścigach do tragicznego wypadku.
- Śnieżna siostra (Snøsøsteren), 2024
Pogrążony w żałobie chłopiec nawiązuje niezwykłą przyjaźń z dziewczynką kochającą świąteczną atmosferę.
Michael Myers: 46 lat kinowego strachu
31 października to nie tylko Halloween - to także 46. rocznica premiery filmu, który na zawsze odmienił oblicze kina grozy. "Halloween" Johna Carpentera wszedł na ekrany dokładnie tego dnia w 1978 roku, rozpoczynając jedną z najbardziej wpływowych i dochodowych serii w historii horroru.
Narodziny legendy
John Carpenter tworząc "Halloween" współpracował z producentką Debri Hill, która pomogła mu napisać scenariusz w zaledwie 10 dni. Dysponując skromnym budżetem 325 tysięcy dolarów, twórcy musieli wykazać się niezwykłą kreatywnością. Zdjęcia realizowano w Południowej Kalifornii, choć akcja rozgrywa się w Illinois - ekipa rozrzucała sztuczne liście przed kamerą, by stworzyć jesienną atmosferę.
Chciałem stworzyć coś prostego, ale przerażającego. Historię o złu, które może czaić się w każdym spokojnym miasteczku - wspominał później Carpenter. Zainspirowała mnie wizyta w szpitalu psychiatrycznym podczas studiów. Zobaczyłem tam pacjentów o pustym spojrzeniu, całkowicie oderwanych od rzeczywistości. To było przerażające.
Film zarobił ponad 70 milionów dolarów, zwracając swój budżet ponad 200-krotnie. Do dziś pozostaje jednym z najbardziej dochodowych filmów niezależnych w historii kina, a jego premiera zapoczątkowała złotą erę slasherów. Sam Carpenter nie tylko wyreżyserował film, ale również skomponował jego kultową ścieżkę dźwiękową w zaledwie trzy dni.
Michael Myers - ewolucja ikony
Postać Michaela Myersa przeszła fascynującą ewolucję na przestrzeni lat. W oryginalnym filmie grał go Nick Castle, przyjaciel Carpentera ze studiów filmowych. Biała maska mordercy, która stała się ikoną horroru, powstała z przemalowanej maski kapitana Kirka z "Star Treka", kupionej za niecałe 2 dolary. Castle nadał Myersowi charakterystyczny, mechaniczny sposób poruszania się, który stał się wzorem dla późniejszych odtwórców tej roli.
W pierwszym filmie Myers był określany w napisach jako "Kształt" (The Shape), co podkreślało jego nieludzką naturę. Carpenter chciał, by zabójca był uosobieniem czystego zła - bez motywacji, bez emocji, bez możliwości odkupienia.
To nie jest postać, to siła natury" - mówił reżyser - Jak huragan czy tornado. Nie możesz z nim negocjować, nie możesz go zrozumieć. Możesz tylko próbować przeżyć.
Jamie Lee Curtis - narodziny final girl
Rola Laurie Strode była debiutem kinowym Jamie Lee Curtis, córki legendy horroru Janet Leigh. Curtis została wybrana częściowo ze względu na to pokrewieństwo - Carpenter widział w tym marketingowy potencjał. Nikt jednak nie spodziewał się, że 19-letnia aktorka stworzy tak przekonującą postać, która zdefiniuje archetyp "final girl" w kinie grozy.
Laurie Strode w interpretacji Curtis była inna niż typowe ofiary horrorów - inteligentna, odpowiedzialna, zdolna do walki o przetrwanie. Jej postać ewoluowała przez kolejne filmy, pokazując wpływ traumy i procesu zdrowienia. Curtis powracała do roli wielokrotnie na przestrzeni 46 lat, czyniąc z Laurie jedną z najdłużej rozwijanych postaci kobiecych w historii kina.
Złota era: klasyczna seria (1978-1995)
Pierwsza faza franczyzy, obejmująca sześć filmów, systematycznie budowała mitologię serii. "Halloween II" (1981) wprowadził kluczowy twist fabularny - Laurie Strode okazała się siostrą Michaela Myersa, co nadało jego polowaniu osobisty wymiar. Film rozgrywał się tej samej nocy co oryginał, przedstawiając wydarzenia w szpitalu Haddonfield Memorial.
