Nieśmiertelny Henry Cavill

Fani kina akcji od dawna czekali na jakiekolwiek wieści o reboocie "Nieśmiertelnego" (Highlander). Wygląda na to, że projekt w końcu nabiera tempa.
Henry Cavill, były odtwórca roli Supermana, potwierdził, że nowa wersja kultowej franczyzy fantasy jest nie tylko jego następnym filmem, ale także, że zdjęcia do niej rozpoczną się już wkrótce.
Może być tylko jeden... Henry Cavill
Po latach spędzonych w produkcyjnym piekle i zawirowaniach obsadowych – w pewnym momencie główną rolę miał zagrać Ryan Reynolds – reboot "Nieśmiertelnego" wreszcie staje się faktem. Jak wiadomo, może być tylko jeden, a tym razem będzie nim Henry Cavill, który wcieli się w tytułowego nieśmiertelnego wojownika w projekcie realizowanym dla Amazon.
W niedawnej rozmowie z "The Hollywood Reporter" Cavill, zapytany o swoje "wielkie letnie plany", ujawnił, że w jego grafiku znajduje się wyłącznie "Nieśmiertelny". Aktor nie krył ekscytacji związanej z prowadzeniem projektu pod okiem Chada Stahelskiego, reżysera serii "John Wick".
"Nieśmiertelny"! To pochłania całą moją uwagę. To projekt, który niezwykle mnie ekscytuje. Granie tej postaci będzie świetną zabawą i uwielbiam pracować z Chadem Stahelskim. To bardzo utalentowany człowiek.
Zmiany w fabule i spotkanie po latach
Reboot "Nieśmiertelnego" ma podążać ścieżką zbliżoną do oryginału z 1986 roku. Fabuła skupiała się na szermierzu Connorze MacLeodzie, który odkrywa, że jest jednym z wielu nieśmiertelnych wojowników, których zabić można jedynie przez dekapitację. Po kilkuset latach spokojnego życia MacLeod osiada w Nowym Jorku, ale zostaje zmuszony do powrotu na pole bitwy, gdy jego największy wróg powraca, by go zabić i zdobyć tajemniczą "Nagrodę".
Nowa wersja wprowadzi jednak kilka zmian. Chad Stahelski już wcześniej ujawnił, że historia przekształci nieśmiertelnego bohatera granego przez Cavilla w 500-letniego mistrza sztuk walki. Sam reżyser był związany z projektem od niemal dekady i po wielu falstartach jest wreszcie gotowy, by zaprezentować swoją wizję tej fantastycznej serii. W rozmowie z portalem MovieWeb potwierdził, że "Nieśmiertelny" to jego kolejny film:
Jestem teraz skupiony na świecie Johna Wicka, ale moim następnym projektem jest "Nieśmiertelny". Jestem już w tym trybie.
Obsada filmu zapowiada także spotkanie po latach z planu "Człowieka ze stali". Do Henry'ego Cavilla dołączył Russell Crowe, który w uniwersum Snydera grał Jor-Ela, ojca Kal-Ela. Chociaż jego rola nie została jeszcze potwierdzona, oczekuje się, że Crowe przejmie po Seanie Connerym postać mentora MacLeoda, Juana Sáncheza-Villalobosa Ramíreza.
The Social Network 2 bez Eisenberga?

Wygląda na to, że "The Social Network" doczeka się długo oczekiwanej kontynuacji, ale bez Jessego Eisenberga w roli kontrowersyjnego założyciela Facebooka.
W centrum zainteresowania twórców znaleźli się nowi, wschodzący aktorzy, którzy mieliby zagrać zupełnie nowe postacie. Fabuła sequela skupi się na nowszych i bardziej destrukcyjnych skutkach działania popularnej platformy społecznościowej, w tym - ponoć - na oblężeniu Kapitolu.
Nowi bohaterowie w centrum afery
Portal Deadline donosi, że głównymi kandydatami do ról w "The Social Network Part II" są laureatka Oscara Mikey Madison ("Anora") oraz Jeremy Allen White ("The Bear"). Aaron Sorkin, odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię, opiera fabułę na serii artykułów "The Facebook Files", opublikowanych w "The Wall Street Journal" przez Jeffa Horowitza. Jeśli negocjacje zakończą się sukcesem, White wcieli się w postać samego Horowitza. Madison natomiast zagra informatorkę, która stała za przeciekami demaskującymi wątpliwe strategie wewnętrzne Facebooka i brak dbałości firmy o szkodliwy wpływ jej platformy.
Madison, od czasu zdobycia Oscara dla najlepszej aktorki za rolę w filmie "Anora", bardzo starannie dobiera kolejne projekty. Odrzuciła między innymi rolę czarnego charakteru w "Star Wars: Starfighter" Shawna Levy'ego i była brana pod uwagę w reboocie "Resident Evil" Zacha Creggera. Udział w "The Social Network II" dodałby do jej kalendarza projekt z dużym potencjałem nagrodowym. Aktorka ma w planach również filmy "Reptilia" z Kirsten Dunst oraz czarną komedię studia A24 "The Masque of Death". Z kolei Jeremy Allen White przenosi swoją karierę z małego na duży ekran, występując w biografii Bruce'a Springsteena "Deliver Me From Nowhere" oraz w filmie "The Mandalorian and Grogu", gdzie zagra syna Jabby the Hutta.
