
W ostatnich latach komedia romantyczna stała się w kinie gatunkiem nieco zapomnianym. Dominacja superbohaterskich widowisk, mrocznych dramatów i skomplikowanych seriali sprawiła, że proste historie o dwójce ludzi, którzy w końcu odnajdują się w szczęśliwym finale, straciły na popularności.
Po długim okresie posuchy wydaje się, że gatunek ten przeżywa swoisty renesans i choć nowa fala komedii romantycznych chętnie nawiązuje do sentymentów i formuł z przeszłości, jednocześnie wprowadza własne, mocno współczesne rozwiązania. Pytanie, czy to faktyczny powrót „złotej ery”, czy raczej jej nowa, zmodernizowana wersja?
Zasady, które stworzyły legendy
Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy najpierw przyjrzeć się temu, co stanowiło o sile komedii romantycznych w latach 80. i 90. Była to era, w której gatunek ten kwitł, a takie filmy jak „Kiedy Harry poznał Sally…” z 1989 roku stały się ponadczasowymi klasykami. Sukces produkcji Roba Reinera nie polegał na rewolucyjnym pomyśle, ale na doskonałym wykonaniu znanej formuły. Film, choć oparty na prostym pytaniu: „Czy mężczyzna i kobieta mogą być przyjaciółmi?”, urzekał dzięki kilku kluczowym elementom.
Po pierwsze, dialogi. Scenariusz Nory Ephron był pełen błyskotliwych, naturalnych i zapadających w pamięć wymian zdań. To właśnie dzięki nim, a nie wielkim, spektakularnym wydarzeniom, budowano emocjonalną więź z bohaterami. Po drugie, chemia między odtwórcami głównych ról. Meg Ryan i Billy Crystal stworzyli jedną z najsłynniejszych par w historii kina, a ich interakcje wydawały się autentyczne. Po trzecie, tempo i konstrukcja opowieści. „Kiedy Harry poznał Sally…” to historia o powolnym, organicznym rozwoju uczuć, gdzie napięcie rodziło się z niepewności, a nie z oczywistych, fabularnych twistów. Scena, w której Sally udaje orgazm w restauracji, stała się ikoną nie tylko z powodu humoru, ale też dlatego, że idealnie podsumowywała charakterystykę relacji bohaterów.
Ta era dała nam również inne niezapomniane tytuły, takie jak „Bezsenność w Seattle”, „Notting Hill” czy „Masz wiadomość”. Każdy z nich, choć miał swoją unikalną historię, opierał się na podobnym fundamencie: dobrze napisanych bohaterach, emocjonalnej podróży i satysfakcjonującym, często opatrzonym wielkim gestem, zakończeniu.
Gdzie podziały się romanse?
W okolicach 2010 roku komedie romantyczne zaczęły powoli znikać z kinowych afiszów. Powody były złożone. Wzrost popularności kina akcji, superprodukcji i poważniejszych gatunków odwrócił uwagę widowni. Komedie romantyczne stały się ofiarami własnego sukcesu – na rynku pojawiło się tak wiele generycznych i powtarzalnych tytułów, że widzowie stracili nimi zainteresowanie. Formuła przestała być świeża, a historie o kolejnym przypadku pomyłki i niespodziewanym romansie zaczęły nużyć.
Platformy streamingowe początkowo podtrzymywały gatunek, produkując setki tanich, często schematycznych filmów, które rzadko jednak zyskiwały większy rozgłos. Komedia romantyczna stała się kinem domowym, odległym od wielkiego ekranu i statusu kulturowego fenomenu.
Nowa fala i sentyment do przeszłości
Obecnie sytuacja wygląda inaczej, a renesans gatunku stał się faktem. Nowe produkcje, takie jak film „Tylko nie ty” z 2023 roku, pokazują, że komedia romantyczna może znów być kasowym sukcesem. Klucz do tego tkwi w umiejętnej żonglerce elementami z przeszłości i nowymi rozwiązaniami.
„Tylko nie ty” to film, który jest świadom swojej genezy. Cała jego konstrukcja opiera się na popularnym w latach 90. schemacie „enemies to lovers” oraz na motywie udawanego związku, by osiągnąć jakiś cel. Podobnie jak klasyki, stawia na mocną chemię między głównymi bohaterami – w tym przypadku Sydney Sweeney i Glenem Powellem. Ich wspólne sceny, pełne ciętych ripost i fizycznego humoru, stanowią o sile tej produkcji.
