30 lat niebezpiecznej prędkości

30 lat przemknęło szybciej niż wybuchowy autobus przez zatłoczone ulice Los Angeles. Najważniejsze jednak, że film znany w Polsce pod przydługim tytułem „Speed: Niebezpieczna prędkość” wyszedł z tej podróży bez szwanku.

Kino akcji to jeden z najbardziej wyeksploatowanych gatunków Hollywood, ale tylko nielicznym tytułom udaje się przetrwać próbę czasu i zyskać status filmów kultowych. Jednym z takich obrazów jest z pewnością „Speed: Niebezpieczna prędkość”, który do dziś cieszy się niesłabnącą popularnością i nadal stanowi wzór dla wielu nowych produkcji. Praca debiutującego w roli reżysera Jana de Bonta oraz pełne chemii kreacje aktorskie Keanu Reevesa i Sandry Bullock sprawiły, że „Speed” to prawdziwa perełka gatunku.

Film wciąga od pierwszych minut dzięki dynamicznie poprowadzonej akcji, która nie zwalnia tempa nawet na moment. Spora w tym zasługa fabuły, którą można streścić dosłownie w dwóch zdaniach. Keanu Reeves wciela się w policjanta, który stara się uratować pasażerów przemierzającego ulice Los Angeles autobusu. Grany przez Dennisa Hoppera szaleniec umieścił w nim ładunek wybuchowy, który zostanie zdetonowany, jeśli prędkość pojazdu spadnie poniżej 50 mil na godzinę. Tylko tyle i aż tyle.

„Speed” ani przez chwilę nie stara się być czymś więcej niż doskonałą, wysokooktanową rozrywką i wywiązuje się z tego zadania znakomicie. Prosta, oparta na ciągłym zagrożeniu i wyścigu z czasem fabuła została połączona z perfekcyjną realizacją. W rezultacie otrzymaliśmy film, który pomimo upływu lat pozostaje świeży i ekscytujący. Zwłaszcza na tle miałkich, przepełnionych CGI akcyjniaków, jakimi Hollywood raczy nas nieustannie.

„Speed” był pierwszym filmem wyreżyserowanym przez Jana de Bonta – uznanego operatora, który pracował przy takich filmach jak „Polowanie na Czerwony Październik”, Nagi Instynkt” czy „Szklana Pułapka”. Swoją dotychczasową rolę powierzył tym razem Andrzejowi Bartkowiakowi, który jak zwykle wykonał świetną robotę. Dynamiczne ujęcia połączył w całość montażysta John Wright, który został za swoją pracę nominowany do Oscara i uhonorowany nagrodą BAFTA.

Świetnie dobrana obsada i wzorowa realizacja to tylko jedne z elementów, które zdecydowały o sukcesie filmu. Równie istotną rolę odegrał scenariusz, który pomimo swojej prostoty zachował doskonały balans między powagą i humorem. Jego autorem był Graham Yost, ale z będącego skarbnicą wiedzy dla wszystkich fanów „Speed” podcastu „50 MPH” można dowiedzieć się, że studio zatrudniło też tzw. script doctorów. Jednym z nich był okryty ostatnio nie najlepszą sławą Joss Whedon. Zdaniem wielu to właśnie on nadał scenariuszowi odpowiedni ton i miał odpowiadać za ok. 90 procent finalnych dialogów. Nie został jednak uwzględniony w napisach końcowych, o co bez powodzenia zabiegał. Graham Yost nie podważał wkładu Whedona w dialogi, ale nie zmienia to faktu, że to właśnie on jest odpowiedzialny za koncepcję filmu i jego wątki fabularne.

Kosztujący 30 mln dolarów „Speed: Niebezpieczna prędkość”  zarobił na całym świecie ponad 350 mln dolarów. Ugruntował pozycję Keanu Reevesa i był przełomowym momentem w karierze Sandry Bullock. Nic dziwnego, że Hollywood szybko upomniało się o sequel mający kierować się zasadą „więcej, mocniej, szybciej”. Niestety w przypadku wydanego w 1997 r. „Speed 2: wyścig z czasem” wszystko poszło nie tak. Pomimo powrotu Jana de Bonta i Sandry Bullock oraz wielokrotnie większego budżetu, filmowi w żaden sposób nie udało się powtórzyć sukcesu jedynki.  Zabrakło pomysłu, świeżości i Keanu Reevesa, który jako jedyny z całej trójki wyczuł, że zamiana pędzącego autobusu na monumentalny, powoli płynący w kierunku brzegu statek pasażerki nie może zakończyć się dobrze.

O kolejnym sequelu jak na razie nic nie słychać, ale światełko w tunelu jest. We wspomnianym podcaście „50 MPH” zarówno Keanu Reeves, jak i Sandra Bullock zadeklarowali, że chętnie spotkaliby się na planie kolejnej części.


Przełomowe role gwiazd

W świecie kina zdarza się, że aktorzy osiągają prawdziwą sławę i uznanie dopiero w późniejszym wieku. Przykłady takich artystów pokazują, że talent i determinacja mogą przynieść sukces niezależnie od etapu kariery.

