Longlegs najlepszym horrorem tego roku?
Nicolas Cage już wzbudza wiele emocji w związku z nadchodzącą rolą pokręconego zabójcy w filmie "Longlegs" Osgooda Perkinsa - i to zanim jego postać pojawiła się choćby przelotnie w zwiastunie.
Podczas gdy Perkins jasno dał do zrozumienia, że po raz pierwszy widzowie zobaczą postać Cage’a w pełnej okazałości dopiero podczas premiery filmu w kinach 12 lipca, sam aktor zapowiada swoją kreację jako taką, która „zmieni Twoją rzeczywistość”.
Thriller Perkinsa opowiada o seryjnym mordercy, na którego poluje agentka FBI, odkrywając serię poszlak związanych z okultyzmem, które musi rozszyfrować, aby powstrzymać zabójcę. Film może pochwalić się świetną obsadą, w której skład wchodzą Maika Monroe, Blair Underwood, Alicia Witt i Michelle Choi-Lee. No i oczywiście Nicolas Cage w roli głównego antagonisty.
W wywiadzie dla Entertainment Weekly Cage podzielił się intrygującymi spostrzeżeniami na temat swojej tajemniczej i niebezpiecznej postaci w „Longlegs”. Swoim charakterystycznym, opisowym stylem Cage powiedział o swojej najbardziej nieprzewidywalnej jak dotąd roli:
To tak, jakby przykleić etykietę ostrzegawczą na słoiku z nitrogliceryną. Ten potwór to wysoce, wysoce niebezpieczna substancja. Sposób, w jaki jest on przemieszczany, odsłaniany, wykorzystywany, musi być traktowany z największą ostrożnością. Zapomnijcie o wysadzeniu kina; całe miasto może wylecieć w powietrze, a nawet kraj, może nawet świat. On zmieni Twoją rzeczywistość. Twoje drzwi percepcji otworzą się, a Twoje życie nie będzie już takie samo.
Podszedłem do tego z perspektywy pytania: co dokładnie doprowadziło moją matkę do obłędu? To była głęboko osobista kreacja, ponieważ dorastałem, próbując poradzić sobie z tym, przez co przechodziła. Mówiła w sposób, który był swoistą poezją. Nie wiedziałem, jak inaczej to opisać. Starałem się to wpleść w postać z „Longlegs”, ponieważ on jest naprawdę tragicznym bytem. Jest na łasce tych głosów, które do niego przemawiają i każą mu robić te rzeczy.
Nicolas Cage twierdzi, że „Longlegs” zmieni to, jak widzowie postrzegają życie
Są aktorzy, którzy przechodzą okres renesansu w swojej karierze, a potem jest renesans na poziomie Nicolasa Cage’a. Po zagraniu w wielu mocno krytykowanych filmach przez dużą część swojego pobytu w Hollywood, w ostatniej dekadzie Cage rzadko popełniał błędy dzięki trafnym wyborom ról, które przyjmował. Skupienie się głównie na mniejszych, niezależnych produkcjach zaowocowało takimi filmami jak „Pig”, „The Unbearable Weight of Massive Talent” czy „Dream Scenario”. Jednak „Longlegs” może przebić je wszystkie.
Podejście Cage’a do roli seryjnego mordercy w „Longlegs” zapowiada się na wyjątkowe doświadczenie w gatunku, który czasami stał się zbyt przewidywalny. Pierwsze reakcje określają „Longlegs” jako najlepszy horror od lat i jeden z najlepszych filmów roku, a sam Cage wierzy, że ta klimatyczna i mrożąca krew w żyłach historia sprawi, że ludzie pomyślą, iż ich „życie nie będzie już takie samo” po obejrzeniu filmu.
Może się to wydawać dość zuchwałym stwierdzeniem i czymś tak nieprawdopodobnym, że nigdy nie mogłoby być prawdą. Jednak gdy mówi to Cage, istnieje duża szansa, że może mieć rację.
„Longlegs” wchodzi do kin w USA 12 lipca.
Donald Sutherland - pożegnanie legendy kina
Świat filmu żegna jednego z najbardziej utalentowanych i płodnych aktorów.
Donald Sutherland, kanadyjski aktor o imponującej filmografii, odszedł, pozostawiając po sobie nie tylko niezapomniane role, ale i falę wzruszających hołdów od kolegów z branży.
Informację o śmierci aktora przekazał jego syn, Kiefer Sutherland, z którym Donald współpracował przy kilku produkcjach. W poruszającym oświadczeniu Kiefer nazwał ojca „jednym z najważniejszych aktorów w historii kina”, podkreślając jego pasję do zawodu i życia pełnego satysfakcji.
With a heavy heart, I tell you that my father, Donald Sutherland, has passed away. I personally think one of the most important actors in the history of film. Never daunted by a role, good, bad or ugly. He loved what he did and did what he loved, and one can never ask for more… pic.twitter.com/3EdJB03KKT
— Kiefer Sutherland (@RealKiefer) June 20, 2024
Nie tylko rodzina, ale i współpracownicy wspominają Sutherlanda ciepłymi słowami. Edgar Wright, reżyser znany z „Shaun of the Dead” i „Baby Driver”, określił go mianem „fascynującej osobowości ekranowej”, wymieniając „Nie oglądaj się teraz” i remake „Inwazji porywaczy ciał” jako swoje ulubione filmy z udziałem aktora.
