Rok 1999 zdecydowanie nie był na to gotowy. Z głębi króliczej nory wyłonił się film, który nie tylko został ikoną popkultury, ale zupełnie odmienił też sposób, w jaki postrzegamy science-fiction i kino akcji. Mowa o "Matrixie", epokowym dziele, które świętuje właśnie 25. urodziny.

Fabułę „Matrixa” osadzono w futurystycznym świecie, gdzie ludzkość została zniewolona przez maszyny i żyje w stworzonej przez nie iluzji. Pojawia się jednak Neo (Keanu Reeves) – wybraniec, który staje przed zadaniem obalenia nowego porządku. Ten zarys historii nie pokazuje jeszcze epokowej siły „Matrixa”, która tkwi przede wszystkim w świeżych pomysłach i aspektach realizacyjnych. Film rodzeństwa Wachowskich wprowadził cały szereg nowatorskich standardów wizualnych i narracyjnych, które bez dwóch zdań zrewolucjonizowały kino. Nie popadł przy tym w tanie efekciarstwo, dostarczając widzom doskonale zbalansowaną mieszankę akcji, science-fiction i skłaniających do refleksji wątków filozoficznych.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez New Beverly Cinema (@newbeverly)

W 1999 roku zastosowane w filmie efekty specjalne wgniatały w fotel i trzeba przyznać, że do dziś robią wrażenie. Podobnie jak rewolucyjne ujęcia kamery, „bullet time” czy dynamiczne, okraszone świetną muzyką walki. Aby wypaść przekonująco, uczestniczący w nich aktorzy przeszli kilkumiesięczne, wyczerpujące treningi, co nie było wówczas powszechnym standardem. Ogromną wagę przywiązano też do wizualnej stylizacji, w której nic nie pozostawiono przypadkowi. Składały się na nią m.in. kadry skąpane w charakterystycznej zieleni, kostiumy czy nawet gesty i sposób poruszania się postaci.

Znakiem rozpoznawczym „Matrixa” była też zielona plansza ze spadającymi symbolami, czyli tzw. cyfrowy deszcz. Dla wielu fanów punktem honoru stało się wtedy posiadanie na komputerze nawiązującego do niej wygaszacza ekranu lub chociażby statycznej tapety. Motyw cyfrowego deszczu pojawił się także w kontynuacjach „Matrixa” i stał się na tyle charakterystyczny, że często porównuje się go do napisów otwierających każdą z odsłon Gwiezdnych Wojen. Przez długi czas znaczenie słynnego ciągu znaków stanowiło zagadkę, ale w końcu została ona rozwiązana. Okazało się jednak, że nie mamy tutaj do czynienia z żadnym zakodowanym przesłaniem czy filozoficznym traktatem. Na cyfrowy deszcz składają się… przepisy na sushi, zapisane w trzech japońskich systemach: hiragana, katakana i kanji.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez cinema_nut (@cinema_nut)

Po premierze Matrixa, pomijając powszechny zachwyt, pojawiały się też głosy, że film nie jest aż tak oryginalny, jak mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać. A to za sprawą szeregu zapożyczeń z wielu istniejących już dzieł kultury, jak chociażby z kultowego anime „Ghost in the Shell” czy teorii symulakrów Jeana Baudrillarda. Sami twórcy zawsze podkreślali jednak, że czerpali inspirację z istniejących utworów i źródeł, łącząc je w unikalny sposób.

Kolejne odsłony Matrixa również zapisały się w kanonie kina science-fiction, ale nie udało im się zdobyć tak wysokiego uznania, jakim do dziś cieszy się pierwowzór. Powodów było wiele. Sequele wprowadziły bardziej skomplikowaną i filozoficzną, ale zarazem nieco rozmydloną fabułę. Były też filmami znacznie mniej kameralnymi, co wpłynęło negatywnie na ich tempo i spójność. Chociaż również oferowały widowiskowe sceny akcji, to nie miały szans na wniesienie takiego stopnia świeżości i nowatorstwa, jak pionierska pod względem technologii filmowej i efektów specjalnych jedynka.

Ostatnim filmem z serii jest „Matrix Zmartwychwstania” nakręcony w 2021 w reżyserii Lany Wachowski.