Co z powrotem Jessego Eisenberga?
Nie jest jasne, czy Jesse Eisenberg powróci jako Mark Zuckerberg w "The Social Network Part II", ale jego niedawne komentarze na temat potentata mediów społecznościowych mogą sugerować, że jest to mało prawdopodobne. Na początku tego roku Eisenberg skrytykował decyzję Facebooka o zastąpieniu niezależnych weryfikatorów faktów mniej wiarygodnymi notatkami społecznościowymi, podobnymi do tych stosowanych na platformie X. Aktor nie tylko potępił to posunięcie, ale także wyznał, że utrudni ono życie bliskiej mu osobie.
Ci ludzie mają miliardy dolarów, więcej pieniędzy, niż jakikolwiek człowiek w historii zgromadził, i co z nimi robią? Używają ich, by przypodobać się komuś, kto głosi nienawiść. Tak o tym myślę... nie jako osoba, która zagrała w filmie. Myślę o tym jako ktoś, kto jest mężem kobiety uczącej w Nowym Jorku o sprawiedliwości dla osób z niepełnosprawnościami, a życie jej studentów stanie się w tym roku odrobinę trudniejsze.
Zapytany o powrót do roli Zuckerberga, aktor nie pozostawił wielkich nadziei. Eisenberg wyraźnie dystansuje się od założyciela Facebooka, postrzegając go jako kogoś, kto nieustannie podejmuje "problematyczne" decyzje, zmieniające świat na gorsze.
To nie tak, że zagrałem świetnego golfistę i teraz ludzie myślą, że nim jestem. Chodzi o faceta, który robi rzeczy problematyczne – rezygnuje z weryfikacji faktów i troski o bezpieczeństwo, sprawiając, że ludzie, którzy już czują się zagrożeni na tym świecie, są zagrożeni jeszcze bardziej.
Zwiastun zapowiada wielki finał sagi Warrenów
Pojawił się oficjalny zwiastun filmu "Obecność: Ostatnie Rytuały" (The Conjuring: Last Rites), a Warner Bros. wraz z producentami Jamesem Wanem i Peterem Safranem zdają się stawiać wszystko na jedną kartę w finałowym rozdziale serii.
Film, który zakończy główny wątek cyklu "Obecność", ponownie sprowadzi na ekran Eda i Lorraine Warrenów. Słynni badacze zjawisk paranormalnych po raz ostatni zmierzą się z demoniczną siłą. Produkcja trafi do kin 5 września 2025 roku.
Co zdradza zwiastun?
Materiał wideo ukazuje Warrenów walczących z brutalnym duchem, który od lat nawiedza pewną rodzinę. Zgodnie z oczekiwaniami, Lorraine wyczuwa w domu obecność, którą – jak informuje Eda – już kiedyś czuła. Zapowiedź sugeruje, że finałowy rozdział tego popularnego uniwersum horroru będzie obfitował w momenty grozy.
W rolach Eda i Lorraine Warrenów ponownie zobaczymy Patricka Wilsona i Verę Farmigę. Do obsady dołączyli również Mia Tomlinson, Ben Hady, Elliot Cowan, Steve Coulter, Kíla Lord Cassidy, Shannon Kook i Rebecca Calder.
Twórcy i kulisy produkcji
Za kamerą stanął Michael Chaves, który reżyserował już inne filmy z franczyzy, takie jak "Obecność 3: Na rozkaz diabła" oraz "Zakonnicę II". Chaves jest także twórcą "Topieliska. Klątwy La Llorony" – filmu, który, choć nie jest oficjalnie częścią serii, to jego akcja ma rozgrywać się w tym samym uniwersum.
Scenariusz napisali Ian Goldberg, Richard Naing i David Leslie Johnson-McGoldrick. Fabuła ma koncentrować się na historii nawiedzenia rodziny Smurlów z Pensylwanii, których dom w połowie lat 70. miał być nękany przez poltergeista. Ich przeżycia stały się podstawą książki Roberta Currana pt. "The Haunted".
Koniec ważnej ery w historii horroru
Mając na koncie siedem dotychczasowych filmów, franczyza "Obecność" jest bezsprzecznie najbardziej dochodową serią horrorów wszech czasów. Łączne przychody w wysokości 2,2 miliarda dolarów pozostawiają w tyle takie uniwersa jak "Obcy", "Resident Evil" czy "Piła".
Rok 2025 przyniósł już kilka kasowych horrorów, w tym "Sinners" (ponad 365 milionów dolarów) i "Final Destination: Bloodlines" (zaskakujące 285 milionów dolarów). Biorąc pod uwagę, że za dystrybucję tych tytułów, podobnie jak za "Obecność: Ostatnie Rytuały", odpowiada Warner Bros., studio z pewnością liczy na kolejne setki milionów zysku.