Helen Mirren, która miała okazję pracować z Sutherlandem przy kilku projektach, podkreśliła jego inteligencję i wrażliwość. Wspomniała o niezwykłej wiedzy aktora i jego poważnym podejściu do zawodu, które uczyniły go prawdziwą legendą kina.
Ron Howard, reżyser „Ognistego podmuch”, w którym Sutherland zagrał zapadającą w pamięć rolę drugoplanową, zwrócił uwagę na jego niezwykły zakres umiejętności aktorskich, kreatywną odwagę i oddanie sztuce filmowej.
Sutherland był ceniony nie tylko za swój talent aktorski, ale także za profesjonalizm i inteligencję. Jego odejście to jedna z najbardziej znaczących strat dla Hollywood w ostatnich latach. Będzie go brakowało nie tylko tym, którzy mieli okazję z nim pracować, ale także wszystkim widzom, którzy choć raz zetknęli się z jego niezwykłym talentem na ekranie.
Donald Sutherland – kariera pełna różnorodności
Kariera Donalda Sutherlanda to fascynująca podróż przez świat kina, trwająca ponad sześć dekad. Zaczynając od drobnych ról w latach 60., szybko zyskał uznanie dzięki występowi w kultowym filmie wojennym „Parszywa dwunastka” (1967). Jednak to rola w satyrycznej komedii „M*A*S*H” (1970) Roberta Altmana przyniosła mu prawdziwy rozgłos i uznanie krytyków.
Lata 70. i 80. to okres, w którym Sutherland udowodnił swoją wszechstronność. Zagrał w thrillerze „Klute” (1971) u boku Jane Fondy, wcielił się w detektywa w noir science fiction „Inwazja porywaczy ciał” (1978) i wystąpił w dramacie „Zwyczajni ludzie” (1980) Roberta Redforda, zdobywcy Oscara za najlepszy film.
Sutherland nie bał się eksperymentować z gatunkami. Jego filmografia obejmuje zarówno dramaty historyczne („Novecento”, 1976), jak i komedie („Zabawna buzia”, 1978). W latach 90. i 2000. nadal imponował rolami w filmach takich jak „JFK” (1991), „Bez uczuć” (1998) czy „Włoska robota” (2003).
W późniejszych latach kariery Sutherland zaskakiwał młodszą widownię, pojawiając się w popularnej serii „Igrzyska śmierci” jako złowrogi Prezydent Snow. Nie stronił też od telewizji, zdobywając Złoty Glob za rolę w serialu „Brudny John” (2018).
Jego talent do tworzenia niezapomnianych postaci, niezależnie od długości roli czy gatunku filmu, sprawił, że stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i szanowanych aktorów Hollywood. Sutherland udowodnił, że wiek to tylko liczba, pozostając aktywnym i podziwianym aktorem aż do końca swojej kariery.
Lista gwiazd składających hołd Sutherlandowi wydaje się nie mieć końca, co tylko potwierdza jego ogromny wpływ na branżę filmową i szacunek, jakim cieszył się wśród kolegów po fachu.
#RIPDonaldSutherland. I was blessed to direct him in #Backdraft. One of the most intelligent, interesting & engrossing film actors of all time. Incredible range, creative courage & dedication to serving the story & the audience with supreme excellence. https://t.co/kw601XQ6uh
— Ron Howard (@RealRonHoward) June 20, 2024
Today we lost one of our greatest actors, Donald Sutherland. It was my honor to work with him many years ago, and I will never forget his charisma and ability. If you want a master class in acting, watch him in “Ordinary People”. My condolences to Kiefer. pic.twitter.com/qjMz69Nraq
— Rob Lowe (@RobLowe) June 20, 2024
This hurts.
godspeed, Donald Sutherland. 💔Donald Sutherland, ‘Klute’ and ‘Ordinary People’ Actor, Dead at 88 https://t.co/FLTwihUm3J via @RollingStone
— Nancy Sinatra (@NancySinatra) June 20, 2024
So deeply sorry for your loss. I had the privilege of working with your father. His dedication to the craft of acting was unrivaled. I’ll treasure the memories of him reciting great poems, monologues/soliloquies when he wasn’t needed on set. A great actor, and a generous one. https://t.co/5JMDK4Xtb2
— Gale Anne Hurd (@GunnerGale) June 20, 2024
We’re saddened to hear that Donald Sutherland has died age 88. He was an actor with a renowned and long-standing career, from his breakout role in MASH to The Hunger Games. Sutherland was nominated for a BAFTA for Don’t Look Now/Steelyard Blues in 1974.https://t.co/TaZZjz4dJJ
— BAFTA (@BAFTA) June 20, 2024
Złote Palmy w retrospektywie
Wkrótce minie miesiąc od tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes, podczas którego za najlepszy film uznano „Anorę” w reżyserii Seana Bakera. A jakie tytuły królowały w latach poprzednich? Przypominamy.