"Halloween III: Sezon czarownic" (1982) był odważną próbą przekształcenia serii w antologię horrorów związanych ze świętem Halloween. Film, całkowicie pomijający postać Michaela Myersa, opowiadał o złowrogiej korporacji produkującej przeklęte maski dla dzieci. Mimo że obecnie cieszy się statusem kultowym, jego chłodne przyjęcie zmusiło producentów do powrotu do oryginalnej fabuły.
W kolejnych częściach wprowadzono złożoną mitologię Kultu Ciernia. Według tej historii, Michael został naznaczony starożytną klątwą druidów, która zmuszała go do zabijania członków własnej rodziny. Kult manipulował Myersem, wykorzystując jego nadnaturalne zdolności do własnych celów. Ta próba wyjaśnienia nadludzkiej siły i nieśmiertelności zabójcy spotkała się jednak z mieszanym przyjęciem fanów, którzy preferowali niewytłumaczalną, pierwotną naturę zła z pierwszych filmów.
Era odrodzenia (1998-2002)
Pod koniec lat 90. seria przeszła znaczące odświeżenie. "Halloween H20: 20 lat później" (1998) zignorował wydarzenia z części 4-6, koncentrując się na powrocie Jamie Lee Curtis jako Laurie Strode. Film pokazywał bohaterkę jako dyrektorkę prywatnej szkoły, zmagającą się z traumą i alkoholizmem, próbującą chronić swojego nastoletniego syna przed powracającym bratem.
"Halloween: Resurrection" (2002) wprowadził serię w erę cyfrową, przedstawiając reality show realizowany w dawnym domu Myersów. Film, mimo udziału gwiazd takich jak Busta Rhymes i Tyra Banks, spotkał się z ostrą krytyką, szczególnie za kontrowersyjne potraktowanie postaci Laurie Strode.
Nowa wizja: era Roba Zombie (2007-2009)
Rob Zombie, znany z brutalnych filmów takich jak "Dom 1000 trupów", podjął się ambitnego zadania przedstawienia nowej interpretacji klasyka. Jego "Halloween" (2007) znacząco rozbudował prehistorię Michaela Myersa, poświęcając pierwszą połowę filmu na pokazanie dzieciństwa przyszłego mordercy. Zombie zagłębił się w psychologiczne aspekty postaci, przedstawiając Myersa jako ofiarę trudnego dzieciństwa i dysfunkcyjnej rodziny.
W tej wersji Michael (grany przez Tylera Mane) był fizycznie imponującą postacią, a przemoc została przedstawiona w bezpośredni, naturalistyczny sposób. Film pokazywał też dr. Samuela Loomisa (Malcolm McDowell) jako bardziej złożoną postać - psychiatrę, który po latach opieki nad młodym Michaelem wykorzystuje jego historię do budowania własnej kariery.
"Halloween II" (2009) Zombiego jeszcze bardziej odszedł od konwencji, wprowadzając elementy surrealistyczne i psychodeliczne. Reżyser skupił się na traumie Laurie Strode (Scout Taylor-Compton) i jej wizjach łączących ją z bratem. Kontrowersyjne podejście Zombiego podzieliło fanów - jedni chwalili odwagę w prezentowaniu nowej wizji, inni krytykowali odejście od atmosfery oryginału.
Powrót do korzeni: trylogia Davida Gordona Greena (2018-2022)
W 2018 roku seria powróciła z nową trylogią, która ponownie zignorowała wszystkie sequele, będąc bezpośrednią kontynuacją filmu z 1978 roku. "Halloween" (2018) przedstawił Laurie Strode jako kobietę żyjącą w izolacji, przygotowaną na powrót Michaela. Jamie Lee Curtis stworzyła poruszający portret osoby zmagającej się z PTSD, której trauma wpłynęła na relacje z córką Karen (Judy Greer) i wnuczką Allyson (Andi Matichak).
"Halloween Kills" (2021) rozszerzył perspektywę na całe miasto Haddonfield, pokazując, jak strach przed Myersem wpływa na społeczność. Film wprowadził wątki o zbiorowej traumie i niebezpieczeństwach samosądu, przywracając także postacie znane z oryginalnego filmu, w tym Tommy'ego Doyle'a i Lindsey Wallace.