Liczby to jednak nie wszystko. "Obecność: Ostatnie Rytuały" zapowiada się na godne zwieńczenie podróży, która rozpoczęła się w 2013 roku i wywarła wpływ na widzów na całym świecie. Chociaż poszczególne filmy z uniwersum spotykały się z różnym odbiorem, a niektóre z nich stawiały głównie na proste jump scare'y, trudno zaprzeczyć znaczeniu tej serii. "Obecność" na dobre przywróciła do łask horrory o zjawiskach nadprzyrodzonych, udowadniając, że ten podgatunek zawsze znajdzie sposób, by kogoś przestraszyć.
Forma na lato spóźniona? Te 10 diet na pewno Ci nie pomoże
Początek sierpnia to ten moment, kiedy jedni z dumą prezentują efekty wielomiesięcznych treningów, a inni… cóż, wciąż mają nadzieję.
Jeśli należysz do tej drugiej grupy, to mamy dobrą wiadomość: jeszcze jest szansa! Mamy też złą: na pewno nie uda się jej wykorzystać, inspirując się nawykami żywieniowymi ulubionych bohaterów filmowych. Kino to fantastyczna kopalnia pomysłów, ale akurat w kwestii dietetyki bywa źródłem wybitnie szkodliwych porad. Oto 10 filmowych "diet cud", których zdecydowanie lepiej nie próbować w domu.
Dieta „Jestem Sam w Domu”
Polega na konsumpcji wszystkiego, co wpadnie w ręce ośmiolatka pozostawionego bez opieki. Podstawą jadłospisu Kevina McCallistera są: pizza wyłącznie z serem, makaron z serem z mikrofali, gigantyczne porcje lodów z wszelkimi możliwymi dodatkami i chipsy. Posiłki spożywane są najczęściej w pozycji horyzontalnej, przed telewizorem.
Efekty: nagły zastrzyk energii idealny do konstruowania pułapek na włamywaczy, po którym następuje energetyczny zjazd uniemożliwiający odrobienie lekcji. W pakiecie gwarantowana awersja do warzyw na całe życie i umiejętność negocjowania z dostawcą pizzy na poziomie eksperckim.
Dieta Czterech Głównych Grup Pokarmowych (według elfa)
Buddy z filmu Elf ma bardzo sprecyzowane pojęcie o zbilansowanym odżywianiu. Jego dieta opiera się na czterech filarach: słodyczach, laskach cukrowych, kukurydzy cukrowej i syropie. Jak sam twierdzi, stara się trzymać każdej z tych grup. Kulminacją jest śniadanie składające się ze spaghetti z syropem klonowym i piankami.
Efekty: Permanentny, euforyczny stan podwyższonego nastroju, który otoczenie może mylnie uznać za irytujący. Wskaźnik cukru we krwi osiąga wartości, które wprawiłyby w zakłopotanie nawet laboratoryjny sprzęt.
Skutek uboczny: niekontrolowana chęć przytulania obcych i śpiewania w najmniej odpowiednich momentach.
Dieta „Smakuje jak Big Kahuna Burger"
Bohaterowie filmów Quentina Tarantino często zajadają się fast foodem. Jules Winnfield z Pulp Fiction z namaszczeniem celebruje smak Big Kahuna Burgera, popijając go Spritem. To dieta oparta na jedzeniu z przydrożnych barów, gdzie warzywa są co najwyżej dodatkiem do potężnej porcji mięsa i bułki.
Efekty: Natychmiastowe uczucie ciężkości, które sprawia, że każda próba pościgu za kimkolwiek kończy się zadyszką po trzech krokach. Garderoba zaczyna się tajemniczo kurczyć, a poziom filozoficznych rozmów o frytkach z majonezem rośnie wprost proporcjonalnie do poziomu cholesterolu.
Dieta Na Złamane Serce
Spopularyzowana przez Bridget Jones. Kiedy życie rzuca kłody pod nogi, jedynym ratunkiem wydaje się kubełek lodów, tabliczka czekolady i butelka wina (lub wódki). Posiłki są nieregularne i podyktowane wyłącznie nastrojem.
Efekty: Chwilowe ukojenie duszy, które trwa dokładnie tyle, ile opróżnienie kubełka lodów. Następnego dnia bilans kaloryczny krzyczy głośniej niż wewnętrzny krytyk. Gwarantowany efekt jo-jo, zarówno na wadze, jak i na nastroju, a także nowa umiejętność – śpiewanie "All By Myself" z poruszającym fałszem.
Dieta "Mleko i Alkohol"
Jeff "The Dude" Lebowski z Big Lebowski to człowiek prostych zasad, także żywieniowych. Jego głównym źródłem kalorii wydaje się być koktajl White Russian, czyli mieszanka wódki, likieru kawowego i śmietanki. Czasem dla równowagi sięgnie po karton śmietanki prosto z lodówki.