2018 – Złodziejaszki
reż. Hirokazu Kore-eda
Japoński dramat opowiadający historię biednej pięcioosobowej rodziny mieszkającej w podupadającym, ciasnym domu na obrzeżach Tokio. Aby przetrwać, ojciec i syn kradną w sklepach większość jedzenia i artykułów pierwszej potrzeby. Podczas jednej z zimnych nocy rodzina przygarnia młodą dziewczynę zakładając, że dołącza do niej tylko na jakiś czas. Kiedy okazuje się, że Yuri była maltretowana przez swoich rodziców, postanawiają nieoficjalnie ją zaadoptować. Od tego momentu sprawy zaczynają się komplikować. Za reżyserię odpowiada uznany japoński reżyser Hirokazu Kore-eda, specjalizujący się w filmach o głębokim, emocjonalnym oddziaływaniu, często eksplorując relacje międzyludzkie i złożone kwestie moralne. W ubiegłym roku nominowany do konkursu głównego Cannes był też najnowszy film reżysera, równie dobry „Monster”.
"Parasite" (2019)
reż. Bong Joon-ho
Fascynująca mieszanka dramatu społecznego, czarnej komedii i thrillera, która zdobyła uznanie na całym świecie, skutecznie wprowadzając kino koreańskie na hollywoodzkie salony. Film portretuje dwie rodziny, które egzystują na skrajnie odmiennych poziomach drabiny społeczno-ekonomicznej. Jednocześnie robi to niezwykle oryginalnie, przedstawiając tematy klasowe w sposób równie komiczny, co przerażający. Poza Złotą Palmą film zdobył też 4 Oscary: dla najlepszego filmu, najlepszego reżysera, najlepszego filmu międzynarodowego oraz za najlepszy scenariusz oryginalny (Joon-ho Bong, Jin Won Han).
"Titane" (2021)
Reż. Julia Ducournau
Czerpiący garściami z konwencji body horroru „Titane” opowiada o kobiecie, która jako dziecko doznała poważnego urazu głowy w wypadku samochodowym. W dorosłym życiu Alexia pracuje jako tancerka erotyczna na pokazach motoryzacyjnych. Skrywa też mroczną tajemnicę, prowadząc podwójne życie jako seryjna morderczyni. Ten odważny film podzielił widzów i krytyków, nikogo nie pozostawiając jednak obojętnym. Podczas, gdy jedni uważają „Titane” za prowokacyjne arcydzieło, inni traktują produkcję francuskiej reżyserki jako przesadnie brutalną i przerysowaną szmirę. Patrząc na recenzje, widać jednak, że tych pierwszych jest zdecydowanie więcej.
“W trójkącie” 2022
Reż. Ruben Östlund
Kolejny z nagrodzonych w ostatnich latach filmów, który koncentruje się na tematach klasowych. „W trójkącie” to przede wszystkim satyra, która punktuje hipokryzję i absurdy współczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego. Film opowiada o parze modeli (Harris Dickinson i Charlbi Dean), która została zaproszona na rejs luksusowym statkiem. Poza nimi na pokładzie znajdują się absurdalnie bogaci pasażerowie oraz obsługująca ich załoga. Sytuacja komplikuje się w następstwie katastrofy, która wywraca dotychczasową hierarchię społeczną do górny nogami.
Anatomia upadku 2023
Reż. Justine Triet
Intrygujący dramat kryminalny, będący zarazem głęboką refleksją nad prawdą, winą i miłością. Uznana pisarka prowadzi wraz z rodziną spokojne życie w malowniczych Alpach, ale pozornie idylliczna egzystencja zostaje brutalnie przerwana. Pewnego dnia mąż Sandry ginie w wyniku upadku z dużej wysokości. Tajemnicze zdarzenie prowadzi do dramatycznego procesu sądowego, w trakcie którego na jaw wychodzą skomplikowane burzliwe aspekty życia małżonków. Francuski film wyreżyserowany przez Justine Triet zgarnął także całe mnóstwo innych nagród, w tym Złotego Globa i Oscara za najlepszy scenariusz oryginalny.
30 lat niebezpiecznej prędkości
30 lat przemknęło szybciej niż wybuchowy autobus przez zatłoczone ulice Los Angeles. Najważniejsze jednak, że film znany w Polsce pod przydługim tytułem „Speed: Niebezpieczna prędkość” wyszedł z tej podróży bez szwanku.
Kino akcji to jeden z najbardziej wyeksploatowanych gatunków Hollywood, ale tylko nielicznym tytułom udaje się przetrwać próbę czasu i zyskać status filmów kultowych. Jednym z takich obrazów jest z pewnością „Speed: Niebezpieczna prędkość”, który do dziś cieszy się niesłabnącą popularnością i nadal stanowi wzór dla wielu nowych produkcji. Praca debiutującego w roli reżysera Jana de Bonta oraz pełne chemii kreacje aktorskie Keanu Reevesa i Sandry Bullock sprawiły, że „Speed” to prawdziwa perełka gatunku.
Film wciąga od pierwszych minut dzięki dynamicznie poprowadzonej akcji, która nie zwalnia tempa nawet na moment. Spora w tym zasługa fabuły, którą można streścić dosłownie w dwóch zdaniach. Keanu Reeves wciela się w policjanta, który stara się uratować pasażerów przemierzającego ulice Los Angeles autobusu. Grany przez Dennisa Hoppera szaleniec umieścił w nim ładunek wybuchowy, który zostanie zdetonowany, jeśli prędkość pojazdu spadnie poniżej 50 mil na godzinę. Tylko tyle i aż tyle.
