Kolejna odsłona kultowej serii „Martwe Zło” jest coraz bliżej. Prace na planie filmu „Evil Dead Burn” oficjalnie się zakończyły. Informacja pojawiła się w mediach społecznościowych, a serwis Bloody Disgusting udostępnił krótkie wideo zza kulis.

Materiał jest krótki, ale treściwy – pokazuje brutalną i krwawą scenę, dając jasno do zrozumienia, że nowa część nie będzie brała jeńców. Co najważniejsze, film otrzymał oficjalną datę premiery: 24 lipca 2026 roku.

Sukces „Przebudzenia” wiatrem w żagle franczyzy

Wyznaczenie daty premiery na środek sezonu letniego to wyraźny sygnał, że Warner Bros. ma ogromne zaufanie do franczyzy. Zazwyczaj ten okres zarezerwowany jest dla największych hitów gatunkowych. Trudno się dziwić tej decyzji, biorąc pod uwagę finansowy sukces „Martwe Zło: Przebudzenie” (Evil Dead Rise), który stał się najbardziej dochodowym filmem w całej serii.

Warto przypomnieć, że „Przebudzenie” pierwotnie miało trafić prosto na platformę HBO Max. Dopiero entuzjastyczne reakcje na pokazach testowych przekonały studio do zmiany strategii i wprowadzenia filmu do szerokiej dystrybucji kinowej. Podobny los spotkał niedawno film „Obcy: Romulus” (Alien: Romulus), który również miał być produkcją streamingową (dla Hulu), a ostatecznie trafił do kin, osiągając sukces i otwierając drogę do sequela.

Nowa krew także za kamerą

Reżyserem „Evil Dead Burn” jest Sébastien Vaniček, który napisał scenariusz wspólnie z Florentem Bernardem. Zaangażowanie Vanička to kontynuacja strategii producenta wykonawczego, Sama Raimiego, polegającej na wyszukiwaniu świeżych talentów w świecie horroru. Raimi był podobno pod ogromnym wrażeniem debiutanckiego filmu Vanička, czyli „Robactwo” (Infested).

Seria „Martwe Zło” po raz kolejny udowadnia, że jest nie tylko stałym punktem w gatunku horroru, ale także trampoliną dla młodych twórców, którzy mogą zaprezentować swoje umiejętności w ramach dużej produkcji.

Na razie nie wiadomo jeszcze, jak „Burn” będzie fabularnie powiązany z „Przebudzeniem”. Najprawdopodobniej będzie to jednak historia niezależna, a seria zmierza w kierunku formatu antologii, gdzie każdy film opowiada osobną historię osadzoną w tym samym uniwersum.

Krótki fragment zza kulis udostępniony przez Bloody Disgusting (a następnie oficjalny profil serii) potwierdza jedno: Vaniček nie zamierza rezygnować z brutalności i gore, które stały się znakiem rozpoznawczym „Martwego Zła”.

Privacy Preference Center