James Brolin

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Josh Brolin (@joshbrolin)

James Brolin zyskał rozpoznawalność już jako nastolatek dzięki występowi w kultowym „The Goonies” z 1985 roku. W żaden sposób nie udawało mu się jednak przekuć tego występu w aktorską karierę z prawdziwego zdarzenia. Było całkiem blisko, bo znalazł się w finale do głównej roli w serialu 21 Jump Street, która jednak ostatecznie przypadła Johnnemu Deppowi. Na prawdziwą trampolinę do kariery musiał poczekać aż do 2006 roku, kiedy to zdobył rolę w doskonałym „To nie jest kraj dla starych ludzi” braci Coen. Film stał się wielkim sukcesem artystycznym i komercyjnym, otwierając dobiegającemu czterdziestki Brolinowi drogę do zasłużonej kariery.

Glen Powell

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Glen Powell (@glenpowell)

Jeszcze do niedawna, pomimo całkiem sporego dorobku aktorskiego, rozchwytywany dziś Glen Powell wcale nie oceniał swojej kariery jako udanej. Grywał głównie epizody i mniejsze role, a jego sytuacja była na tyle trudna, że przed wielkim przełomem groziło mu bankructwo. Tym przełomem był oczywiście występ w „Top-Gun: Maverick” – filmie, który okazał się oszałamiającym sukcesem komercyjnym i artystycznym. Chociaż Powell nie zagrał głównej roli, to jego popis okazał się na tyle elektryzujący, że aktor błyskawicznie stał się jednym z najgorętszych nazwisk w Hollywood. Obecnie na premierę czeka aż pięć produkcji z jego udziałem.

Pedro Pascal

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Pedro Pascal he/him (@pascalispunk)

Pedro Pascal jest obecny na ekranie od ponad 20 lat, ale mogłoby się wydawać, że do czasu pamiętnego występu w „Grze o Tron” zwyczajnie ukrywał się przed widzami. Zaczął od krótkiego występu w serialu „Buffy: Postrach wampirów”, pojawił się w kilku innych serialach i… ledwo wiązał koniec z końcem. Do tego stopnia, że regularnie musiał korzystać z pomocy finansowej przyjaciółki po fachu, Sarah Paulson. Podczas występu w „Grze o Tron” Pascal zbliżał się już do czterdziestki, ale doskonale wykorzystał swoją szansę. Jego nabierającą rozpędu karierę umocniły role w „Narcos” i „Mandalorianie”. Po występie w „Last of Us” kariera aktora  wystrzeliła natomiast w kosmos, czyniąc z Pascala jeden z największych fenomenów współczesnego świata Hollywood.

Morgan Freeman

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Morgan Freeman (@morganfreeman)

Występujący w filmach od lat 60-tych Morgan Freeman stał się prawdziwą gwiazdą dopiero po pięćdziesiątce, a powszechną rozpoznawalność przyniosła mu rola w „Skazanych na Shawshank” z 1994 roku. Jego rosnącą popularność ugruntowało wydane rok później „Siedem” i nic już nie mogło zatrzymać reputacji Freemana jako jednego z najbardziej cenionych aktorów Hollywood. Od tego czasu wystąpił w kilkudziesięciu produkcjach, zgarniając m.in. Oscara za najlepszą rolę drugoplanową w „Million Dollar Baby”. Dziś, pomimo 86 lat na karku, aktor nadal gra w filmach, a na premierę czekają obecnie cztery produkcje z jego udziałem.

Bryan Cranston

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Bryan Cranston (@bryancranston)

Bryan Cranston otrzymał pierwszą naprawdę dużą rolę dopiero w wieku 44 lat, wcielając się w Hala – głowę nieco dysfunkcyjnej rodziny w kultowym serialu „Zwariowany świat Malcolma”. Dzięki swojemu występowi Cranston zyskał całkiem spore uznanie, ale zamykało się ono przede wszystkim w kręgach pasjonatów absurdalnego humoru. Na prawdziwy skok popularności aktor musiał poczekać do 2008 roku. To właśnie wtedy zadebiutował serial „ Breaking Bad”. Spektakularnie odgrywając rolę Waltera White’a Cranston przebił się do powszechnej świadomości, a jego kariera nabrała prawdziwego rozpędu – zdobył mnóstwo nagród, wystąpił w ponad 30 filmach i wielu serialach. Na premierę czekają obecnie cztery filmy z jego udziałem.


Darren Aronofsky został Polakiem

To już pewne – Darren Aronofsky oficjalnie otrzymał polskie obywatelstwo. Reżyser spełnił tym samym wolę swoich rodziców, którzy zawsze marzyli o tym, aby ich syn został kiedyś Polakiem.

Darren Aronofsky urodził się w Nowym Jorku, ale posiada polskie korzenie. Jego babcia była Polką i wyemigrowała wraz z częścią rodziny do Stanów Zjednoczonych. Rodzice Darrena również urodzili się za oceanem, ale najwyraźniej polskie pochodzenie przodków było dla nich niezwykle istotne. Obywatelstwo otrzymał nie tylko reżyser, ale też jego siostra, Patti.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Onet Kultura (@onetkultura)

Warto wspomnieć, że Aronofsky nie jest jedyną hollywoodzką gwiazdą, która postanowiła zostać naszym rodakiem. Wniosek o polskie obywatelstwo złożył też Jesse Eisenberg, który również ma polskich przodków i nie ukrywa, że odczuwa silną więź z krajem nad Wisłą.