„Speed” ani przez chwilę nie stara się być czymś więcej niż doskonałą, wysokooktanową rozrywką i wywiązuje się z tego zadania znakomicie. Prosta, oparta na ciągłym zagrożeniu i wyścigu z czasem fabuła została połączona z perfekcyjną realizacją. W rezultacie otrzymaliśmy film, który pomimo upływu lat pozostaje świeży i ekscytujący. Zwłaszcza na tle miałkich, przepełnionych CGI akcyjniaków, jakimi Hollywood raczy nas nieustannie.
„Speed” był pierwszym filmem wyreżyserowanym przez Jana de Bonta – uznanego operatora, który pracował przy takich filmach jak „Polowanie na Czerwony Październik”, Nagi Instynkt” czy „Szklana Pułapka”. Swoją dotychczasową rolę powierzył tym razem Andrzejowi Bartkowiakowi, który jak zwykle wykonał świetną robotę. Dynamiczne ujęcia połączył w całość montażysta John Wright, który został za swoją pracę nominowany do Oscara i uhonorowany nagrodą BAFTA.
Świetnie dobrana obsada i wzorowa realizacja to tylko jedne z elementów, które zdecydowały o sukcesie filmu. Równie istotną rolę odegrał scenariusz, który pomimo swojej prostoty zachował doskonały balans między powagą i humorem. Jego autorem był Graham Yost, ale z będącego skarbnicą wiedzy dla wszystkich fanów „Speed” podcastu „50 MPH” można dowiedzieć się, że studio zatrudniło też tzw. script doctorów. Jednym z nich był okryty ostatnio nie najlepszą sławą Joss Whedon. Zdaniem wielu to właśnie on nadał scenariuszowi odpowiedni ton i miał odpowiadać za ok. 90 procent finalnych dialogów. Nie został jednak uwzględniony w napisach końcowych, o co bez powodzenia zabiegał. Graham Yost nie podważał wkładu Whedona w dialogi, ale nie zmienia to faktu, że to właśnie on jest odpowiedzialny za koncepcję filmu i jego wątki fabularne.
Kosztujący 30 mln dolarów „Speed: Niebezpieczna prędkość” zarobił na całym świecie ponad 350 mln dolarów. Ugruntował pozycję Keanu Reevesa i był przełomowym momentem w karierze Sandry Bullock. Nic dziwnego, że Hollywood szybko upomniało się o sequel mający kierować się zasadą „więcej, mocniej, szybciej”. Niestety w przypadku wydanego w 1997 r. „Speed 2: wyścig z czasem” wszystko poszło nie tak. Pomimo powrotu Jana de Bonta i Sandry Bullock oraz wielokrotnie większego budżetu, filmowi w żaden sposób nie udało się powtórzyć sukcesu jedynki. Zabrakło pomysłu, świeżości i Keanu Reevesa, który jako jedyny z całej trójki wyczuł, że zamiana pędzącego autobusu na monumentalny, powoli płynący w kierunku brzegu statek pasażerki nie może zakończyć się dobrze.
O kolejnym sequelu jak na razie nic nie słychać, ale światełko w tunelu jest. We wspomnianym podcaście „50 MPH” zarówno Keanu Reeves, jak i Sandra Bullock zadeklarowali, że chętnie spotkaliby się na planie kolejnej części.
Przełomowe role gwiazd
W świecie kina zdarza się, że aktorzy osiągają prawdziwą sławę i uznanie dopiero w późniejszym wieku. Przykłady takich artystów pokazują, że talent i determinacja mogą przynieść sukces niezależnie od etapu kariery.
James Brolin
James Brolin zyskał rozpoznawalność już jako nastolatek dzięki występowi w kultowym „The Goonies” z 1985 roku. W żaden sposób nie udawało mu się jednak przekuć tego występu w aktorską karierę z prawdziwego zdarzenia. Było całkiem blisko, bo znalazł się w finale do głównej roli w serialu 21 Jump Street, która jednak ostatecznie przypadła Johnnemu Deppowi. Na prawdziwą trampolinę do kariery musiał poczekać aż do 2006 roku, kiedy to zdobył rolę w doskonałym „To nie jest kraj dla starych ludzi” braci Coen. Film stał się wielkim sukcesem artystycznym i komercyjnym, otwierając dobiegającemu czterdziestki Brolinowi drogę do zasłużonej kariery.
Glen Powell
Jeszcze do niedawna, pomimo całkiem sporego dorobku aktorskiego, rozchwytywany dziś Glen Powell wcale nie oceniał swojej kariery jako udanej. Grywał głównie epizody i mniejsze role, a jego sytuacja była na tyle trudna, że przed wielkim przełomem groziło mu bankructwo. Tym przełomem był oczywiście występ w „Top-Gun: Maverick” – filmie, który okazał się oszałamiającym sukcesem komercyjnym i artystycznym. Chociaż Powell nie zagrał głównej roli, to jego popis okazał się na tyle elektryzujący, że aktor błyskawicznie stał się jednym z najgorętszych nazwisk w Hollywood. Obecnie na premierę czeka aż pięć produkcji z jego udziałem.