Trylogię zamknął "Halloween: Koniec" (2022), który podjął ryzykowną decyzję skupienia się na nowej bohaterce, Corey'u Cunninghamie, pokazując, jak zło reprezentowane przez Myersa może infekować kolejne pokolenia. Film, mimo kontrowersyjnych wyborów fabularnych, zapewnił epickie zakończenie blisko 50-letniej sagi Laurie Strode.
Dziedzictwo i wpływ na kulturę
Franczyza "Halloween" zrewolucjonizowała gatunek horroru na wielu poziomach. Wprowadziła lub spopularyzowała liczne konwencje slashera:
- Motyw "final girl" - silnej bohaterki, która przeżywa konfrontację ze złem
- Związek między seksualnością nastolatków a przemocą
- Niewytłumaczalne, nieludzkie zło jako antagonistę
- Wykorzystanie steadicamu do tworzenia subiektywnych ujęć z perspektywy mordercy
Muzyczny temat skomponowany przez Carpentera, oparty na prostym rytmie w metrum 5/4, stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych melodii w historii kina. Wpłynął na niezliczone późniejsze ścieżki dźwiękowe horrorów.
Imponujący dorobek
Na przestrzeni 46 lat franczyza "Halloween":
- Zarobiła łącznie ponad 1,1 miliarda dolarów przy budżetach nieprzekraczających zazwyczaj 20 milionów
- Ustanowiła rekord najdłuższej relacji aktor-postać w horrorze (Jamie Lee Curtis jako Laurie Strode)
- Doczekała się rozbudowanej serii komiksów, powieści i gier komputerowych
- Wykreowała jedną z najbardziej rozpoznawalnych ikon popkultury
Przyszłość legendy
Choć "Halloween: Koniec" miał zamknąć sagę, producent Malek Akkad nie wyklucza powrotu serii w nowej formie.
Michael Myers jest jak pierwotna siła natury - może zniknąć na jakiś czas, ale zawsze wraca. Ta postać przemawia do podstawowych ludzkich lęków, które są ponadczasowe.
- stwierdził w jednym z wywiadów.
Niezależnie od przyszłości franczyzy, jej wpływ na kino grozy pozostaje niezaprzeczalny. "Halloween" nie tylko zdefiniował gatunek slasher, ale także pokazał, jak horror może łączyć artystyczne ambicje z komercyjnym sukcesem. Historia Michaela Myersa i Laurie Strode stała się częścią amerykańskiej mitologii, dowodem na to, że prawdziwe zło - i prawdziwy strach - nigdy nie umierają.
Architektura grozy: najwspanialsze nawiedzone posiadłości w historii kina
Nawiedzone domy to jeden z najpopularniejszych motywów w kinie grozy. Jednak nie wszystkie straszne lokacje są sobie równe. Dziś przyjrzymy się najbardziej imponującym rezydencjom, które skrywają mroczne sekrety i złowrogie byty. Te architektoniczne perły, często inspirowane rzeczywistymi budowlami, stają się pełnoprawnymi bohaterami swoich opowieści.
Gotyckie arcydzieło
"Wzgórze krwi" (Crimson Peak, 2015) w reżyserii Guillermo del Toro to prawdziwa uczta dla miłośników gotyckiej architektury. Allerdale Hall, ogromna posiadłość rodowa rodziny Sharpe'ów, zachwyca mrocznym przepychem wiktoriańskich wnętrz. Czerwona glina przesączająca się przez ściany i podłogi dodaje złowrogiego charakteru tej majestatycznej budowli. Del Toro stworzył tu prawdziwy popis scenograficzny, łącząc elementy romansu gotyckiego z krwawym horrorem.