Efekty: Osiągnięcie legendarnego poziomu wyluzowania, który pozwala ignorować dywan zniszczony przez nihilistów. Ten stan zen jest opłacony permanentnym uczuciem ospałości i rosnącym rachunkiem w sklepie monopolowym. Szlafrok staje się jedynym akceptowalnym strojem.
Dieta Marsjańskiego Ogrodnika
Mark Watney w filmie Marsjanin musiał wykazać się kreatywnością. Jego dieta przez setki dni składała się wyłącznie z ziemniaków, które sam wyhodował na marsjańskiej glebie. Od czasu do czasu dla smaku dodawał pokruszony Vicodin.
Efekty: Po trzech tygodniach każdy ziemniak zaczyna wyglądać jak twarz wroga. Rozmowy z samym sobą stają się normą, a marzenia o keczupie osiągają rangę religijnej wizji. Zaskakująca biegłość w botanice i inżynierii kosmicznej staje się jedynym pocieszeniem.
Dieta "Ostatni Posiłek w Horrorze"
Bohaterowie slasherów mają pewną zgubną tendencję: uwielbiają jeść tuż przed atakiem mordercy. Najczęściej jest to popcorn (jak w Krzyku), kanapki albo pizza. Posiłek niemal zawsze zostaje przerwany przez dziwny dźwięk lub telefon od nieznajomego.
Efekty: Znaczne obniżenie zdolności do ucieczki z powodu nagłego ataku niestrawności. Chrupanie popcornu skutecznie zagłusza kroki skradającego się mordercy. Zaskakujący plus – plama z ketchupu na ubraniu może sprawić, że morderca na chwilę zawaha się, czy już Cię nie zabił, a Ty zyskasz czas na ucieczkę (uwaga: działa tylko w grupach).
Dieta Wyobraźni
Zagubieni Chłopcy z filmu Hook Stevena Spielberga udowodnili, że do jedzenia wystarczy odrobina fantazji. Pusta zastawa stołowa w magiczny sposób zapełnia się kolorowymi, apetycznymi potrawami, które istnieją tylko w głowach biesiadników.
Efekty: Spektakularnie szybka utrata wagi, prowadząca wprost do stanu, w którym można się schować za latarnią. Wyostrzona wyobraźnia, która pozwala prowadzić fascynujące dyskusje z jedzeniem, które nie istnieje. Niestety, energia do walki na szpady spada do zera.
Dieta Wykwintnego Smakosza
Dr Hannibal Lecter to postać o nienagannych manierach i wysublimowanym guście. Jego menu jest starannie dobrane i elegancko podane. Podstawą są... cóż, ludzkie organy. Słynne połączenie wątróbki z fasolką i doskonałym Chianti przeszło do historii kina.
Efekty: Wyjątkowo wyrafinowane podniebienie i imponująca wiedza na temat win, które pasują do... nietypowych potraw. Krąg znajomych zaczyna się jednak w tajemniczy sposób kurczyć. Zaproszenia na kolację są coraz częściej odrzucane z niejasnych powodów.
Dieta Kierowcy
Bezimienny kierowca z filmu Drive to człowiek małomówny, a jego dieta jest równie oszczędna. Przez większość czasu widzimy go z wykałaczką w ustach. Czasem pozwoli sobie na kawę.
Efekty: Aura tajemniczości i niedostępności, która robi wrażenie na otoczeniu. Oddech o stałym aromacie kawy i drewna. Niestety, drżenie rąk od nadmiaru kofeiny może utrudniać precyzyjne prowadzenie samochodu, a burczenie w brzuchu skutecznie psuje wizerunek twardziela.
Kino rządzi się swoimi prawami, a jedzenie na ekranie pełni funkcję symboliczną – buduje postać, rozładowuje napięcie lub staje się ikonicznym elementem sceny. Lepiej więc zostawić te kulinarne eksperymenty w sferze fikcji.
Sezon letnich hitów w połowie drogi. Kto wygrywa wyścig o tytuł króla box office 2025?

Lipiec dobiegł już właściwie końca, a to oznacza, że za nami ponad połowa sezonu letnich blockbusterów. Sezonu, który dla wielu studiów filmowych jest najważniejszym okresem w roku.
To idealny moment na pierwsze podsumowania i sprawdzenie, które tytuły zdominowały kina, a które przeszły bez większego echa. Wyścig o miano najbardziej dochodowego filmu roku nabiera tempa, a dotychczasowe wyniki przyniosły kilka sporych niespodzianek i potwierdziły pewne trendy kształtujące dzisiejszy krajobraz kinowy.
Zwycięzcy
Niekwestionowanym liderem jest "Superman" w reżyserii Jamesa Gunna. Film, na którym spoczywała ogromna presja bycia fundamentem pod nowe uniwersum DC, okazał się strzałem w dziesiątkę. Zarówno krytycy, jak i widzowie chwalą go za pełen nadziei ton i świeże podejście do postaci, co przełożyło się na ponad 510 milionów dolarów w globalnym box office. To solidny start dla nowej ery DC.