Pedro Pascal
Pedro Pascal jest obecny na ekranie od ponad 20 lat, ale mogłoby się wydawać, że do czasu pamiętnego występu w „Grze o Tron” zwyczajnie ukrywał się przed widzami. Zaczął od krótkiego występu w serialu „Buffy: Postrach wampirów”, pojawił się w kilku innych serialach i… ledwo wiązał koniec z końcem. Do tego stopnia, że regularnie musiał korzystać z pomocy finansowej przyjaciółki po fachu, Sarah Paulson. Podczas występu w „Grze o Tron” Pascal zbliżał się już do czterdziestki, ale doskonale wykorzystał swoją szansę. Jego nabierającą rozpędu karierę umocniły role w „Narcos” i „Mandalorianie”. Po występie w „Last of Us” kariera aktora wystrzeliła natomiast w kosmos, czyniąc z Pascala jeden z największych fenomenów współczesnego świata Hollywood.
Morgan Freeman
Występujący w filmach od lat 60-tych Morgan Freeman stał się prawdziwą gwiazdą dopiero po pięćdziesiątce, a powszechną rozpoznawalność przyniosła mu rola w „Skazanych na Shawshank” z 1994 roku. Jego rosnącą popularność ugruntowało wydane rok później „Siedem” i nic już nie mogło zatrzymać reputacji Freemana jako jednego z najbardziej cenionych aktorów Hollywood. Od tego czasu wystąpił w kilkudziesięciu produkcjach, zgarniając m.in. Oscara za najlepszą rolę drugoplanową w „Million Dollar Baby”. Dziś, pomimo 86 lat na karku, aktor nadal gra w filmach, a na premierę czekają obecnie cztery produkcje z jego udziałem.
Bryan Cranston
Bryan Cranston otrzymał pierwszą naprawdę dużą rolę dopiero w wieku 44 lat, wcielając się w Hala – głowę nieco dysfunkcyjnej rodziny w kultowym serialu „Zwariowany świat Malcolma”. Dzięki swojemu występowi Cranston zyskał całkiem spore uznanie, ale zamykało się ono przede wszystkim w kręgach pasjonatów absurdalnego humoru. Na prawdziwy skok popularności aktor musiał poczekać do 2008 roku. To właśnie wtedy zadebiutował serial „ Breaking Bad”. Spektakularnie odgrywając rolę Waltera White’a Cranston przebił się do powszechnej świadomości, a jego kariera nabrała prawdziwego rozpędu – zdobył mnóstwo nagród, wystąpił w ponad 30 filmach i wielu serialach. Na premierę czekają obecnie cztery filmy z jego udziałem.
Darren Aronofsky został Polakiem
To już pewne – Darren Aronofsky oficjalnie otrzymał polskie obywatelstwo. Reżyser spełnił tym samym wolę swoich rodziców, którzy zawsze marzyli o tym, aby ich syn został kiedyś Polakiem.
Darren Aronofsky urodził się w Nowym Jorku, ale posiada polskie korzenie. Jego babcia była Polką i wyemigrowała wraz z częścią rodziny do Stanów Zjednoczonych. Rodzice Darrena również urodzili się za oceanem, ale najwyraźniej polskie pochodzenie przodków było dla nich niezwykle istotne. Obywatelstwo otrzymał nie tylko reżyser, ale też jego siostra, Patti.
Warto wspomnieć, że Aronofsky nie jest jedyną hollywoodzką gwiazdą, która postanowiła zostać naszym rodakiem. Wniosek o polskie obywatelstwo złożył też Jesse Eisenberg, który również ma polskich przodków i nie ukrywa, że odczuwa silną więź z krajem nad Wisłą.
Darren Aronofsky, którego możemy już oficjalnie nazywać polsko-amerykańskim filmowcem, zaliczył swój pełnometrażowy debiut reżyserski w 1998 roku. I był to debiut nie byle jaki, bo „Pi”, które można określić jako niskobudżetowy, surrealistyczny thriller matematyczny, zdobyło szerokie uznanie krytyków i publiczności. Aronofsky otrzymał nagrodę za najlepszą reżyserię na festiwalu w Sundance i na samym starcie kariery zyskał reputację twórcy innowacyjnego i bezkompromisowego.
Kosztujące zaledwie ok. 60 tys. dolarów „Pi” zarobiło na całym świecie ponad 3 mln dolarów i otworzyło Aronofsky’emu drzwi do większych produkcji. Chociaż późniejsze filmy reżysera często dzieliły krytyków i widownie, to trzeba przyznać, że zawsze były dziełami głośnymi, oryginalnymi i odznaczającymi się wyrazistym stylem wizualnym. Wystarczy wspomnieć „Requiem dla snu”, „Źródło”, „Czarnego Łabędzia” czy „Zapaśnika”.
Filmografia Aronofskyego zamyka się obecnie w ośmiu produkcjach, a ostatnim filmem reżysera jest „Wieloryb” z 2022 roku, który przyniósł Brendanowi Fraserowi Oscara za najlepszą rolę pierwszoplanową.