Historyczna perła Seattle
W "The Changeling" (1980) główną rolę gra monumentalna posiadłość położona na wzgórzu w Seattle. Co ciekawe, choć akcja filmu rozgrywa się w Ameryce, większość zdjęć nakręcono w Kanadzie. Zewnętrzne ujęcia zabytkowej rezydencji zrealizowano w Hatley Castle w Kolumbii Brytyjskiej - imponującym zamku w stylu szkockich baronów, wybudowanym w 1908 roku. Ten sam budynek pojawił się później w serii filmów "X-Men" jako szkoła profesora Xaviera. Wnętrza filmu kręcono natomiast w Craigdarroch Castle w Victorii, kolejnej wspaniałej rezydencji z końca XIX wieku, znanej ze swoich witraży, intrygujących wykończeń z drewna i charakterystycznej wieży widokowej.
Południowy przepych
"Nawiedzony dwór" (Haunted Mansion, 2023) wykorzystuje architekturę charakterystyczną dla Nowego Orleanu, jednak prawdziwą gwiazdą jest tu sama posiadłość. Disney zainwestował znaczące środki w stworzenie repliki słynnego domu z parku rozrywki. Rezydencja łączy w sobie elementy architektury kolonialnej z gotyckimi dodatkami, tworząc charakterystyczny styl nazywany "Hudson River Gothic". Trzykondygnacyjny budynek zdobią żeliwne balkony, strzeliste okna i charakterystyczna kopuła, a wnętrza wypełniają antyczne meble, kryształowe żyrandole i tajemnicze portrety. Warto zaznaczyć, że oryginalny Haunted Mansion w Disneylandzie został zaprojektowany przez legendarnego Rollanda E. Crumpa, który czerpał inspiracje z prawdziwych nawiedzonych domów Nowego Orleanu.
Hiszpańska grandezza
"Sierociniec" (2007) wykorzystuje jako scenografię Good Shepherd Orphanage - imponującą posiadłość z początku XX wieku położoną na wybrzeżu Kantabrii. Zdjęcia realizowano w Llanes w północnej Hiszpanii, gdzie znaleziono idealny przykład architektury kolonialnej z charakterystycznymi elementami: centralną wieżą obserwacyjną, szerokimi werandami i symetryczną fasadą. Budynek otacza rozległy ogród z labiryntem żywopłotów, co dodatkowo potęguje atmosferę izolacji. Szczególnie imponująca jest klatka schodowa rezydencji, gdzie rozgrywa się wiele kluczowych scen filmu. Monumentalne schody z kutego żelaza i zdobione witraże tworzą hipnotyzujące tło dla rozgrywającego się dramatu.
Mroczna elegancja
Posiadłość z filmu "Inni" (The Others, 2001) to w rzeczywistości Palacio de los Hornillos, XIX-wieczny pałac położony w Las Fraguas w Kantabrii. Ta monumentalna budowla łączy w sobie elementy francuskiego renesansu z angielską architekturą wiktoriańską. Charakterystyczne dla rezydencji są wysokie kominy, mansardowe dachy i imponujący portyk wejściowy. Wnętrza zdobią boazerie z cennego drewna, marmurowe kominki i kryształowe żyrandole. Film wykorzystuje skomplikowany układ pokoi, długie korytarze i wielkie okna do budowania klaustrofobicznej atmosfery, mimo przestronności pomieszczeń.
Tajemnice Bly Manor
"Niewiniątka" (The Innocents, 1961) wykorzystują jako scenerię Sheffield Park House w Sussex - wspaniałą posiadłość z XVIII wieku. Ten gotycki gmach charakteryzuje się symetryczną fasadą, wysokimi oknami i charakterystycznymi kominami. Film mistrzowsko wykorzystuje architektoniczne detale budynku: odbicia w oknach oranżerii, cienie rzucane przez metalowe balustrady i tajemnicze zakamarki rozległych ogrodów. Czarno-białe zdjęcia podkreślają majestatyczny charakter posiadłości, gdzie każdy element architektoniczny wydaje się skrywać mroczną tajemnicę.
Architektoniczny fenomen
"Dom na Przeklętym Wzgórzu" (House on Haunted Hill, 1959) wykorzystuje jako lokację słynny Ennis House w Los Feliz w Kalifornii. Ta historyczna rezydencja, zaprojektowana przez legendarnego Franka Lloyda Wrighta i zbudowana w 1924 roku, jest jednym z najważniejszych przykładów architektury modernistycznej w USA. Budynek został wykonany z teksturowanych bloków betonowych z mayańskimi motywami, co nadaje mu unikalny, nieco niepokojący charakter. Ennis House pojawił się później w wielu innych produkcjach, w tym w "Blade Runner" (1982), stając się ikoną filmowej architektury.
