
Jeśli myśleliście, że światowe kino akcji może spać spokojnie bez swojego najbardziej stoickiego bohatera, byliście w błędzie. Steven Seagal, człowiek, który z jednej miny uczynił znak firmowy, a czarne kimono zamienił na taktyczne kamizelki (ewentualnie czarne garnitury w rozmiarze XXL), wraca na ekrany. Tym razem w produkcji o dumnie brzmiącym tytule „Order of the Dragon”.
Powrót króla klasy B
Wiadomość o nowym projekcie spadła na fanów niespodziewanie, niczym cios aikido wymierzony w nadgarstek niczego niepodejrzewającego zbira. Za zamieszanie odpowiada reżyser Vjekoslav Katusin, który za pośrednictwem mediów społecznościowych podzielił się radosną nowiną. Steven Seagal wcieli się w postać Masona Rykera.
Kim jest Mason Ryker? To ostatni żyjący członek i przywódca tytułowej organizacji „Order of the Dragon”. Brzmi tajemniczo, a synopsis sugeruje, że moralność bohatera może ulec niespodziewanej przemianie. Jednak udostępnione zdjęcia z planu uspokajają purystów – Seagal robi tam dokładnie to, czego się od niego oczekuje. Nosi czarny garnitur, wygląda groźnie i pacyfikuje oponentów, prawdopodobnie nie wykonując przy tym zbyt wielu gwałtownych ruchów.
Reżyser nie kryje entuzjazmu, pisząc o „przytłaczającym popycie” na ten film. Trudno zweryfikować, czy popyt ten generują fani kina kopanego, czy koneserzy memów, ale Katusin zapewnia:
Nie mogę się doczekać, aż wszyscy doświadczycie 'Order of the Dragon’.
Harmonia ducha kontra rzeczywistość planu
Steven Seagal to postać, która w Hollywoodzkiej encyklopedii zajmuje miejsce gdzieś pomiędzy „ikoną lat 90.” a „chodzącą kontrowersją”. Karierę rozpoczął z przytupem w 1988 roku filmem „Nico” (Above the Law), szybko stając się twarzą kina, w którym problemy rozwiązywało się łamaniem kończyn.
Jednak z biegiem lat aura tajemniczego mistrza aikido zaczęła nieco gęstnieć. Kariera aktora od dawna pozostaje w cieniu poważnych oskarżeń o niewłaściwe zachowania seksualne. Mimo że wiele kobiet formalnie oskarżyło gwiazdora, ten konsekwentnie utrzymuje, że jest niewinny, i jak dotąd unika konsekwencji prawnych.
Równie ciekawie wygląda zderzenie filozofii aikido – sztuki walki promującej harmonię i wykorzystywanie siły przeciwnika dla wspólnego dobra – z relacjami z planów filmowych. Byli współpracownicy, kaskaderzy, a nawet inne gwiazdy Hollywood, wielokrotnie wspominali o „drobnych niesnaskach”. Okazuje się, że dążenie do harmonii w wydaniu Seagala często wiązało się z agresywnym zachowaniem i dość specyficznym podejściem do współpracy zespołowej.
Czekając na premierę
Jeśli zastanawiacie się, czy „Order of the Dragon” przywróci Stevenowi Seagalowi dawną chwałę, czy stanie się kolejną perłą w koronie kina „tak złego, że aż dobrego”, zaryzykujemy odpowiedź już teraz – to drugie. Myśliliśmy, że Stevena Seagala mamy już z głowy, ale widocznie dopóki istnieją czarne płaszcze i statyści gotowi na widowiskowy upadek po delikatnym dotknięciu mistrza, aktor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
