
Dzień jest krótki, za oknem szaro, a termometry w Polsce nie rozpieszczają. To ten moment w roku, kiedy wyjście z domu staje się wyzwaniem, a kaloryfer najlepszym przyjacielem. Paradoksalnie, to właśnie teraz najlepiej ogląda się produkcje, w których śnieg, lód i mróz grają pierwsze skrzypce.
Dlaczego? To prosta psychologia – nic tak nie poprawia komfortu cieplnego we własnym salonie, jak widok Leonardo DiCaprio walczącego o życie w lodowatej rzece. Oto subiektywne zestawienie filmów, które sprawią, że docenisz ciepłą herbatę jak nigdy wcześniej.
1. „Pojutrze” (The Day After Tomorrow) – mróz jako superzłoczyńca
Klasyka kina katastroficznego od Rolanda Emmericha. Choć nauka w tym filmie „wzięła wolne”, a tempo zamarzania Nowego Jorku łamie wszelkie prawa fizyki, to wciąż jeden z najlepszych „guilty pleasures” na jesienne wieczory. Sceny, w których bohaterowie uciekają przed „zimnem” goniącym ich korytarzem, bawią i trzymają w napięciu jednocześnie. Idealny wybór na niezobowiązujący seans, gdy chcesz zobaczyć Statuę Wolności w wersji deep freeze.
2. „Zjawa” (The Revenant) – survival totalny
Jeśli narzekasz na chłód w drodze do pracy, pomyśl o Hugh Glassie. Alejandro González Iñárritu stworzył dzieło, które niemal fizycznie boli podczas oglądania. Surowość krajobrazów, wszechobecne błoto i śnieg oraz słynna scena z koniem sprawiają, że widz mimowolnie naciąga koc wyżej pod brodę. To kino, które nie tyle się ogląda, co współodczuwa.
3. „Coś” (The Thing) – zimno i paranoja
Antarktyda, stacja badawcza i… gość z kosmosu, który potrafi być każdym. John Carpenter w 1982 roku udowodnił, że izolacja i mróz to doskonałe tło dla horroru. Tutaj zimno odcina drogę ucieczki, potęgując klaustrofobię. Śnieżyca za oknem stacji nie jest tylko zjawiskiem pogodowym, ale ścianą więzienia. Po tym seansie każda zamieć za oknem wyda się podejrzana.
4. „Śnieżne Bractwo” (Society of the Snow) – prawdziwa walka o życie
Hit Netfliksa sprzed kilkunastu miesięcy (premiera styczeń 2024) wciąż robi ogromne wrażenie. Historia katastrofy w Andach opowiedziana przez J.A. Bayonę to nie tylko survival, ale przede wszystkim studium ludzkiej determinacji. W przeciwieństwie do hollywoodzkich blockbusterów, tutaj mróz jest cichym, ale zabójczym przeciwnikiem. Film trudny emocjonalnie, ale piękny wizualnie i dający do myślenia.
Ciekawostka: reżyser kręcił część scen w prawdziwych warunkach w Sierra Nevada, aby aktorzy autentycznie trzęśli się z zimna.
5. „Fargo” – krew na śniegu
Na koniec klasyka od braci Coen. Śnieżna Minnesota, dziwaczne akcenty, czarny humor i zbrodnia, która wymyka się spod kontroli. Biały puch jest tu wszędzie, kontrastując z makabrycznymi wydarzeniami na ekranie. „Fargo” to dowód na to, że zima w filmie nie musi oznaczać tylko walki o przetrwanie – może być też tłem dla jednej z najlepszych czarnych komedii w historii kina.
Nie ma lepszego sposobu na walkę z listopadową chandrą niż bezpieczny dystans do ekranowych mrozów. Wybierz jeden z powyższych tytułów, przygotuj gorący napój i ciesz się faktem, że twoim największym problemem jest co najwyżej chłodna podłoga, a nie niedźwiedź grizzly czy kosmiczny pasożyt.