Pionier gatunku
"Nawiedzony dom" (The Haunting, 1963) wykorzystuje jako główną lokację Ettington Park Hotel w Warwickshire - neogotycką posiadłość z 1858 roku. Ten imponujący budynek z piaskowca, z charakterystycznymi wieżyczkami i strzelistymi oknami, doskonale oddaje atmosferę wiktoriańskiego gotyku. Reżyser Robert Wise wykorzystał długie ujęcia zewnętrzne budynku, pozwalając architekturze samej budować napięcie.
Architektoniczny labirynt
"Głosy" (Rose Red, 2002) bazują na prawdziwej Winchester Mystery House - ekscentrycznej posiadłości w San Jose, zbudowanej przez Sarah Winchester. Ta licząca 160 pokoi rezydencja słynie z dziwacznej architektury: schody prowadzące donikąd, drzwi otwierające się na ściany i okna wychodzące na inne pokoje. Stephen King wykorzystał te elementy, tworząc własną wersję wciąż rozrastającego się, żyjącego domu.
Architektura jako metafora
"Wzgórze duchów" (The Haunting of Hill House, 2018) prezentuje posiadłość inspirowaną kilkoma historycznymi rezydencjami, w tym Lyndhurst Mansion w Nowym Jorku i Bisham Manor w Georgian. Twórcy serialu stworzyli złożoną przestrzeń, gdzie każde pomieszczenie odzwierciedla psychikę bohaterów.
Te architektoniczne perły pokazują, jak ważną rolę w horrorze odgrywa przestrzeń. Każda z tych posiadłości to nie tylko tło wydarzeń, ale pełnoprawny bohater, którego historia jest równie fascynująca co losy mieszkańców. Monumentalne schody, niekończące się korytarze, tajemne przejścia i gotyckie wieże tworzą idealne środowisko dla opowieści o duchach, a ich rzeczywiste historie często są równie fascynujące jak fikcyjne narracje, które się w nich rozgrywają.
40 lat "Terminatora": rewolucja w kinie i przestroga przed AI
26 października 1984 roku to data, która na zawsze zmieniła oblicze kina science fiction. Tego dnia na ekrany amerykańskich kin wszedł "Terminator" Jamesa Camerona - film, który miał być niskobudżetową produkcją klasy B, a stał się kamieniem milowym w historii kina i początkiem jednej z najbardziej rozpoznawalnych franczyz w popkulturze.
Od snu do ekranu
Historia powstania "Terminatora" jest niemal równie fascynująca jak sam film. James Cameron, wówczas początkujący reżyser, wpadł na pomysł filmu po tym, jak podczas pobytu w Rzymie miał gorączkę i przyśnił mu się chromowany szkielet wyłaniający się z ognia. Ta przerażająca, ale inspirująca wizja, w połączeniu z fascynacją Camerona technologią i jej potencjalnym wpływem na ludzkość, dała początek historii o morderczym robocie z przyszłości.
Cameron napisał scenariusz w 1982 roku, pracując już w branży filmowej przy efektach specjalnych. Wcześniej pracował jako kierowca ciężarówki, co dało mu czas na przemyślenie swojej kariery i zwrócenie się w stronę kina. Początkowo nikt nie chciał kupić jego pomysłu - wydawał się zbyt dziwny i ambitny jak na niskobudżetową produkcję. Ostatecznie, dzięki uporowi Camerona i wsparciu producenta Galea Anne Hurda, projekt otrzymał zielone światło.
Rewolucja technologiczna
"Terminator" był przełomowy pod wieloma względami, ale to efekty specjalne stanowiły jego największą siłę. Cameron, znany ze swojej obsesji na punkcie detali i innowacji technologicznych, zastosował w filmie szereg nowatorskich technik.
Najbardziej imponujące były sceny ukazujące endoszkielet Terminatora. Do ich stworzenia wykorzystano połączenie animacji poklatkowej, lalek i efektów praktycznych. Scena, w której T-800 wychodzi z płomieni, była szczególnie trudna do zrealizowania i wymagała niezwykłej precyzji od zespołu efektów specjalnych.
