W świecie kina wielcy reżyserzy często budują swoje niezapomniane kariery na dziełach, które stają się niepodważalnymi ikonami sztuki filmowej. Jednak nawet najbardziej utytułowani filmowcy miewają chwile słabości, w których ich artystyczne wizje nie osiągają oczekiwanego poziomu doskonałości. Oto kilka produkcji, które pozostają w cieniu innych osiągnięć swoich twórców.

Alfred Hitchcock – „Topaz”

Znany jako Mistrz Suspensu Alfred Hitchcock ma w swoim dorobku wiele filmów, które zdefiniowały gatunek thrillerów i w wielu przypadkach znacznie wyprzedzały swoje czasy. W jego liczącej kilkadziesiąt pozycji kolekcji nie zabrakło jednak tytułów, którym daleko do geniuszu „Psychozy”, „Ptaków” czy „Okna na podwórze”. Pomijając wczesne lata kariery reżysera, które były czasem eksperymentów i poszukiwania własnego stylu, za mało udany uznaje się thriller szpiegowski „Topaz”, nakręcony w 1969 roku. Rozgrywający się na Kubie film opowiada o francuskim agencie, który otrzymuje zadanie zweryfikowania militarnych planów ZSRR. Jak się jednak okazało, przed równie ciężkim wyzwaniem stał sam Hitchcock. Na planie musiał zmierzyć się m.in. z niskim budżetem i częstym ingerowaniem producentów, którzy nie podzielali jego artystycznej wizji. Trudności produkcyjne i ograniczona kontrola nad filmem wpłynęły na ostateczny rezultat, który ostatecznie nie porwał ani widzów, ani krytyków.

Steven Spielberg – „1941”

Lata 70. i 80. to niewątpliwie złoty okres Stevena Spielberga, w którym reżyser osiągnął ogromny sukces zarówno komercyjny, jak i artystyczny. W tym czasie powstał także „1941”, który nie zawojował jednak żadnego z tych obszarów i przez wielu uznawany jest za najmniej udany film w karierze twórcy. Obrazowi zarzucano m.in. mało zgrabne połączenie tematyki wojennej z komedią, co negatywnie wpłynęło na ogólny ton całego filmu. Krytykom nie spodobały się też chaotyczność, brak spójnej narracji i nagromadzenie wątków oraz postaci, które sprawiały, że historia stawała się trudna do śledzenia. Całości dopełniał przesadzony humor, w tym zbyt wiele slapstickowych gagów i żartów opartych na przerysowanych sytuacjach. Nie zmienia to faktu, że „1941” ma swoich wiernych fanów i zyskał w pewnych kręgach status filmu kultowego.

Francis Ford Coppola – „Jack”

Dzięki takim filmom jak trylogia “Ojca Chrzestnego”, „Czas Apokalipsy” czy „Rozmowa” Francis Ford Coppola na zawsze zapisał się w historii kina jako jeden z najwybitniejszych współczesnych reżyserów. Jego wszechstronność i chęć eksperymentowania z różnymi gatunkami filmowymi sprawiła jednak, że posiada w swoim dorobku obrazy, które nie spotkały się z – eufemistycznie rzecz ujmując – przychylnymi opiniami. Jednym z nich jest z pewnością „Jack” z 1996 roku, opowiadający o chłopcu który z powodu rzadkiej przypadłości medycznej starzeje się znacznie szybciej niż rówieśnicy. Filmowi nie pomógł nawet całkiem udany występ Robina Williamsa, który nie miał możliwości wykorzystania swojego ogromnego potencjału. Obraz krytykowany był także za nierówny scenariusz oraz słabe, zaburzające ton całości zbalansowanie komedii i dramatu. Finalnie, pomimo oryginalnego pomysłu i poruszającej tematyki, Jack nie zdołał wywołać u widzów głębokich, zapadających w pamięć emocji.

Martin Scorsese – „Wagon towarowy Bertha”

Pomimo przekroczenia 80-tki, Martin Scorsese nie zwalnia i nieustannie dostarcza światu znakomite filmy, które cieszą się ogromnym uznaniem zarówno krytyków, jak i widowni. Znaczna część jego dorobku to niezaprzeczalnie najlepsze tytuły w historii kina, a sam reżyser rzadko schodzi poniżej niezwykle wysoko zawieszonej samemu sobie poprzeczki. Na liście filmów każdego twórcy zawsze jednak musi znaleźć się coś, co zajmuje najmniej zaszczytną pozycję. W przypadku Martina Scorsese jest to „Wagon towarowy Bertha” z Barbarą Hershey i Davidem Carradine’m w rolach głównych. Ta nakręcona w 1972 roku mieszanka dramatu i kryminału jest filmem nierównym i niedoskonałym technicznie. Nie może równać się z późniejszymi dziełami Scorsese, ale z pewnością stanowi dziś ciekawą pozycję z perspektywy rozwoju jego trwającej do dziś kariery.

Quentin Tarantino – „Dead Proof”

Quentin Tarantino to jeden z niewielu reżyserów, którzy wyznają zasadę, że umiar jest cnotą. Jakiś czas temu świat obiegła informacja, że uznany twórca zamierza nakręcić jeszcze tylko jeden film pełnometrażowy, zamykając swój dorobek w dokładnie dziesięciu produkcjach. W jednym z wywiadów tłumaczył swoją decyzję tym, że w jego opinii reżyserzy nie robią się lepsi wraz z wiekiem, a ich najgorsze filmy to zwykle cztery ostatnie. W jego stosunkowo skromnej filmografii faktycznie ciężko znaleźć słaby punkt, ale zazwyczaj jako taki wskazuje się „Dead Proof” z 2007 roku. Pomimo oddania hołdu grindhouse’owej estetyce, film był krytykowany za dosyć powolne tempo i brak takiej siły oddziaływania, jaką mogą poszczycić się inne dzieła Tarantino.