
Długo kazano nam czekać na powrót do jednego z najbardziej upiornych miasteczek w popkulturze. Po sukcesie kinowych dylogii Andy’ego Muschiettiego, oczekiwania względem serialowego prequela były gigantyczne.
„It: Welcome to Derry” w końcu wylądowało na platformie Max. Jesteśmy po seansie otwierających odcinków i jedno jest pewne: czerwony balonik znów unosi się niebezpiecznie wysoko. Czy jednak format serialowy służy tej historii?
Bill Skarsgård to (znowu) MVP
Największą obawą przed premierą był powrót Billa Skarsgårda. Czy w innym formacie aktor będzie w stanie odtworzyć tę samą, zwierzęcą i nieprzewidywalną energię, która zdefiniowała Pennywise’a w 2017 roku? Odpowiedź brzmi: tak. Co więcej, serial daje mu więcej przestrzeni.
W kinie Pennywise był „potworem z szafy”, który wyskakiwał, by straszyć. W serialu, twórcy pozwalają sobie na budowanie grozy wokół samej jego obecności. Skarsgård bawi się tą postacią, balansując na granicy groteski i czystego koszmaru. Jego mimika, nawet pod warstwami charakteryzacji, wykonuje tytaniczną pracę. To nie jest powtórka z rozrywki – to pogłębienie psychopatycznej natury „Tańczącego Klauna”.
Derry jako główny bohater
Tytuł nie kłamie – to serial o miasteczku. Akcja osadzona w latach 60. (przed wydarzeniami z filmów i „Klubu Frajerów”) pozwala spojrzeć na Derry z innej perspektywy. To już nie tylko tło dla walki dzieciaków z potworem. Serial pokazuje, jak zło infekuje społeczność od środka.
Klimat lat 60. został oddany bezbłędnie – od muzyki, przez kostiumy, aż po specyficzną kolorystykę. Jednak pod tą barwną fasadą „American Dream” kryje się brud, rasizm i obojętność, którymi karmi się To. Twórcy, w tym Andy Muschietti (odpowiedzialny za reżyserię pilota), świetnie budują atmosferę niepokoju. Derry śmierdzi zepsuciem, nawet gdy na ekranie nie ma klauna.
Horror w odcinkach? To działa
Przeniesienie struktury horroru Kinga na format serialowy wyszło produkcji na dobre. Filmy musiały pędzić od jednego jump scare’a do drugiego. Serial „Welcome to Derry” ma czas na „slow burn” – powolne budowanie napięcia.
Sceny grozy są dłuższe, bardziej klaustrofobiczne i często oparte na suspensie, a nie tylko na nagłym hałasie. Widać tu budżet HBO – efekty praktyczne mieszają się z CGI na bardzo wysokim poziomie, a brutalność (zgodnie z kategorią wiekową) nie jest cenzurowana. To zdecydowanie produkcja dla dorosłych widzów.
Wstępny werdykt: warto
„IT: Welcome to Derry” na starcie broni się jako samodzielna produkcja, a nie tylko dodatek do filmów. Rozszerzenie mitologii, pokazanie genezy klątwy (choć tu twórcy stąpają po kruchym lodzie, by nie odrzeć tajemnicy z magii) i świetna obsada sprawiają, że jest to jedna z najmocniejszych premier końcówki 2025 roku.