Darren Aronofsky, którego możemy już oficjalnie nazywać polsko-amerykańskim filmowcem, zaliczył swój pełnometrażowy debiut reżyserski w 1998 roku. I był to debiut nie byle jaki, bo „Pi”, które można określić jako niskobudżetowy, surrealistyczny thriller matematyczny, zdobyło szerokie uznanie krytyków i publiczności. Aronofsky otrzymał nagrodę za najlepszą reżyserię na festiwalu w Sundance i na samym starcie kariery zyskał reputację twórcy innowacyjnego i bezkompromisowego.

Kosztujące zaledwie ok. 60 tys. dolarów „Pi” zarobiło na całym świecie ponad 3 mln dolarów i otworzyło Aronofsky’emu drzwi do większych produkcji. Chociaż późniejsze filmy reżysera często dzieliły krytyków i widownie, to trzeba przyznać, że zawsze były dziełami głośnymi, oryginalnymi i odznaczającymi się wyrazistym stylem wizualnym. Wystarczy wspomnieć „Requiem dla snu”, „Źródło”, „Czarnego Łabędzia” czy „Zapaśnika”.

Filmografia Aronofskyego zamyka się obecnie w ośmiu produkcjach, a ostatnim filmem reżysera jest „Wieloryb” z 2022 roku, który przyniósł Brendanowi Fraserowi Oscara za najlepszą rolę pierwszoplanową.

W tym roku premierę ma mieć najnowszy film Aronofsky’ego  – „Adrift”. To pierwszy horror w jego karierze, a zarazem adaptacja opowiadania Kōjiego Suzuki, autora cenionego „Kręgu”. Na planie reżyser ponownie spotkał się w Jaredem Leto, z którym współpracował blisko 25 lat temu kręcąc znakomite „Requiem dla snu”.


Kinowe premiery czerwca

Kolejny miesiąc to kolejne premiery, które nie mogą umknąć uwadze kinomanów. Wybraliśmy dla Was kilka czerwcowych nowości, które zdecydowanie warto mieć na celowniku planując chwilę wytchnienia w przestronnej, klimatyzowanej sali kinowej.

Bad Boys: Ride or Die

Nie da się ukryć, że Will Smith lepiej zapracował sobie na reputację złego chłopca pamiętnym występem na oscarowej gali, niż we wszystkich częściach Bad Boys razem wziętych. Nie zmienia to faktu, że nadchodząca kontynuacja zapoczątkowanej w 1995 r. serii jest sporym wydarzeniem. W przeciwieństwie do wielu mało udanych powrotów, poprzednia odsłona spotkała się z pozytywnym odbiorem widzów i krytyków, zarabiając na całym świecie ponad 420 mln dolarów. Tym razem Mike Lowrey i Marcus Burnett zmuszeni będą bronić nie tylko społeczeństwa, ale także własnej reputacji, ponieważ sami staną się osobami poszukiwanymi przez władze. Na stołkach reżyserskich ponownie zasiadają Adil El Arbi i Bilall Fallah, co daje szansę na kolejną dawkę udanej mieszanki akcji i komedii.

Premiera: 7 czerwca

W głowie się nie mieści 2

Kontynuacja jednej z najlepiej przyjętych animacji Pixara, którą z równym zainteresowaniem oglądały zarówno dzieci, jak i dorośli. Film chwalono m.in. za nowatorski koncept i umiejętne, a zarazem niezwykle przystępne przedstawienie złożoności ludzkich emocji. Bohaterką filmu ponownie jest Riley, ale tym razem jako nastolatka. A to oznacza, że w jej głowie pojawi się nowa emocja – przemawiająca głosem Mayi Hawke Niepewność. Reżyserem kontynuacji jest Kelsey Mann, a scenariusz, wspólnie z Johnem Zackiem, napisała Meg LeFauve, która pracowała również przy pierwszej części.

Premiera: 12 czerwca

The Watchers

Pełnometrażowy debiut reżyserski Ishany Shyamalan, która wyraźnie podąża śladami ojca, M. Night Shyamalana. A przynajmniej na to wskazuje tematyka jej pierwszego filmu, który łączy nastrojową atmosferę, grozę i nadprzyrodzone elementy. Dakota Fanning wciela się w kobietę, która utknęła w rozległym, tajemniczym lesie zlokalizowanym w zachodniej Irlandii. Kiedy wydaje się, że udało jej się znaleźć schronienie, okazuje się, że została uwięziona wraz z trzema innymi osobami. Cała grupa każdej nocy jest obserwowana i prześladowana przez tajemnicze stworzenia.

