
Jutro Dzień Dziecka. Czas radosnych zabaw, beztroskich chwil I TRAUMY.
Jeśli widząc sarenkę albo słysząc utwór TSA zaczynasz się niekontrolowanie trząść, gratuluję – na pewno widziałeś jedną z poniższych bajek.
Klasyki, które bolały: Disney i sztuka łamania serc
Studio Walta Disneya przez dekady uchodziło za synonim familijnej rozrywki najwyższej próby. Mimo to, jego twórcy nie stronili od poruszania trudnych tematów, często serwując młodym widzom pierwsze, bolesne lekcje o stracie, smutku i złożoności świata. Te filmowe doświadczenia, choć bolesne, dla wielu stały się nieświadomym przygotowaniem do konfrontacji z realiami życia.
Bambi (1942)
Film Bambi, opowieść o małym jelonku dorastającym w lesie, dla wielu pokoleń stał się niemal synonimem pierwszej filmowej traumy. Scena śmierci matki Bambiego, choć przedstawiona niezwykle subtelnie – bez epatowania przemocą, jedynie poprzez strzał i przejmujące wołanie osamotnionego jelonka – wywarła ogromny wpływ na młodych widzów. Jej siła tkwiła w ukazaniu bezradności małego bohatera, jego nagłego osamotnienia i pierwszego, brutalnego zderzenia z nieuchronnością śmierci oraz okrucieństwem świata zewnętrznego. Ta scena jest często przywoływana jako jeden z pierwszych momentów, w których dziecko za pośrednictwem fikcji styka się z tematem śmierci rodzica, co czyni ją swoistym, choć bolesnym, rytuałem przejścia. Pustka i smutek, które pozostawia ta scena, rezonują w widzach na długo po seansie, podkreślając, jak wielką moc ma film w kształtowaniu wczesnych emocjonalnych doświadczeń.
Król Lew (1994)
Ponad pół wieku po Bambi, Disney ponownie sięgnął po motyw utraty rodzica, tym razem w Królu Lwie. Śmierć Mufasy, ojca małego Simby, to scena, która wstrząsnęła młodą widownią. W odróżnieniu od Bambiego, tutaj strata jest wynikiem nie anonimowego zagrożenia, lecz świadomej zdrady i manipulacji ze strony Skazy, brata Mufasy. Trauma Simby jest pogłębiona przez narzucone mu poczucie winy za śmierć ojca, co czyni jego los jeszcze bardziej tragicznym. Skaza, kierowany narcystycznymi pobudkami i żądzą władzy, nie tylko zabija brata, ale także próbuje pozbyć się bratanka, co wprowadza do dziecięcej opowieści motywy znane z antycznych tragedii. Ta wielowarstwowość emocjonalnego ciosu – żałoba połączona z poczuciem winy i zdradą ze strony bliskiego krewnego – sprawia, że scena ta jest wyjątkowo druzgocąca i psychologicznie złożona jak na film dla dzieci.
Galeria Disnejowskich strachów: od złowrogich czarownic po mroczne kotły
Utrata rodzica to nie jedyny sposób, w jaki filmy Disneya potrafiły wywołać niepokój. Wiele produkcji zawierało postaci i sceny, które budziły autentyczny lęk, często dzięki mistrzowskiemu połączeniu warstwy wizualnej i dźwiękowej.
W filmie Śpiąca Królewna (1959) postać Diaboliny (Maleficent) sama w sobie była uosobieniem zła. Jednak szczególnie zapadająca w pamięć okazała się scena, w której zahipnotyzowana Aurora podąża za złowrogim, zielonym światłem, prowadzona przez czarownicę ku wrzecionu, a wszystkiemu towarzyszy niepokojąca, narastająca muzyka. Ten moment, pełen napięcia i fatalizmu, dla wielu dzieci był źródłem prawdziwych dreszczy.
Podobnie w Królewnie Śnieżce i siedmiu krasnoludkach (1937), pierwszej pełnometrażowej animacji Disneya, scena transformacji złej królowej w odrażającą wiedźmę, czy też pełna grozy ucieczka Śnieżki przez mroczny, pełen czyhających niebezpieczeństw las, potrafiły skutecznie przestraszyć.Te obrazy, choć dziś mogą wydawać się archaiczne, w swoim czasie stanowiły szczyt możliwości animacji w kreowaniu atmosfery grozy.
Nie można zapomnieć o Dzwonniku z Notre Dame (1996), gdzie postać sędziego Claude’a Frollo, jego obsesyjna żądza i fanatyzm religijny, a zwłaszcza sekwencja pieśni „Ogień piekielny” z wizualizacjami płomieni i potępionych dusz, stanowiły niezwykle mroczny i dojrzały element w filmie kierowanym do młodszej publiczności.
Z kolei Taran i Magiczny Kocioł (1985) to jedna z najmroczniejszych produkcji Disneya, często wymieniana jako film, który posunął się za daleko w epatowaniu grozą. Postać Rogatego Króla, jego armia nieumarłych powstała z magicznego kotła i ogólna, ponura atmosfera filmu sprawiły, że dla wielu młodych widzów seans był doświadczeniem przerażającym.