Do grona zwycięzców należy także zaliczyć aktorską wersję "Jak wytresować smoka". Mimo początkowych obaw fanów, film okazał się ogromnym sukcesem komercyjnym, zarabiając na całym świecie ponad 600 milionów dolarów. Widzów przyciągnęła nostalgia i magia znanej historii. Z tych samych powodów sukcesem okazał się "Lilo & Stitch" z 420 milionami na koncie.
Rozczarowania: gigantyczne budżety i artystyczne klapy
Niestety, nie wszystkie premiery okazały się sukcesem. Największą i najsmutniejszą porażką jest animacja Pixara "Elio". Przy ogromnym budżecie szacowanym na 150-200 milionów dolarów, film zarobił na całym świecie zaledwie 138 milionów. To jedna z największych klap finansowych w historii studia, która stawia pod znakiem zapytania jego przyszłą strategię.
Finansowym rozczarowaniem jest także "Ballerina". Spin-off serii "John Wick" zarobił co prawda 132 miliony przy budżecie 90 milionów, jednak po doliczeniu kosztów marketingu, wynik ten jest daleki od satysfakcjonującego i nie przyniósł studiu oczekiwanych zysków. Mieszane recenzje również nie pomogły.
Wśród filmów, które nie spełniły pokładanych w nich nadziei, znajduje się "Mission: Impossible – The Final Reckoning". Chociaż globalny wynik (ponad 590 milionów) wygląda imponująco, to przy gigantycznym budżecie i kosztach promocji, jest to wynik poniżej oczekiwań dla tak dużej i znanej serii. Sporym rozczarowaniem okazała się również aktorska wersja "Królewny Śnieżki" od Disneya. Film, który od początku budził kontrowersje, zarobił zaledwie 205 milionów dolarów, co przy standardach Disneya jest wynikiem bardzo słabym.
Co przyniesie sierpień? Ostateczne starcie tytanów
Walka o tytuł króla box office jeszcze się nie skończyła. Sierpień przyniesie premierę jednego z najbardziej wyczekiwanych filmów od lat – "Fantastic Four" od Marvel Studios. Presja jest ogromna. Po kilku latach nierównych produkcji, Marvel musi udowodnić, że wciąż potrafi tworzyć filmowe wydarzenia. Obsada z Pedro Pascalem i Vanessą Kirby na czele oraz reżyser Matt Shakman ("WandaVision") rozbudzili nadzieje fanów. Czy nowa wersja przygód Fantastycznej Czwórki sprosta gigantycznym oczekiwaniom i zdetronizuje "Supermana"? A może podzieli los poprzednich, nieudanych adaptacji? Odpowiedź poznamy już wkrótce.
Pandora w ogniu - pierwszy zwiastun "Avatar: Ogień i Popiół"
Światło dzienne ujrzał właśnie pierwszy zwiastun filmu "Avatar: Ogień i Popiół", trzeciej odsłony kasowej sagi science fiction w reżyserii Jamesa Camerona. Materiał zapowiada powrót na Pandorę w epickim stylu i wprowadza zupełnie nowe zagrożenie dla Jake'a Sully'ego i jego rodziny.
Stylistyka materiału sugeruje, że twórca Titanica i Terminatora 2 nie zamierza rezygnować ze sprawdzonej formuły - trudno się dziwić, biorąc pod uwagę miliardowe zyski serii. Pierwsze spojrzenie na nowe plemiona, bohaterów i antagonistów z pewnością sprawi, że fani sagi poczują znajomy dreszcz emocji.
Poznajcie Ludzi Popiołu
Akcja filmu rozpoczyna się po wydarzeniach z "Avatar: Istota wody" z 2022 roku i wprowadzi kilka nowych plemion Na'vi. Najważniejszym z nich wydaje się wojownicze plemię ognia, znane jako "Ludzie Popiołu" (Ash People), które ma odegrać rolę głównych antagonistów.
Sam James Cameron już wcześniej zdradził, że będą oni reprezentować "najgorszą stronę Na'vi" i żywioł, który do tej pory nie był eksplorowany na Pandorze. Zapowiedział też, że nowa część wgłębi się w psychikę znanych postaci.
Cameron zapowiada emocjonalną i nieoczywistą kontynuację
Reżyser podkreśla, że film skupi się na rozwoju bohaterów i konsekwencjach ich działań, co wystawi na próbę ich wzajemne relacje.
Ten film znacznie głębiej wnika w naszych bohaterów i pokazuje emocjonalne konsekwencje, które zagrażają ich wzajemnym relacjom i wystawiają na próbę ich więzi. Dlatego twierdzę, że jest nieoczekiwaną kontynuacją. Biorąc pod uwagę to, co widzieliście przez sześć godzin sagi w pierwszym i drugim filmie, trzecia część będzie czymś, czego się nie spodziewacie, a jednocześnie tym, czego pragniecie. Myślę, że publiczność nie chce tylko pięknych obrazów. Oczywiście mamy je, mamy niesamowicie szczegółowy, bogaty świat [...]. Ale na tym etapie wierzę, że zależy nam przede wszystkim na podróży tych postaci.