Premiera: 14 czerwca

Królestwo Zwierząt

Francuski film science-fiction przedstawiający świat opanowany przez tajemniczą epidemię. W jej następstwie część ludzi doznaje genetycznych mutacji, które przekształcają ich w hybrydowe stworzenia, noszące w sobie cechy ludzkie i zwierzęce. Takie osoby traktowane są jako zagrożenie i umieszczane z specjalnych, odizolowanych ośrodkach. W filmie śledzimy losy zdesperowanego ojca, który wspólnie z nastoletnim synem próbuje uratować żonę transportowaną do jednego z takich przybytków. Reżyserem i współscenarzystą obrazu jest laureat Cezara Thomas Cailley, a w obsadzie znaleźli się m.in. Romain Duris, Paul Kircher oraz Émile Marindaze,

Premiera: 14 czerwca

Egzorcyzm

Wygląda na to, że po występie w „Egzorcyście papieża” Russell Crowe polubił się z sutanną i demonicznymi mocami. Wbrew pozorom nadchodzący film nie jest jednak sequelem produkcji z 2023 roku. Tym razem Crowe wciela się w udręczonego aktora, którego psychika zaczyna się rozpadać podczas kręcenia okrytego złą sławą horroru o zjawiskach nadprzyrodzonych. Jego zachowanie wzbudza obawy nastoletniej córki Lee (Ryan Simpkins), która zastanawia się, czy wraca on do swoich dawnych nałogów, czy też w grę wchodzi coś znacznie bardziej złowieszczego.

Premiera: 21 czerwca

Ciche miejsce: Dzień pierwszy

Długo wyczekiwany prequel udanej serii o niedobitkach ludzkości zmagających się z monstrami wyczulonymi na najmniejszy nawet dźwięk. Film przedstawi same początki tajemniczej inwazji, a na ekranie nie zobaczymy nikogo z dotychczasowej obsady. Również John Krasinski, który reżyserował dwie poprzednie części, ograniczył się tym razem do roli współscenarzysty i producenta. Za kamerą stanął Michael Sarnoski, który nie ma na swoim koncie wielkiego dorobku, ale to właśnie on nakręcił docenioną przez krytyków „Świnię”, przywracając należny szacunek Nicholasowi Cage’owi. W filmie występują m.in. Joseph Quinn, Lupita Nyong’o, Djimon Hounsou i Alex Wolff.

Premiera: 28 czerwca


Długi marsz wreszcie rusza

Zdjęcia do długo oczekiwanej adaptacji powieści Stephena Kinga „Długi marsz” rozpoczną się w lipcu.

Projekt krąży po Hollywood od końca lat 80., ale dopiero w 2018 roku sprawy nabrały tempa, kiedy New Line Cinema nabyło prawa do książki. W tamtym czasie reżyserią miał zająć się André Øvredal („Ostatnia podróż Demeter”, „Autopsja Jane Doe”), ale jak to bywa w przypadku wielu filmów, projekt nei wszedł do fazy produkcji.

W listopadzie 2023 roku ogłoszono, że reżyser „Igrzysk Śmierci”, Francis Lawrence, będzie kierował produkcją „Długiego marszu” i wygląda na to, że sprawy w końcu ruszyły z miejsca. Collider donosi, że główne zdjęcia mają rozpocząć się w lipcu tego roku, co oznacza, że ​​film może mieć premierę już w 2025. W momencie ogłoszenia dołączenia Lawrence’a do projektu, Joe Drake, przewodniczący Lionsgate Motion Picture Group, miał to do powiedzenia:

Kiedy cieszysz się twórczą współpracą i sukcesem, jaki odnieśliśmy pracując z Francisem, chcesz powtarzać to doświadczenie tak często, jak to możliwe. Nie moglibyśmy być bardziej podekscytowani wizją ponownej współpracy. To naprawdę niezrównany talent.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by movieweb (@movieweb)

Lawrence poświęcił się pracy przy filmach, których akcja rozgrywa się w dystopijnej przyszłości, co czyni go idealnym wyborem do ożywienia „Długiego marszu”. Oprócz „Igrzysk śmierci” reżyser znany jest także z pracy nad filmem „Constantine” (2005), a także adaptacją powieści Richarda Mathesona „Jestem Legendą” z 2007 roku, w której wystąpił Will Smith. Biorąc pod uwagę ponure założenia „Długiego marszu” i mieszankę skomplikowanych postaci, które prezentuje dzieło Kinga, Lawrence powinien czuć się jak w domu na fotelu reżyserskim. Sami zobaczcie, czytając oficjalne streszczenie „Długiego marszu”:

W dystopijnej Ameryce głównym źródłem rozrywki jest „Długi marsz”, podczas którego 100 nastoletnich chłopców maszeruje bez odpoczynku wzdłuż amerykańskiej trasy nr 1. Każdy piechur musi maszerować z prędkością powyżej czterech mil na godzinę. Jeśli zwolni poniżej tej wartości na 30 sekund, otrzyma ostrzeżenie, które zostaje skasowane, jeśli będzie szedł przez kolejną godzinę bez kolejnego ostrzeżenia. Jeśli jednak otrzyma trzy ostrzeżenia i będzie pozostawał w tyle przez 30 sekund, zostanie zastrzelony przez żołnierzy. Ostatni żyjący uczestnik marszu wygrywa dużą sumę pieniędzy i wybraną przez siebie „Nagrodę”.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by mashead2000 (@mashead2000)

Książka „The Long Walk”, opublikowana po raz pierwszy w 1979 r., została napisana przez Stephena Kinga pod pseudonimem Richard Bachman w czasie, gdy jego wydawca nie chciał nasycać rynku prawdziwym nazwiskiem pisarza. Dzięki hollywoodzkiemu podejściu historia ta dołącza do długiej listy innych dzieł Stephena Kinga, nad którymi obecnie trwają prace.