W tym roku premierę ma mieć najnowszy film Aronofsky’ego – „Adrift”. To pierwszy horror w jego karierze, a zarazem adaptacja opowiadania Kōjiego Suzuki, autora cenionego „Kręgu”. Na planie reżyser ponownie spotkał się w Jaredem Leto, z którym współpracował blisko 25 lat temu kręcąc znakomite „Requiem dla snu”.
Kinowe premiery czerwca
Kolejny miesiąc to kolejne premiery, które nie mogą umknąć uwadze kinomanów. Wybraliśmy dla Was kilka czerwcowych nowości, które zdecydowanie warto mieć na celowniku planując chwilę wytchnienia w przestronnej, klimatyzowanej sali kinowej.
Bad Boys: Ride or Die
Nie da się ukryć, że Will Smith lepiej zapracował sobie na reputację złego chłopca pamiętnym występem na oscarowej gali, niż we wszystkich częściach Bad Boys razem wziętych. Nie zmienia to faktu, że nadchodząca kontynuacja zapoczątkowanej w 1995 r. serii jest sporym wydarzeniem. W przeciwieństwie do wielu mało udanych powrotów, poprzednia odsłona spotkała się z pozytywnym odbiorem widzów i krytyków, zarabiając na całym świecie ponad 420 mln dolarów. Tym razem Mike Lowrey i Marcus Burnett zmuszeni będą bronić nie tylko społeczeństwa, ale także własnej reputacji, ponieważ sami staną się osobami poszukiwanymi przez władze. Na stołkach reżyserskich ponownie zasiadają Adil El Arbi i Bilall Fallah, co daje szansę na kolejną dawkę udanej mieszanki akcji i komedii.
Premiera: 7 czerwca
W głowie się nie mieści 2
Kontynuacja jednej z najlepiej przyjętych animacji Pixara, którą z równym zainteresowaniem oglądały zarówno dzieci, jak i dorośli. Film chwalono m.in. za nowatorski koncept i umiejętne, a zarazem niezwykle przystępne przedstawienie złożoności ludzkich emocji. Bohaterką filmu ponownie jest Riley, ale tym razem jako nastolatka. A to oznacza, że w jej głowie pojawi się nowa emocja – przemawiająca głosem Mayi Hawke Niepewność. Reżyserem kontynuacji jest Kelsey Mann, a scenariusz, wspólnie z Johnem Zackiem, napisała Meg LeFauve, która pracowała również przy pierwszej części.
Premiera: 12 czerwca
The Watchers
Pełnometrażowy debiut reżyserski Ishany Shyamalan, która wyraźnie podąża śladami ojca, M. Night Shyamalana. A przynajmniej na to wskazuje tematyka jej pierwszego filmu, który łączy nastrojową atmosferę, grozę i nadprzyrodzone elementy. Dakota Fanning wciela się w kobietę, która utknęła w rozległym, tajemniczym lesie zlokalizowanym w zachodniej Irlandii. Kiedy wydaje się, że udało jej się znaleźć schronienie, okazuje się, że została uwięziona wraz z trzema innymi osobami. Cała grupa każdej nocy jest obserwowana i prześladowana przez tajemnicze stworzenia.
Premiera: 14 czerwca
Królestwo Zwierząt
Francuski film science-fiction przedstawiający świat opanowany przez tajemniczą epidemię. W jej następstwie część ludzi doznaje genetycznych mutacji, które przekształcają ich w hybrydowe stworzenia, noszące w sobie cechy ludzkie i zwierzęce. Takie osoby traktowane są jako zagrożenie i umieszczane z specjalnych, odizolowanych ośrodkach. W filmie śledzimy losy zdesperowanego ojca, który wspólnie z nastoletnim synem próbuje uratować żonę transportowaną do jednego z takich przybytków. Reżyserem i współscenarzystą obrazu jest laureat Cezara Thomas Cailley, a w obsadzie znaleźli się m.in. Romain Duris, Paul Kircher oraz Émile Marindaze,
Premiera: 14 czerwca
Egzorcyzm
Wygląda na to, że po występie w „Egzorcyście papieża” Russell Crowe polubił się z sutanną i demonicznymi mocami. Wbrew pozorom nadchodzący film nie jest jednak sequelem produkcji z 2023 roku. Tym razem Crowe wciela się w udręczonego aktora, którego psychika zaczyna się rozpadać podczas kręcenia okrytego złą sławą horroru o zjawiskach nadprzyrodzonych. Jego zachowanie wzbudza obawy nastoletniej córki Lee (Ryan Simpkins), która zastanawia się, czy wraca on do swoich dawnych nałogów, czy też w grę wchodzi coś znacznie bardziej złowieszczego.
Premiera: 21 czerwca
Ciche miejsce: Dzień pierwszy
Długo wyczekiwany prequel udanej serii o niedobitkach ludzkości zmagających się z monstrami wyczulonymi na najmniejszy nawet dźwięk. Film przedstawi same początki tajemniczej inwazji, a na ekranie nie zobaczymy nikogo z dotychczasowej obsady. Również John Krasinski, który reżyserował dwie poprzednie części, ograniczył się tym razem do roli współscenarzysty i producenta. Za kamerą stanął Michael Sarnoski, który nie ma na swoim koncie wielkiego dorobku, ale to właśnie on nakręcił docenioną przez krytyków „Świnię”, przywracając należny szacunek Nicholasowi Cage’owi. W filmie występują m.in. Joseph Quinn, Lupita Nyong’o, Djimon Hounsou i Alex Wolff.