Innym przełomowym aspektem był sposób, w jaki Cameron przedstawił przyszłość. Zniszczone miasto Los Angeles, stalowe czaszki miażdżone pod gąsienicami maszyn - te obrazy na długo zapadły w pamięć widzów i stały się ikoniczne dla gatunku post-apokaliptycznego science fiction.
Arnold Schwarzenegger jako T-800
Casting Arnolda Schwarzeneggera do roli Terminatora był strzałem w dziesiątkę, choć początkowo dosyć kontrowersyjnym. Schwarzenegger, znany głównie z ról w filmach akcji, miał początkowo zagrać Kyle'a Reese'a. Cameron jednak dostrzegł w nim idealnego Terminatora - zimnego, bezwzględnego i nieludzkiego.
Jak wspominał później Schwarzenegger:
Cameron powiedział mi: 'Słuchaj, gdy grasz Terminatora, pamiętaj - to nie jest człowiek. To maszyna. Nie mrugaj. Nie oddychaj. Poruszaj się jak robot." To było wyzwanie, ale też szansa na pokazanie czegoś zupełnie nowego.
Rola T-800 stała się ikoniczna i na zawsze zdefiniowała karierę Schwarzeneggera. Jego kultowe kwestie, takie jak "I'll be back" czy "Hasta la vista, baby" (z sequela), weszły na stałe do popkultury, tak samo jak wiele innych jego tekstów z całej franczyzy.
Wpływ na gatunek science fiction
"Terminator" zrewolucjonizował gatunek science fiction na kilka sposobów:
- Mroczna wizja przyszłości: Film przedstawił jedną z najbardziej pesymistycznych wizji przyszłości, w której maszyny przejmują kontrolę nad światem. Ta ponura perspektywa stała się inspiracją dla wielu późniejszych produkcji, w tym chociażby "Matrixa".
- Podróże w czasie: Choć nie był pierwszym filmem o podróżach w czasie, "Terminator" przedstawił ten koncept w niezwykle przystępny i ekscytujący sposób, inspirując kolejne pokolenia twórców. "12 małp" Terry'ego Gilliama można pod wieloma względami bezpośrednio połączyć z wątkami z "Terminatora".
- Sztuczna inteligencja: Film był jednym z pierwszych, które tak poważnie podeszły do tematu zagrożeń związanych z rozwojem AI. Skynet stał się symbolem technologii wymykającej się spod kontroli.
- Silna kobieca bohaterka: Postać Sary Connor, granej przez Lindę Hamilton, była przełomowa. Z przestraszonej kelnerki przekształciła się w twardą wojowniczkę, stając się inspiracją dla kolejnych silnych kobiecych postaci w kinie akcji. Takie produkcje jak "Obcy - 8. pasażer Nostromo", czy "Resident Evil" bez "Terminatora" najprawdopodobniej wyglądałyby zupełnie inaczej.
- Efekty specjalne: Innowacyjne podejście Camerona do efektów specjalnych podniosło poprzeczkę dla całej branży.
Dziedzictwo
"Terminator" dał początek franczyzie, która obejmuje obecnie sześć filmów pełnometrażowych, serial telewizyjny, gry wideo, komiksy i książki. Choć nie wszystkie kontynuacje dorównały oryginałowi, to pierwsza i druga część są powszechnie uważane za klasyki gatunku.
Film wpłynął też na karierę Jamesa Camerona, który stał się jednym z najbardziej wpływowych reżyserów w Hollywood. Jego późniejsze dzieła, takie jak "Aliens", "Titanic" czy "Avatar", potwierdziły jego status wizjonera kina.
Obawy związane z rozwojem AI - wizja "Terminatora" a rzeczywistość
40 lat po premierze "Terminatora", obawy związane z rozwojem sztucznej inteligencji, które film poruszał, stają się coraz bardziej aktualne. Choć wciąż jesteśmy daleko od stworzenia Skynetu czy humanoidalnych robotów-zabójców, rozwój AI budzi realne obawy wśród naukowców, etyków i zwykłych ludzi. Jednym z głównych lęków przedstawionych w "Terminatorze" jest utrata kontroli nad sztuczną inteligencją. W 2024 roku ta obawa jest bardziej realna niż kiedykolwiek. Wielu ekspertów, w tym Stephen Hawking czy Elon Musk, ostrzegało przed potencjalnymi zagrożeniami związanymi z niekontrolowanym rozwojem AI.