Inna historia Bachmana, „The Running Man”, która została po raz pierwszy zaadaptowana w 1987 roku z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej, doczekała się współczesnej adaptacji przez reżysera Edgara Wrighta, z Glenem Powellem, wcielającym się w rolę Bena Richardsa. Fani będą mieli także szansę powrotu do świata IT Stephena Kinga dzięki prequelowi HBO „Witamy w Derry”, w którym Andy Muschietti powróci do serii po wielkoekranowych adaptacjach powieści w 2017 i 2019 r.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by robotGEEK (@robotgeek)

Oprócz powyższych projektów Mike Flanagan – który niedawno został wybrany do wyreżyserowania kolejnego filmu z serii „Egzorcysta” – wypuści także swoją wersję „Życia Chucka” z Tomem Hiddlestonem w roli głównej, a Osgood Perkins („Długie nogi”, „Małgosia i Jaś”) planuje premierę „Małpy” w 2025 r. Obydwa filmy są adaptacją opowiadań Stephena Kinga.

Jeśli chodzi o rok 2024, w tym roku zostanie wydana tylko jedna adaptacja Kinga, a mianowicie „Salem’s Lot” Gary’ego Daubermana, która ma zadebiutować na platformie Max jeszcze w tym roku, a nie, jak początkowo sądzono, otrzymać premierę kinową.


Jak dobrze znasz MCU?

W MCU działo się, dzieje i dziać się będzie. Zanim zobaczymy, kogo zagra Giancarlo Esposito i jaką niespodziankę szykuje nam Rob McElhenney, zróbmy małą kartkówkę z historii uniwersum.


Kung Fu Panda: legenda, która trwa

Franczyza "Kung Fu Panda" to jedna z tych serii, która trafiła prosto w serca widzów na całym świecie, łącząc w sobie humor, akcję i doskonałą animację, a teraz możemy szykować się na jej piątą odsłonę.

Reżyser czwartej części „Kung Fu Pandy”, Mike Mitchell, niedawno podzielił się swoją wizją na temat piątej części. Po ośmiu latach przerwy od trzeciej odsłony, najdłuższej w historii serii, „Kung Fu Panda 4” na nowo rozpaliła pasję fanów do przygód Po. W wywiadzie dla ComicBook, Mitchell wyraził swoje niezachwiane zaangażowanie w rozwijanie narracji i akcji w przyszłych sequeli.

Mitchell zdradził:

Myślę, że niezależnie od wszystkiego, będziemy szli w coraz większe widowisko. Niezależnie od tego, czy pracuję nad tym, czy nie, jestem w kinie,  oglądam coraz lepsze rzeczy i czerpię inspirację.

Franczyza, której ostatni film przekroczył już 2 miliardy dolarów dochodów, umocniła swoją pozycję w świecie animacji. „Kung Fu Panda 4” zdobyła serca widzów i osiągnęła imponujące wyniki w box office, plasując się zaraz za „Diuną: Część druga” i „Godzilla x Kong: Nowe imperium”.

Oprócz głównego bohatera, Mitchell wskazał na bogactwo postaci w uniwersum „Kung Fu Pandy”, szczególnie na Niezwyciężoną Piątkę, których historie są gotowe do dalszej eksploracji:

Zrobiliśmy sobie krótką przerwę od Niezwyciężonej Piątki, ale wszyscy nie możemy się doczekać, aby zobaczyć, co oni robią i jakie mają plany. Jest tyle historii do opowiedzenia, mieliśmy tyle pomysłów, że nie daliśmy rady ich zmieścić w jednym filmie.

Nowy dodatek do obsady, Zhen, z głosem Awkwafiny, wprowadził świeży element do narracji. Szef animacji, Sean Sexton, widzi ogromny potencjał w tej nowej postaci, sugerując, że Zhen może stać się centralną postacią w przyszłych odsłonach.

Mitchell był zdeterminowany, aby przedstawić narrację godną bohaterstwa Po w czwartej części. W wywiadzie wyjaśnił, że czwarty film miał nie tylko bawić, ale także prowadzić postacie do nowych triumfów.

Kiedy produkowałem trzeci film, myśleliśmy, 'Wow, naprawdę to kończymy.’ Dlatego czwarta część zajęła tak długo docierała na duży ekran, nie zaczęliśmy, dopóki nie byliśmy pewni, że mamy odpowiednią historię. Chodziło nam o znalezienie tej idealnej opowieści, nie chcieliśmy odpowiadać kolejnej zanim nie mieliśmy pewności, że mamy coś, co rozwija Po, że On musi nauczyć się czegoś… naprawdę awansować na następny poziom.

Szukanie idealnej historii może oznaczać, że na kolejną część „Kung Fu Pandy” trzeba będzie jeszcze poczekać, ale jedno jest pewne – fani z niecierpliwością będą czekać na kolejną dawkę przygód z Po i jego przyjaciółmi.