Avatar bez AI
W swoich rolach powrócą Sam Worthington, Zoe Saldaña, Sigourney Weaver, Stephen Lang, Joel David Moore, CCH Pounder, Giovanni Ribisi, Dileep Rao, Britain Dalton, Trinity Jo-Li Bliss i Jack Champion. Do obsady dołączają między innymi Michelle Yeoh, David Thewlis i Oona Chaplin. Żadnej roli w filmie nie odegra natomiast AI, co James Cameron wyraźnie podkreśla w wywiadach. Informacja ta jest na tyle ważna, że pojawi się też na początku filmu.
"Avatar: Ogień i Popiół" trafi do kin 19 grudnia 2025 roku. Fani serii będą musieli uzbroić się w cierpliwość, ponieważ daty premier kolejnych części zostały niedawno przesunięte. "Avatar 4" planowany jest na 21 grudnia 2029 roku, a finałowy "Avatar 5" na 19 grudnia 2031 roku. Wszystko wskazuje na to, że grudzień 2025 przyniesie widowisko, które ponownie przyciągnie do kin tłumy.
2. sezon „Peacemakera” - jest na co czekać?
Za niecały miesiąc startuje drugi sezon "Peacemakera". Czy jest na co czekać?
To oczywiście pytanie retoryczne – Christopher Smith powróci w wielkim stylu. Teaser jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać. Mamy tu więc absurdalne dialogi, wybuchy i Johna Cenę w wątpliwej estetycznie bieliźnie.
Co najważniejsze, powraca również Eagly, czyli ukochany przez wszystkich bielik amerykański, który w jednej ze scen bohatersko atakuje (prawdopodobnie) nowego przeciwnika. Zapowiedź sugeruje, że drugi sezon utrzyma unikalny balans między wulgarnym humorem, brutalną akcją a nieoczekiwanie wrażliwą stroną głównego bohatera.
Nowe uniwersum, ten sam chaos
"Peacemaker" był jednym z pierwszych wielkich sukcesów, które dały nadzieję na spójne i dobrze prowadzone uniwersum DC pod sterami Jamesa Gunna. Spin-off filmu "Legion samobójców: The Suicide Squad" z 2021 roku koncentruje się na postaci Christophera Smitha, znanego jako Peacemaker (w tej roli John Cena), który po wydarzeniach z filmu zostaje zmuszony do dołączenia do tajnej grupy zadaniowej A.R.G.U.S. o nazwie "Projekt Motyl". Jego misją, w zamian za wolność, jest identyfikacja i eliminacja pasożytniczych istot pozaziemskich, które przejmują kontrolę nad ludzkimi ciałami, zajmując wysokie stanowiska na całym świecie. Serial w charakterystyczny dla Gunna sposób łączy brutalną akcję, wulgarny i absurdalny humor z nieoczekiwanymi momentami dramatycznymi, tworząc wyjątkową i szaloną opowieść.
Serial zagłębia się w psychikę i przeszłość tytułowego bohatera, ukazując go jako postać znacznie bardziej złożoną niż w filmie. "Peacemaker" bada jego traumatyczne dzieciństwo i toksyczną relację z ojcem, rasistowskim złolem znanym jako Biały Smok. W trakcie misji Christopher Smith zaczyna kwestionować swoje brutalne metody i motto "osiągania pokoju za wszelką cenę". Produkcja zyskała ogromne uznanie zarówno krytyków, jak i widzów za błyskotliwy scenariusz, rozwój postaci, świetnie dobraną ścieżkę dźwiękową oraz kultową już czołówkę z nietypowym układem tanecznym całej obsady. Serial chwalono za umiejętne balansowanie między komedią a poruszaniem trudnych tematów, takich jak trauma i poszukiwanie odkupienia.
Drugi sezon jest jedną z najbardziej oczekiwanych produkcji w nowym kanonie. Pierwszy materiał promocyjny potwierdza, że mimo zmian w filmowym świecie, charakter i ton serialu pozostaną nienaruszone.
Drugi sezon wystartuje 21 sierpnia tego roku na HBO Max.
Terminator powraca, ale nie tak, jak myślicie

Nowa historia przeniesie nas w sam środek wojny z maszynami.
Franczyza „Terminatora” to jedna z ikon kina science fiction. Choć wydaje się, że Arnold Schwarzenegger na dobre odwiesił swoją skórzaną kurtkę, a James Cameron jedynie wspomina o potencjalnym nowym filmie, uniwersum maszyn i ludzi wcale nie zamierza milczeć. Wręcz przeciwnie – saga zyska zupełnie nową, zaskakującą odsłonę.