Sztuczna inteligencja to największe egzystencjalne zagrożenie dla ludzkości. Igramy z ogniem.
- Elon Musk
Autonomiczne systemy uzbrojenia
W "Terminatorze" widzimy maszyny prowadzące wojnę przeciwko ludzkości. Dziś trwa debata na temat etyki i bezpieczeństwa autonomicznych systemów uzbrojenia. Organizacje takie jak Campaign to Stop Killer Robots ostrzegają przed niebezpieczeństwami związanymi z bronią, która może samodzielnie wybierać i atakować cele.
Zastępowanie ludzi przez maszyny
Chociaż roboty nie przejęły jeszcze kontroli nad światem, istnieją obawy dotyczące zastępowania ludzi przez AI w różnych sektorach gospodarki. Automatyzacja i rozwój sztucznej inteligencji mogą prowadzić do masowej utraty miejsc pracy, co może mieć poważne konsekwencje społeczne i ekonomiczne.
Prywatność i nadzór
W uniwersum "Terminatora" Skynet ma dostęp do wszystkich systemów komputerowych. Dziś, w erze big data i wszechobecnej inwigilacji, obawy o prywatność i nadmierny nadzór są bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Rozwój technologii rozpoznawania twarzy i analizy danych budzi obawy o możliwość stworzenia dystopijnego społeczeństwa nadzoru.
Etyka AI
Film Camerona porusza także kwestie etyczne związane z AI. Czy maszyny mogą rozwinąć świadomość? Jakie prawa powinny mieć? Te pytania są obecnie przedmiotem intensywnych debat etycznych i filozoficznych.
Yoshua Bengio, jeden z pionierów uczenia głębokiego, ostrzega:
Musimy bardzo ostrożnie podchodzić do rozwoju AI. Potrzebujemy globalnej współpracy, aby upewnić się, że ta technologia będzie służyć ludzkości, a nie jej zagrażać.
Pozytywne aspekty
Warto jednak pamiętać, że w przeciwieństwie do ponurej wizji "Terminatora", rozwój AI niesie ze sobą również ogromne możliwości i korzyści. AI już teraz pomaga w diagnostyce medycznej, prognozowaniu zmian klimatycznych czy optymalizacji procesów produkcyjnych.
Jak powiedział Andrew Ng, współzałożyciel Google Brain:
Sztuczna inteligencja to nowa elektryczność. Tak jak 100 lat temu elektryczność zrewolucjonizowała przemysł, tak teraz AI zmieni każdy aspekt naszego życia.
Wyzwaniem dla ludzkości jest znalezienie równowagi między wykorzystaniem potencjału AI a minimalizacją związanych z nią zagrożeń. "Terminator", mimo że jest fikcją, wciąż służy jako ważne ostrzeżenie i punkt odniesienia w tych dyskusjach. Bo kto wie, może w uniwersum terminatorów, AI na początku również było niezwykle pomocne i "pchało" ludzkość do przodu.
Bardziej niż aktualny
40 lat po premierze "Terminator" wciąż fascynuje i inspiruje. Film nie tylko zrewolucjonizował gatunek science fiction, ale także zmienił sposób, w jaki myślimy o technologii i jej potencjalnych zagrożeniach. Jego wpływ widać w niezliczonych produkcjach filmowych, telewizyjnych i grach wideo.
Jak powiedział sam James Cameron:
Chciałem stworzyć film, który byłby jednocześnie rozrywkowy i zmuszający do myślenia. Film, który pokazałby, że technologia może być zarówno naszym największym sprzymierzeńcem, jak i największym zagrożeniem.
"Terminator" osiągnął ten cel i więcej. Stał się nie tylko klasykiem kina, ale także ważnym głosem w dyskusji o relacjach między człowiekiem a maszyną - dyskusji, która 40 lat później jest bardziej aktualna niż kiedykolwiek.