Kung Fu Panda w skrócie

Kung Fu Panda (2008)
Pierwsza część serii wprowadza nas w świat Po – sympatycznego pandy z wielkim marzeniem o zostaniu mistrzem kung-fu. Po przez przypadek zostaje wybrany na legendarnego Wojownika Smoka, co powoduje niemałe zamieszanie. Film zdobył ogromną popularność, a jego oceny mówią same za siebie: na IMDb ma 7,6/10, a na Rotten Tomatoes świeci zieloną świeżością z wynikiem 87%.

Kung Fu Panda 2 (2011)
W drugiej części Po staje przed nowym wyzwaniem – tym razem musi zmierzyć się z Lordem Shenem, złym pawiem, który ma plany podbicia Chin. Film wprowadza więcej dramatyzmu i rozwija historię Po, który odkrywa swoje korzenie. Oceny są równie imponujące: IMDb daje 7,2/10, a Rotten Tomatoes przyznaje 81%.

Kung Fu Panda 3 (2016)
Po odkrywa swoje prawdziwe pochodzenie i spotyka swojego biologicznego ojca, co prowadzi go do sekretnej wioski pand. Musi jednak szybko odnaleźć się w roli nauczyciela i poprowadzić nowe pokolenie wojowników do walki przeciwko złowrogiemu Kai. Trzecia część również utrzymuje wysoki poziom: 7,1/10 na IMDb i 86% na Rotten Tomatoes.

Kung Fu Panda 4 (2024)
Czwarta odsłona przynosi kolejne niesamowite przygody Po i jego przyjaciół. Tym razem muszą stawić czoła nowym zagrożeniom, a Po musi nauczyć się, jak być mistrzem dla innych. Chociaż film dopiero co miał premierę, wstępne oceny sugerują, że fani nie będą rozczarowani: IMDb pokazuje 7,3/10, a Rotten Tomatoes daje solidne 83%.


Kto obstawiał emeryturę Hayao Miyazakiego?

Trudno nam było uwierzyć, że Hayao Miyazaki przechodzi na emeryturę i wygląda na to, że nie bez powodu.

Po odebraniu monumentalnej Złotej Palmy w imieniu Studia Ghibli, Goro Miyazaki (syn Hayao Miyazakiego) wygłosił odważne oświadczenie dotyczące obecnego stanu anime. Nagroda dla Ghibli jest pierwszą honorową Złotą Palmą przyznaną całemu studiu, a nie pojedynczej osobie. Thierry Frémaux, dyrektor Instytutu Lumière, otworzył ceremonię wręczenia nagród podczas Festiwalu w Cannes, mówiąc:

Jesteśmy tutaj wszyscy, ponieważ jesteśmy zauroczeni tą japońską animacją. A co za studio! Reprezentowane przez Gorō Miyazakiego, przedstawiam wam Studio Ghibli!

Goro Miyazaki wyszedł na scenę, aby odebrać nagrodę w imieniu studia.

Ghibli zostało założone 40 lat temu przez Hayao Miyazakiego, Isao Takahatę i Tokumę Shoten,

– powiedział Goro, zanim skierował większe uznanie dla wszystkich pracowników studia:

Mogą być największymi współtwórcami studia, ale chcę rozszerzyć tę nagrodę na wszystkie ciężko pracujące zespoły. To zaszczyt, który należy się wszystkim, którzy kochali nasze filmy: chciałbym podziękować wszystkim fanom Ghibli.

Podczas swojego przemówienia, Goro zapowiedział kolejny film swojego ojca i wyraził swoją opinię na temat obecnego stanu anime.

Myślę, że mój ojciec ma pomysły na nowy film pełnometrażowy. To go uszczęśliwiło. Ale wierzy, że złota era japońskiej animacji minęła i że nie ma już wiele nowego do zaoferowania.

Goro Miyazaki zakończył swoje przemówienie, mówiąc, że jego ojciec uważa, iż „ta nagroda symbolizuje koniec jego kariery.” Choć może to wydawać się smutne, emerytura nie jest niczym nowym dla legendarnego reżysera animacji. Do tej pory Hayao Miyazaki ogłaszał swoją emeryturę trzykrotnie, tylko po to, by powrócić do reżyserowania kolejnych projektów animowanych. Fani i najbliżsi łączą to z wyczerpaniem związanym z produkcją filmów animowanych, w której Miyazaki często uczestniczy, ręcznie rysując animacje.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Amr Soliman (@amrsoliman22)

Złota Palma jest drugą dużą nagrodą, jaką Ghibli zdobyło w tym roku. Ostatni film Miyazakiego, „Chłopiec i czapla,” zdobył tegoroczną Nagrodę Akademii za Najlepszy Film Animowany, co oznacza drugi raz, kiedy studio zdobyło tę statuetkę (pierwszy raz w 2003 r. za „Spirited Away”). Wiele osób uważało, że Miyazaki przejdzie na emeryturę po tym filmie. Jednak zarówno sam reżyser, jak i jego syn podczas przemówienia na Złotej Palmie, zasugerowali, że legenda japońskiej animacji może jeszcze powrócić z nowymi projektami.