Wojna przyszłości w komiksowym kadrze
Od swojego debiutu w 1984 roku seria dostarczyła nam zarówno arcydzieł (jak „Terminator 2: Dzień sądu”), jak i filmów, które, delikatnie mówiąc, nie zapisały się złotymi zgłoskami w historii kina („Terminator: Genisys”). Teraz opowieść będzie kontynuowana, ale w zupełnie innym medium. Wydawnictwo Dynamite Comics zapowiedziało nową serię komiksową zatytułowaną „The Terminator: Metal”, która ma zaoferować świeże spojrzenie na ten świat.
Za scenariusz odpowiadają Declan Shalvey i Rory McConville. Ten drugi zapowiada, że nowa seria pozwoli czytelnikom zanurzyć się w erze Wojny z Maszynami głębiej niż kiedykolwiek wcześniej. Każdy zeszyt ma być samodzielną opowieścią, która zgłębi triumfy i tragedie ludzi uwięzionych w odwiecznej wojnie z maszynami oraz ich walkę o zachowanie człowieczeństwa w świecie po apokalipsie.
Nowe historie w znanych światach
W ostatnich latach obserwujemy renesans wielkich franczyz z lat 80., często w nieoczekiwanych formach. Sukces odniósł „Predator” za sprawą filmu Dana Trachtenberga, a niedawno na Netflix trafiła animowana antologia „Predator: Killer of Killers”, opowiadająca nieznane dotąd historie z tego uniwersum. Komiks „The Terminator: Metal” wydaje się podążać podobną ścieżką.
Podczas gdy większość filmów z serii skupiała się na terminatorach wysyłanych w przeszłość, aby zmienić bieg historii, komiks, podobnie jak film „Terminator: Ocalenie”, wrzuci fanów w sam środek Wojny z Maszynami. Oznacza to wizję przyszłości, w której tysiące terminatorów znajdują się u szczytu swojej potęgi. To przerażający obraz świata, w którym sztuczna inteligencja to coś znacznie więcej niż chatbot tworzący zabawne obrazki.
W dobie rosnącej integracji AI z naszym życiem, opowieść Camerona staje się aktualnym ostrzeżeniem. Przypominają się słowa Iana Malcolma z „Jurassic Park”: „tak bardzo zajęliśmy się myśleniem o tym, czy możemy, że zapomnieliśmy zapytać, czy powinniśmy”. Sam James Cameron niedawno podkreślał potencjał AI w przemyśle filmowym, co może sugerować, że Wojna z Maszynami nie ograniczy się jedynie do kart komiksu.
Premiera pierwszego zeszytu, „The Terminator: Metal #1”, zaplanowana jest na 22 października.
Superman wylądował. Sukces, czy porażka w uniwersum DC?
Po miesiącach wyczekiwania, spekulacji i intensywnej kampanii marketingowej, "Superman" w reżyserii Jamesa Gunna trafił na ekrany kin.
Film, który od samego początku nosił na barkach ciężar zrestartowania całego filmowego uniwersum DC, jest dostępny dla szerokiej publiczności od blisko 2 tygodnii. Czy nowa wizja Człowieka ze Stali spełniła pokładane w niej gigantyczne nadzieje? Sprawdzamy pierwsze reakcje i analizujemy, co ten start oznacza dla przyszłości franczyzy.
Nowa twarz, nowa nadzieja
Jednym z najczęściej komentowanych aspektów filmu jest kreacja Davida Corensweta, który przejął czerwoną pelerynę po Henrym Cavillu. Zgodnie z zapowiedziami Gunna, jego Superman jest ucieleśnieniem nadziei i optymizmu, co stanowi wyraźny zwrot od mroczniejszego tonu poprzednich filmów z uniwersum. Corenswet wnosi do roli klasyczną charyzmę, balansując między nieporadnym urokiem Clarka Kenta a pewnością siebie Supermana.
Ważnym elementem układanki jest również Lois Lane, w którą wcieliła się Rachel Brosnahan. Jej wersja postaci to nie tylko obiekt uczuć głównego bohatera, ale przede wszystkim ambitna i błyskotliwa dziennikarka, stanowiąca siłę napędową części fabuły. Chemia między Corenswetem a Brosnahan jest jednym z najmocniejszych punktów filmu, a ich relacja rozwija się w naturalny i przekonujący sposób.
Nie można też zapomnieć o Nicholasie Houlcie w roli Leksa Luthora, który przedstawia go jako charyzmatycznego, lecz niebezpiecznego geniusza technologii, a nie tylko karykaturalnego złoczyńcę.
Reakcje krytyków i widzów
Pierwsze recenzje "Supermana" są w przeważającej mierze pozytywne. Krytycy chwalą film za świeże podejście, spójną wizję reżyserską i udane połączenie widowiskowej akcji z rozwojem postaci. James Gunn, znany z nadawania ludzkiego wymiaru swoim bohaterom w "Strażnikach Galaktyki", z powodzeniem zastosował podobną formułę w świecie DC.