Jednak nowa fala rom-comów to coś więcej niż tylko kalka. Nowe produkcje są znacznie bardziej bezpośrednie i pozbawione typowej dla filmów sprzed lat „niewinności”. Sex i intymność nie są już czymś, co dzieje się dopiero w finale. W „Tylko nie ty” relacja zaczyna się od jednej nocy, a seksualna chemia jest od początku jednym z głównych motorów napędowych fabuły. Dialogi, choć często zabawne, bywają też znacznie ostrzejsze i bardziej dosłowne.
Nowoczesne komedie romantyczne to także filmy, które korzystają z dobrodziejstw popkultury i mediów społecznościowych. Scena, w której bohaterowie śpiewają utwór „Unwritten” Natashy Bedingfield, stała się viralem na TikToku. To właśnie ten moment, łączący nostalgię za wczesnymi latami 2000. z nowoczesnym sposobem dystrybucji, pomógł w promocji filmu. To pokazuje, że powrót gatunku jest możliwy, ale wymaga dostosowania do współczesnej widowni.
Zmienione podejście do relacji międzyludzkich
Ewolucja komedii romantycznych najlepiej widoczna jest w sposobie przedstawiania relacji. Klasyki takie jak „Kiedy Harry poznał Sally…” skupiały się na emocjonalnej podróży i procesie odkrywania uczuć. Ich bohaterowie najpierw musieli zrozumieć, że są dla siebie stworzeni, a fizyczna bliskość była często kulminacją tego procesu.
W nowych produkcjach, takich jak „Tylko nie Ty” czy nawet netflixowe „Do wszystkich chłopców, których kochałam”, schematy są inne. Relacje często zaczynają się od „friends with benefits” lub są „udawanymi związkami”. Bohaterowie mierzą się z innymi problemami – karierą, presją społeczną, a także z obawami, które są typowe dla pokolenia, które dorastało w erze mediów społecznościowych. Nowe rom-comy nie boją się być też bardziej otwarte – w „Tylko nie Ty” wątek zdrady pojawia się na początku, co mocno odróżnia go od „niewinnych” konfliktów z przeszłości.
Nowe komedie romantyczne starają się więc zaoferować coś więcej niż tylko powtórkę z rozrywki. Przykładem jest tu także „Bilet do raju”, w którym George Clooney i Julia Roberts powracają do ról, które uczyniły ich ikonami gatunku. Film ten gra na nostalgii i pokazuje dojrzałą relację, jednocześnie stawiając na nowoczesne rozwiązania i komedię sytuacyjną, a nie tylko na sam romans.
Dlaczego ta nostalgia jest tak ważna?
Powrót do „złotej ery” jest możliwy dzięki uniwersalnemu, a jednocześnie intrygującemu sentymentowi. W dobie, kiedy kino często serwuje mroczne i skomplikowane historie, komedia romantyczna oferuje coś, czego widzowie potrzebują: eskapizm, optymizm i poczucie, że wszystko skończy się dobrze. To gatunek, który w swojej naturze jest pocieszający i prosty. Nowe produkcje, czerpiąc z klasycznych schematów, zyskują gotowy, sprawdzony przepis na sukces.
Z drugiej strony, jest to też odzwierciedlenie tego, co w kinie jest ponadczasowe. Doskonałe dialogi, błyskotliwe żarty, a przede wszystkim naturalna chemia między aktorami – to elementy, które sprawiają, że filmy z lat 90. są oglądane do dziś. Nowa fala komedii romantycznych udowadnia, że można je przenieść na współczesny grunt, dodając im nową dynamikę i świeżość.
Czy zatem złota era komedii romantycznych powraca? Z pewnością gatunek przeżywa ponowny rozkwit, ale nie jest to powrót w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nowe produkcje czerpią z nostalgii i sprawdzonych formuł, ale jednocześnie wprowadzają nowe zasady, które odpowiadają na potrzeby współczesnej widowni. Relacje są bardziej skomplikowane, język bardziej bezpośredni, a media społecznościowe odgrywają w nich swoją rolę. To nie jest ta sama „niewinność”, co w „Kiedy Harry poznał Sally…”, ale to wciąż to samo uniwersalne pragnienie, by zobaczyć na ekranie szczęśliwą historię miłosną.