Susan Napier, profesor studiów japońskich na Tufts University w USA, w rozmowie z The Guardian, uważa, że potrzeba o wiele więcej niż zmęczenia, aby odciągnąć Miyazakiego od tworzenia filmów animowanych. Napier powiedziała:

Myślę, że przejdzie na emeryturę, gdy nie będzie już w stanie trzymać ołówka. Ten człowiek nie został stworzony do emerytury. Jego praca jest najważniejszą rzeczą w jego życiu.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Pau ^^ (@shoujo.eds)

Miyazaki nie ujawnił, czym będzie jego następny projekt, ani czy w ogóle istnieje, chociaż krążą plotki, że będzie to krótkometrażowy film. Miyazaki słynie z trzymania swoich pomysłów w tajemnicy, dopóki nie są w pełni zrealizowane. W rozmowie z Yahoo Japan, Goro Miyazaki ujawnił, że jego ojciec uważa nawet niektórych swoich animatorów za „rywali”. Goro powiedział:

Nie powie nikomu [o swoich planach, przyp. red.]. Nigdy nikomu nie powie. Nawet w tym wieku, wszyscy animatorzy wokół niego są jego rywalami, niezależnie od tego, czy są młodsi od niego, czy to pracownicy, którzy go wspierają, czy są wewnątrz, czy poza firmą.


Poznamy historię Golluma

Peter Jackson ponownie odwiedzi Śródziemie w "The Lord of the Rings: The Hunt for Gollum".

Ponad dekadę po zakończeniu pracy nad trylogią „Hobbit”, która sama powstała dekadę po jego przełomowej trylogii „Władca Pierścieni”, Jackson ma wyprodukować nowy film, który skupi się na jednej z najbardziej ikonicznych, lecz najmniej zbadanych postaci – Gollumie.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by Gollum (@gollum.gram)

Powrót znanych twórców i aktorów

„The Hunt for Gollum” jest pierwszym filmem w nowej odsłonie franczyzy od Warner Bros. Oprócz powrotu Jacksona i scenarzystki Philippy Boyens, do franczyzy wraca również Andy Serkis, którego kariera nabrała tempa po jego roli Golluma/Smeagola w oryginalnej trylogii. Tym razem Serkis wcieli się w rolę reżysera. Decyzja o powrocie do franczyzy i wyborze tematu filmu była dla Jacksona oczywista. W rozmowie z Deadline powiedział:

Postać Golluma/Sméagola zawsze mnie fascynowała, ponieważ Gollum odzwierciedla najgorsze cechy ludzkiej natury, podczas gdy jego strona Sméagola jest, można powiedzieć, całkiem sympatyczna. Myślę, że łączy się on z czytelnikami i widzami, ponieważ każdy z nas ma w sobie coś z obu tych postaci. Naprawdę chcemy zgłębić jego przeszłość i te części jego podróży, których nie mieliśmy czasu omówić w wcześniejszych filmach.

Jackson wyraził również entuzjazm związany z reżyserią Serkisa:

Andy był wspaniałym współpracownikiem przy reżyserii drugiej jednostki na 'Hobbicie’. Ma energię, wyobraźnię i, co najważniejsze, wrodzone zrozumienie świata opowieści, które są potrzebne, aby ponownie wkroczyć do Śródziemia.

Chociaż na razie nie wiadomo, które postaci pojawią się w filmie, Jackson zapewnia, że inspirację czerpać będą z dzieł Profesora Tolkiena. Możliwe, że historia rozszerzy wątek pojmania i tortur Golluma przez orków Saurona, co było ledwie wspomniane w „Drużynie Pierścienia”.

Decyzja Jacksona, aby skupić się na Gollumie zamiast na innych popularnych postaciach, takich jak Gandalf czy Aragorn, świadczy o unikalnym podejściu do tej opowieści. „The Hunt for Gollum” pozwoli na zgłębienie losów tego nieszczęsnego hobbita, jednocześnie wprowadzając inne znane i lubiane przez fanów postaci – idealne połączenie dla wielbicieli Śródziemia.

Historia poszukiwań Golluma przez Aragorna pochodzi z dodatków do „Władcy Pierścieni”, które szczegółowo opisują, gdzie w linii czasu Śródziemia miały miejsce konkretne wydarzenia. Jackson zasugerował, że ścieżki Golluma mogą krzyżować się z innymi bohaterami opowieści.

Trylogia „Władcy Pierścieni” Petera Jacksona była przełomowa na wiele sposobów, wprowadzając do Hollywood nową klasę gwiazd filmowych. Świat Śródziemia to niemal gwarantowany sukces finansowy, a decyzja Warner Bros. o kontynuacji pracy nad tą franczyzą nie jest zaskakująca. Podczas gdy Amazon Prime Video przygotowuje się do premiery drugiego sezonu „The Rings of Power” jeszcze w tym roku, jasno widać, że jest miejsce na więcej niż jedną opowieść z „Władcy Pierścieni”. Jeśli słowa Davida Zaslava są prawdziwe, „The Hunt for Gollum” będzie jednym z wielu nowych projektów związanych z LOTR, które pojawią się w nadchodzących latach.