Widzowie również wydają się zadowoleni. W mediach społecznościowych dominują entuzjastyczne komentarze, podkreślające, że film dostarczył dokładnie tego, co obiecywano: pełną serca i optymizmu historię, która przywraca wiarę w ikonicznego bohatera. Wyniki box office z pierwszego tygodnia były obiecujące i wskazują, że publiczność była gotowa na nowy rozdział w historii DC.
Co dalej z DCU? Fundament pod "Gods and Monsters"
"Superman" to nie tylko zamknięta historia, ale przede wszystkim kamień węgielny pod budowę całego uniwersum zaplanowanego przez Jamesa Gunna i Petera Safrana. Film subtelnie wprowadza elementy, które będą rozwijane w kolejnych produkcjach z rozdziału "Gods and Monsters". Uważni widzowie mogli dostrzec nawiązania do innych postaci i lokacji, które z pewnością odegrają kluczową rolę w przyszłości.
Sukces tego filmu jest kluczowy dla nadchodzących projektów, takich jak "The Authority", "Supergirl: Woman of Tomorrow" czy nowy film o Batmanie, "The Brave and the Bold". Pozytywny odbiór "Supermana" daje zielone światło dla odważniejszej i bardziej zróżnicowanej wizji, odcinając się od problemów, z którymi borykało się poprzednie uniwersum (DCEU).
Znamy odtwórców głównych ról w "Legendzie Zeldy"

Projekt aktorskiej adaptacji kultowej gry wideo "The Legend of Zelda" nareszcie nabiera kształtów. Ogłoszono, kto wcieli się w dwie najważniejsze postacie, a informacją podzielił się sam Shigeru Miyamoto z Nintendo.
Wiadomość, na którą fani czekali od dawna, w końcu stała się faktem. Długo zapowiadana adaptacja live-action przygodowej gry fantasy "The Legend of Zelda" zrobiła ogromny krok naprzód – obsadzono role dwójki głównych bohaterów.
Informację potwierdziła ikona Nintendo, Shigeru Miyamoto, który za pośrednictwem mediów społecznościowych ujawnił, że w nadchodzącym filmie w Zeldę wcieli się Bo Bragason (znana z serialu "Renegade Nell"), a w Linka Benjamin Evan Ainsworth (którego można było zobaczyć w "Sandmanie").
W oświadczeniu Miyamoto czytamy:
Tu Miyamoto. Z przyjemnością ogłaszam, że w filmie aktorskim 'The Legend of Zelda' rolę Zeldy zagra Bo Bragason-san, a Linka Benjamin Evan Ainsworth-san. Z niecierpliwością czekam, aby zobaczyć ich oboje na wielkim ekranie. Premiera filmu planowana jest na 7 maja 2027 roku. Dziękuję za waszą cierpliwość.
Niestety, jest też łyżka dziegciu w tej beczce miodu. Choć informacja o obsadzie to świetna wiadomość, Miyamoto potwierdził również, że premiera filmu została opóźniona i zobaczymy go dopiero w 2027 roku.
Kim są nowi odtwórcy głównych ról?
Dwoje młodych aktorów, którzy staną na czele filmowej "Zeldy" nie są jeszcze gwiazdami największego formatu, ale oboje mają już na koncie kilka popularnych tytułów. Bragason znana jest z fantastycznego serialu "Renegade Nell", mrocznej komedii "The Radleys" oraz historycznego miniserialu "King and Conqueror". Ainsworth z kolei zagrał ważne role w docenionym przez krytyków horrorze Netfliksa "Nawiedzony dwór w Bly" oraz użyczył głosu Pinokiowi w aktorskim remake'u Disneya z 2022 roku.
Co wiemy o samej produkcji?
"The Legend of Zelda" to jedna z najpopularniejszych serii gier wideo w historii, opowiadająca o losach młodego, podobnego do elfa chłopca o imieniu Link, który musi uratować porwaną księżniczkę Zeldę z rąk demonicznego Ganona. Film, w którym nie zabraknie magii, pojedynków na miecze i wszystkiego, czego można oczekiwać od przygodowego fantasy, jest produkowany przez Nintendo oraz Arad Productions, a za dystrybucję odpowiadać będzie Sony Pictures.
Za kamerą stanie Wes Ball, reżyser znany z serii "Więzień labiryntu" oraz "Królestwa Planety Małp". Scenariusz przygotowali Derek Connolly (franczyza "Jurassic World") i T.S. Nowlin ("Więzień labiryntu"). Ball już wcześniej zdradził swoje plany dotyczące adaptacji, obiecując stworzyć coś zarówno magicznego, jak i poważnego.
Mam niesamowity pomysł. Myślałem o tym od bardzo dawna, jak fajny byłby film o Zeldzie... Chcę spełnić największe pragnienia fanów. Wiem, jak ważna jest to dla nich franczyza, i chcę, żeby to był poważny film. Prawdziwy film, który da ludziom ucieczkę od rzeczywistości. Chcę stworzyć coś, co będzie sprawiało wrażenie autentycznego. Coś poważnego i fajnego, ale jednocześnie zabawnego i pełnego fantazji.