Premiera: 28 czerwca
Długi marsz wreszcie rusza
Zdjęcia do długo oczekiwanej adaptacji powieści Stephena Kinga „Długi marsz” rozpoczną się w lipcu.
Projekt krąży po Hollywood od końca lat 80., ale dopiero w 2018 roku sprawy nabrały tempa, kiedy New Line Cinema nabyło prawa do książki. W tamtym czasie reżyserią miał zająć się André Øvredal („Ostatnia podróż Demeter”, „Autopsja Jane Doe”), ale jak to bywa w przypadku wielu filmów, projekt nei wszedł do fazy produkcji.
W listopadzie 2023 roku ogłoszono, że reżyser „Igrzysk Śmierci”, Francis Lawrence, będzie kierował produkcją „Długiego marszu” i wygląda na to, że sprawy w końcu ruszyły z miejsca. Collider donosi, że główne zdjęcia mają rozpocząć się w lipcu tego roku, co oznacza, że film może mieć premierę już w 2025. W momencie ogłoszenia dołączenia Lawrence’a do projektu, Joe Drake, przewodniczący Lionsgate Motion Picture Group, miał to do powiedzenia:
Kiedy cieszysz się twórczą współpracą i sukcesem, jaki odnieśliśmy pracując z Francisem, chcesz powtarzać to doświadczenie tak często, jak to możliwe. Nie moglibyśmy być bardziej podekscytowani wizją ponownej współpracy. To naprawdę niezrównany talent.
Lawrence poświęcił się pracy przy filmach, których akcja rozgrywa się w dystopijnej przyszłości, co czyni go idealnym wyborem do ożywienia „Długiego marszu”. Oprócz „Igrzysk śmierci” reżyser znany jest także z pracy nad filmem „Constantine” (2005), a także adaptacją powieści Richarda Mathesona „Jestem Legendą” z 2007 roku, w której wystąpił Will Smith. Biorąc pod uwagę ponure założenia „Długiego marszu” i mieszankę skomplikowanych postaci, które prezentuje dzieło Kinga, Lawrence powinien czuć się jak w domu na fotelu reżyserskim. Sami zobaczcie, czytając oficjalne streszczenie „Długiego marszu”:
W dystopijnej Ameryce głównym źródłem rozrywki jest „Długi marsz”, podczas którego 100 nastoletnich chłopców maszeruje bez odpoczynku wzdłuż amerykańskiej trasy nr 1. Każdy piechur musi maszerować z prędkością powyżej czterech mil na godzinę. Jeśli zwolni poniżej tej wartości na 30 sekund, otrzyma ostrzeżenie, które zostaje skasowane, jeśli będzie szedł przez kolejną godzinę bez kolejnego ostrzeżenia. Jeśli jednak otrzyma trzy ostrzeżenia i będzie pozostawał w tyle przez 30 sekund, zostanie zastrzelony przez żołnierzy. Ostatni żyjący uczestnik marszu wygrywa dużą sumę pieniędzy i wybraną przez siebie „Nagrodę”.
Książka „The Long Walk”, opublikowana po raz pierwszy w 1979 r., została napisana przez Stephena Kinga pod pseudonimem Richard Bachman w czasie, gdy jego wydawca nie chciał nasycać rynku prawdziwym nazwiskiem pisarza. Dzięki hollywoodzkiemu podejściu historia ta dołącza do długiej listy innych dzieł Stephena Kinga, nad którymi obecnie trwają prace.
Inna historia Bachmana, „The Running Man”, która została po raz pierwszy zaadaptowana w 1987 roku z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej, doczekała się współczesnej adaptacji przez reżysera Edgara Wrighta, z Glenem Powellem, wcielającym się w rolę Bena Richardsa. Fani będą mieli także szansę powrotu do świata IT Stephena Kinga dzięki prequelowi HBO „Witamy w Derry”, w którym Andy Muschietti powróci do serii po wielkoekranowych adaptacjach powieści w 2017 i 2019 r.
Oprócz powyższych projektów Mike Flanagan – który niedawno został wybrany do wyreżyserowania kolejnego filmu z serii „Egzorcysta” – wypuści także swoją wersję „Życia Chucka” z Tomem Hiddlestonem w roli głównej, a Osgood Perkins („Długie nogi”, „Małgosia i Jaś”) planuje premierę „Małpy” w 2025 r. Obydwa filmy są adaptacją opowiadań Stephena Kinga.
Jeśli chodzi o rok 2024, w tym roku zostanie wydana tylko jedna adaptacja Kinga, a mianowicie „Salem’s Lot” Gary’ego Daubermana, która ma zadebiutować na platformie Max jeszcze w tym roku, a nie, jak początkowo sądzono, otrzymać premierę kinową.
Jak dobrze znasz MCU?
W MCU działo się, dzieje i dziać się będzie. Zanim zobaczymy, kogo zagra Giancarlo Esposito i jaką niespodziankę szykuje nam Rob McElhenney, zróbmy małą kartkówkę z historii uniwersum.