Siła tych scen często wynikała nie tylko z samej narracji, ale z umiejętnego budowania napięcia poprzez obraz i dźwięk. Disneyowscy animatorzy i kompozytorzy potrafili stworzyć niezwykle sugestywne sekwencje, gdzie niepokojące wizualizacje (jak zielony ogień Diaboliny czy piekielne wizje Frollo) łączyły się z mroczną, wwiercającą się w pamięć muzyką, tworząc wielozmysłowe doświadczenie strachu, które omijało racjonalne filtry i trafiało wprost w dziecięce emocje.
Polskie podwórko grozy: Piszczałka i wilcza armia
Polskie kino familijne ma na swoim koncie równie przerażające produkcje.
Przyjaciel wesołego diabła (1986) to film, którego tytułowy bohater, Piszczałka, miał być postacią pozytywną i zabawną. Jednak jego kudłaty wygląd, charakterystyczne widły i nieprzewidywalne zachowanie dla wielu dzieciaków epoki PRL-u i transformacji stały się źródłem lęku. Mimo że Piszczałka pomagał głównemu bohaterowi, jego diaboliczna natura i wygląd, przypominający nieco przerośniętego, słowiańskiego Muppeta, budziły raczej strach niż sympatię. Film zawierał także inne niepokojące elementy, jak olbrzymy czy pająk strzelający laserami, co dodatkowo potęgowało wrażenie obcowania z czymś dziwnym i potencjalnie groźnym.
Akademia Pana Kleksa (1983) , choć generalnie jest barwną i pełną fantazji opowieścią, zawiera jedną scenę, która na trwałe zapisała się w pamięci wszystkich dzieci epoki PRL-u. Chodzi oczywiście o słynny „Marsz Wilków” – najazd armii wilków na bajkowe królestwo. Nagła zmiana tonu filmu z radosnego i magicznego na mroczny i brutalny była dla młodych widzów szokująca. Maszerujące w rytm ciężkiej, rockowej muzyki zespołu TSA wilki o czerwonych, mechanicznych oczach, pojawiające się wśród płomieni i dymu, do dzisiaj wywołują dreszcze.
Mroczne perełki animacji: historie nie dla każdego dziecka
Poza głównym nurtem kina dziecięcego istnieją animacje, które świadomie lub nie, przekraczały granice tego, co uznawane jest za odpowiednie dla najmłodszych. Są to często filmy artystycznie wartościowe, ale niosące ze sobą potężny ładunek mroku i egzystencjalnego niepokoju.
Chirin no Suzu (Dzwoneczek Chirin) (1978) to japońska animacja, która stanowi doskonały przykład takiego dzieła. Film rozpoczyna się w stylu przypominającym klasyczne produkcje Disneya – poznajemy uroczego, niewinnego baranka Chirina, żyjącego beztrosko u boku matki. Ta sielanka zostaje jednak brutalnie przerwana, gdy wilk zabija matkę Chirina. Od tego momentu film dokonuje gwałtownego zwrotu w stronę mrocznej opowieści o zemście. Chirin, pałający żądzą pomszczenia matki, postanawia uczyć się od samego wilka, jak stać się silnym i bezwzględnym. Jego transformacja z łagodnego baranka w potężnego, przerażającego barana-zabójcę jest szokująca. Zmienia się nie tylko jego wygląd, ale i cała paleta barw filmu, przechodząc od jasnych, ciepłych kolorów do ciemnych, zimnych odcieni, co doskonale oddaje wewnętrzną przemianę bohatera. Ten film nie ma happy endu, nie oferuje łatwych odpowiedzi ani pocieszenia, a fakt, że produkcja ta w niektórych krajach otrzymała kategorię wiekową G (dla wszystkich widzów), do dziś budzi zdumienie i kontrowersje. Cały film można obejrzeć na platformie YouTube.
Watership Down (Wzgórze Królików) (1978) oraz The Plague Dogs (Psi Los) (1982) to dwie brytyjskie animacje oparte na powieściach Richarda Adamsa, które zasłynęły z bezkompromisowego ukazywania brutalności świata zwierząt. Wzgórze Królików opowiada o grupie królików uciekających ze swojej zagrożonej kolonii w poszukiwaniu nowego domu. Film nie szczędzi widzom scen walk, krwi, śmierci i wszechobecnego zagrożenia. Wizje jednego z bohaterów, Piątka, pełne są apokaliptycznych obrazów, a sam film skutecznie burzy stereotypowe wyobrażenie o „słodkich króliczkach”.
Z kolei The Plague Dogs to jeszcze mroczniejsza historia dwóch psów, które uciekają z laboratorium, gdzie poddawane były okrutnym eksperymentom. Ich wędrówka przez niegościnny świat, walka z głodem, ludzką nieufnością i prześladowaniem jest przejmująco smutna. Film ukazuje cierpienie zwierząt w sposób niezwykle realistyczny, a jego zakończenie jest niejednoznaczne i przygnębiające. Niektórzy określają tę produkcję mianem „emocjonalnej maszynki do mięsa”. Obie te animacje wywołują u widza poczucie bezsilności wobec cierpienia niewinnych istot, ukazując świat, w którym okrucieństwo jest wszechobecne i często systemowe, a ucieczka od niego wydaje się niemożliwa. