Pierwsze informacje o tym, że nowozelandzki twórca zamierza zrealizować film o Flashu Gordonie ujrzały światło dzienne jeszcze w 2019 r. Wówczas miał to być pełnometrażowy film animowany. Teraz wiemy jednak, że pierwotna koncepcja uległa zmianie i Waititi nakręci projekt live-action.
Początki Flasha Gordona sięgają lat 30. ubiegłego wieku za sprawą komiksu stworzonego przez Alexa Raymonda. Bohater jest jednak zdecydowanie lepiej znany z filmowej adaptacji Mike’a Hodgesa z 1980 r., w której wystąpił Sam J. Jones, a równie ważną rolę odgrywała muzyka zespołu Queen. Jeżeli nie mieliście okazji zobaczyć i posłuchać tej kultowej space opery lub po prostu chcecie ją sobie odświeżyć, w serwisie Entclick znajdziecie odrestaurowaną wersję w jakości 4K. Lepszej okazji nie będzie.
Zmianę stylistyczną nadchodzącej produkcji ogłosił w rozmowie z portalem „Collider” producent John Davis, podkreślając, że oryginalny Flash Gordon z 1980 r. miał ogromny wpływ na dorastającego Waititi’ego i do dziś stanowi jeden z jego ulubionych filmów. Warto dodać, że o nowej wersji przygód futbolisty mówiło się już od dawna. W 2008 r. ogłoszono, że scenariusz filmu piszą Matt Sazama i Burk Sharpless, natomiast w 2015 informowano, że za jego reżyserię będzie odpowiadał znany m.in. z „Kick-Ass” czy serii „Kingsman” Matthew Vaughn. Faktyczne prace nad produkcją nigdy jednak nie wystartowały. Miejmy zatem nadzieję, że Waititi będzie tym, który doprowadzi sprawy do końca.
Nowozelandczyk jest dziś niezwykle gorącym i rozchwytywanym nazwiskiem w Holywood. Głośno zrobiło się o nim w 2014 r. za sprawą świetnego mockumentary horroru „Co robimy w ukryciu” („What We Do in the Shadows”). Prawdziwą popularność przyniósł mu jednak „Thor: Ragnarok” z 2017 r., czyli jeden z najlepszych i najbardziej szalonych filmów w całym Marvel Cinematic Universe.
My zdecydowanie polecamy Wam także wcześniejsze dokonania Waititi’ego, a przede wszystkim jego pełnometrażowy debiut „Orzeł kontra Rekin („Eagle” vs. „Shark”) z 2007 r. Prawdziwa nowozelandzka jazda bez trzymanki w najlepszym tego słowa znaczeniu. No i absolutnie genialny Jemaine Clement w roli owładniętego żądzą zemsty Jaroda. Ale nie oszukujmy się, on jest zawsze genialny.