Kung Fu Panda: legenda, która trwa
Franczyza "Kung Fu Panda" to jedna z tych serii, która trafiła prosto w serca widzów na całym świecie, łącząc w sobie humor, akcję i doskonałą animację, a teraz możemy szykować się na jej piątą odsłonę.
Reżyser czwartej części „Kung Fu Pandy”, Mike Mitchell, niedawno podzielił się swoją wizją na temat piątej części. Po ośmiu latach przerwy od trzeciej odsłony, najdłuższej w historii serii, „Kung Fu Panda 4” na nowo rozpaliła pasję fanów do przygód Po. W wywiadzie dla ComicBook, Mitchell wyraził swoje niezachwiane zaangażowanie w rozwijanie narracji i akcji w przyszłych sequeli.
Mitchell zdradził:
Myślę, że niezależnie od wszystkiego, będziemy szli w coraz większe widowisko. Niezależnie od tego, czy pracuję nad tym, czy nie, jestem w kinie, oglądam coraz lepsze rzeczy i czerpię inspirację.
Franczyza, której ostatni film przekroczył już 2 miliardy dolarów dochodów, umocniła swoją pozycję w świecie animacji. „Kung Fu Panda 4” zdobyła serca widzów i osiągnęła imponujące wyniki w box office, plasując się zaraz za „Diuną: Część druga” i „Godzilla x Kong: Nowe imperium”.
Oprócz głównego bohatera, Mitchell wskazał na bogactwo postaci w uniwersum „Kung Fu Pandy”, szczególnie na Niezwyciężoną Piątkę, których historie są gotowe do dalszej eksploracji:
Zrobiliśmy sobie krótką przerwę od Niezwyciężonej Piątki, ale wszyscy nie możemy się doczekać, aby zobaczyć, co oni robią i jakie mają plany. Jest tyle historii do opowiedzenia, mieliśmy tyle pomysłów, że nie daliśmy rady ich zmieścić w jednym filmie.
Nowy dodatek do obsady, Zhen, z głosem Awkwafiny, wprowadził świeży element do narracji. Szef animacji, Sean Sexton, widzi ogromny potencjał w tej nowej postaci, sugerując, że Zhen może stać się centralną postacią w przyszłych odsłonach.
Mitchell był zdeterminowany, aby przedstawić narrację godną bohaterstwa Po w czwartej części. W wywiadzie wyjaśnił, że czwarty film miał nie tylko bawić, ale także prowadzić postacie do nowych triumfów.
Kiedy produkowałem trzeci film, myśleliśmy, 'Wow, naprawdę to kończymy.’ Dlatego czwarta część zajęła tak długo docierała na duży ekran, nie zaczęliśmy, dopóki nie byliśmy pewni, że mamy odpowiednią historię. Chodziło nam o znalezienie tej idealnej opowieści, nie chcieliśmy odpowiadać kolejnej zanim nie mieliśmy pewności, że mamy coś, co rozwija Po, że On musi nauczyć się czegoś… naprawdę awansować na następny poziom.
Szukanie idealnej historii może oznaczać, że na kolejną część „Kung Fu Pandy” trzeba będzie jeszcze poczekać, ale jedno jest pewne – fani z niecierpliwością będą czekać na kolejną dawkę przygód z Po i jego przyjaciółmi.
Kung Fu Panda w skrócie
Kung Fu Panda (2008)
Pierwsza część serii wprowadza nas w świat Po – sympatycznego pandy z wielkim marzeniem o zostaniu mistrzem kung-fu. Po przez przypadek zostaje wybrany na legendarnego Wojownika Smoka, co powoduje niemałe zamieszanie. Film zdobył ogromną popularność, a jego oceny mówią same za siebie: na IMDb ma 7,6/10, a na Rotten Tomatoes świeci zieloną świeżością z wynikiem 87%.
Kung Fu Panda 2 (2011)
W drugiej części Po staje przed nowym wyzwaniem – tym razem musi zmierzyć się z Lordem Shenem, złym pawiem, który ma plany podbicia Chin. Film wprowadza więcej dramatyzmu i rozwija historię Po, który odkrywa swoje korzenie. Oceny są równie imponujące: IMDb daje 7,2/10, a Rotten Tomatoes przyznaje 81%.
Kung Fu Panda 3 (2016)
Po odkrywa swoje prawdziwe pochodzenie i spotyka swojego biologicznego ojca, co prowadzi go do sekretnej wioski pand. Musi jednak szybko odnaleźć się w roli nauczyciela i poprowadzić nowe pokolenie wojowników do walki przeciwko złowrogiemu Kai. Trzecia część również utrzymuje wysoki poziom: 7,1/10 na IMDb i 86% na Rotten Tomatoes.
Kung Fu Panda 4 (2024)
Czwarta odsłona przynosi kolejne niesamowite przygody Po i jego przyjaciół. Tym razem muszą stawić czoła nowym zagrożeniom, a Po musi nauczyć się, jak być mistrzem dla innych. Chociaż film dopiero co miał premierę, wstępne oceny sugerują, że fani nie będą rozczarowani: IMDb pokazuje 7,3/10, a Rotten Tomatoes daje solidne 83%.