Festiwal w Cannes wystartował

Dziś wystartowało jedno z najbardziej oczekiwanych wydarzeń w świecie kina, czyli 77. Festiwal Filmowy w Cannes. Jak co roku na miłośników filmowych wrażeń czeka zacięta rywalizacja o Złotą Palmę, konkurs Un Certain Regard oraz cały szereg premierowych i specjalnych pokazów.

Wśród filmów walczących o Złotą Palmę znalazło się m.in. najnowsze dzieło Francisa Forda Coppoli, czyli głośne i intrygujące „Megalopolis”, które reżyser sfinansował z własnych środków. Hollywoodzkie kino reprezentują także „Anora” w reżyserii Seana Bakera oraz „Oh, Canada” Paula Schradera. Nie zabraknie też „Rodzajów życzliwości” („Kinds of Kindness”), czyli najnowszej produkcji Yorgosa Lanthimosa, u którego ponownie wystąpili Emma Stone i Willem Dafoe. W rywalizacji weźmie ponadto udział Paolo Sorrentino ze swoim nowym filmem „Parthenope” oraz David Cronenberg z „The Shrouds”.

Chociaż Polska nie ma w tym roku oficjalnego reprezentanta walczącego o Złotą Palmę, to jednak w rywalizacji znalazło się miejsce na rodzimy akcent. Jest nim „Dziewczyna z Igłą” („Pigen med nålen”) Magnusa von Horna, będąca kooprodukcją Danii, Polski i Szwecji.

Wszystkie filmy rywalizujące o Złotą Palmę w Konkursie Głównym:

„All We Imagine as Light”, reż. Payal Kapadia

„Anora”, reż. Sean Baker

„The Apprentice”, reż. Ali Abbasi

„Beating Hearts”, reż. Gilles Lellouche

„Bird”, reż. Andrea Arnold

„Caught by the Tides”, reż. Jia Zhangke

„Dziewczyna z igłą”, reż. Magnus von Horn

„Emilia Pérez”, reż. Jacques Audiard

„Grand Tour”, reż. Miguel Gomes

„Limonov: The Ballad”, reż. Kiriłł Sieriebriennikow

„Marcello Mio”, reż. Christophe Honoré

„Megalopolis”, reż. Francis Ford Coppola

„The Most Precious of Cargoes”, reż. Michel Hazanavicius

„Motel Destino”, reż. Karim Aïnouz

„Oh, Canada”, reż. Paul Schrader

„Parthenope”, reż. Paolo Sorrentino

„Rodzaje życzliwości”, reż. Yorgos Lanthimos

„The Seed of the Sacred Fig”, reż. Mohammad Rasoulof

„The Shrouds”, reż. David Cronenberg

„The Substance”, reż. Coralie Fargeat

„Three Kilometres to the End of the World”, reż. Emanuel Pârvu

„Wild Diamond”, reż. Agathe Riedinger

 

Laureata Złotej Palmy poznamy 25 maja, czyli ostatniego dnia festiwalu. O tym, kto otrzyma nagrodę zdecyduje jury pod przewodnictwem Grety Gerwig. Poza nią zasiadają w nim Eva Green, Ebru Ceylan, Lily Gladstone, Nadine Labaki, Juan Antonio Bayona, Pierfrancesco Favino, reżyser Hirokazu Koreeda oraz Omar Sy.

 

W ubiegłym roku Złotą Palmę otrzymała „Anatomia upadku” w reżyserii Justine Triet.

Poza Konkursem Głównym ważną i nieodzowną częścią festiwalu jest konkurs „Un Certain Regard”, który wprowadzono na stałe do jego programu w 1978 roku. Sekcja powstała z myślą o promowaniu nowatorskich, eksperymentalnych oraz niekonwencjonalnych dzieł filmowych, które wyróżniają się oryginalnością formy czy tematyką. W tegorocznej odsłonie konkursu weźmie udział 18 produkcji.

Wszystkie filmy zakwalifikowane do konursu „Un Certain Regard”:

„The Shameless”, reż. Konstantin Bojanov

„The Village Next to Paradise”, reż. Mo Harawe

„Flow”, reż. Gints Zilbalodis

„Ljosbrot” (When The Light Breaks), reż. Runar Runarsson

„Vingt Dieux” (Holy Cow), Louise Courvoisier

„Norah”, reż. Tawfik Alzaidi

„Le Procès Du Chien” (Dog On Trial), reż. Lætitia Dosch

„Les Damnés” (The Damned), reż. Roberto Minervini

„Viet and Nam”, reż. Truong Minh Quý

„Gou Zhen” (Black Dog), reż. Guan Hu

„Le Royaume” (The Kingdom), Julien Colonna

„September Says”, reż.  Ariane Labed

„Santosh, reż. Sandhya Suri

„L’histoire De Souleymane”, reż. Boris Lojkine

„On Becoming A Guinea Fowl”, reż. Rungano Nyoni

„Boku No Ohisama” (My Sunshine), reż. Hiroshi Okuyama

„Niki”, reż. Celine Satellette

„Armand”, reż. Halfdan Ullmann Tondel