Jutro, 11 listopada, Polska po raz kolejny będzie świętować rocznicę odzyskania niepodległości. To właśnie tego dnia, w 1918 roku, po 123 latach zaborów, nasz kraj powrócił na mapę Europy. Choć jest to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski, to zastanawiające, jak niewiele miejsca poświęciło mu rodzime kino. Czy to możliwe, że tak przełomowy moment w dziejach narodu nie znalazł odpowiedniego odzwierciedlenia na wielkim ekranie?
Polska kinematografia ma długą tradycję opowiadania o najważniejszych momentach naszej historii. Powstania, wojny, przełomowe wydarzenia społeczne – wszystkie doczekały się wielu interpretacji filmowych. Paradoksalnie jednak, sam moment odzyskania niepodległości, te kluczowe dni listopada 1918 roku, wciąż czekają na swoje pełnoprawne miejsce w historii polskiego kina.
Nieliczne próby
Jedną z nielicznych prób zmierzenia się z tematem był serial „Polonia Restituta” (1980) w reżyserii Bohdana Poręby. Ta monumentalna produkcja, składająca się z sześciu odcinków, próbowała uchwycić złożoność procesu odzyskiwania niepodległości. Szczególnie cenny jest ostatni odcinek, pokazujący kulisy powrotu Józefa Piłsudskiego z Magdeburga i przejmowania władzy w listopadzie 1918 roku. Film, mimo pewnej dozy patosu charakterystycznego dla tamtej epoki, pozostaje jedną z najbardziej kompleksowych prób filmowego opisania tego przełomowego momentu.
Znacznie nowszą propozycją jest „Piłsudski” (2019) Michała Rosy, z Borysem Szycem w roli głównej. Film, choć koncentruje się głównie na wcześniejszym okresie życia Marszałka, kończy się właśnie w momencie odzyskania niepodległości. Rosa pokazuje te wydarzenia z perspektywy osobistej, przez pryzmat relacji Piłsudskiego z najbliższymi współpracownikami i rodziną. To interesujące spojrzenie, choć wciąż pozostawiające pewien niedosyt, jeśli chodzi o szerszy kontekst historyczny.
Często słyszymy, że wydarzenia listopada 1918 roku są zbyt skomplikowane, by pokazać je w przystępnej formie filmowej. Mówi się o trudności w uchwyceniu równoległych wydarzeń w różnych częściach kraju, o problemach ze znalezieniem dramaturgicznego punktu ciężkości czy o wyzwaniach produkcyjnych związanych z odtworzeniem realiów epoki. Jednak światowa kinematografia udowadniała wielokrotnie, że takie przeszkody można pokonać. Wystarczy spojrzeć na „Lincolna” Spielberga, który mistrzowsko pokazał złożoność procesu politycznego, czy „Dunkierkę” Nolana, gdzie równoległe wątki stworzyły spójną całość. Nawet kwestie budżetowe nie muszą być przeszkodą – brytyjski „Darkest Hour” udowodnił, że kluczowe momenty historii można pokazać, koncentrując się na kilku dniach i ograniczonej liczbie lokacji.
W ostatnich latach pojawiły się jednak nowe możliwości opowiedzenia tej historii. Narodowe Centrum Kultury wraz z Filmoteką Narodową prowadzą zakrojony na szeroką skalę projekt digitalizacji materiałów archiwalnych z okresu odzyskania niepodległości. Te bezcenne nagrania, poddane koloryzacji i restauracji cyfrowej, pokazują autentyczny obraz tamtych dni. Powstają też interaktywne projekty wykorzystujące technologię VR, pozwalające „przenieść się” do Warszawy z listopada 1918 roku. Szczególnie warto wspomnieć o projekcie „Niepodległa VR”, który pozwala widzom doświadczyć atmosfery pierwszych dni wolności.
Film dokumentalny „Niepodległość” (2018) Krzysztofa Talczewskiego udowodnił, że temat można pokazać w sposób nowatorski i angażujący. Wykorzystując starannie odrestaurowane i pokolorowane materiały archiwalne, reżyser stworzył poruszający obraz narodzin II Rzeczypospolitej. Sukces tego dokumentu pokazuje, że historie z listopada 1918 roku wciąż mają potencjał, by poruszać współczesnych widzów.
Być może właśnie teraz, gdy zbliżamy się do kolejnych rocznic odzyskania niepodległości, nadszedł czas na wielką produkcję fabularną, która wreszcie opowie tę historię z rozmachem i głębią, na jakie zasługuje. Historia listopada 1918 roku ma wszystko, czego potrzebuje wielkie kino: dramaturgię, wyrazistych bohaterów i moment dziejowego przełomu. Pozostaje mieć nadzieję, że polski film wreszcie po nią sięgnie.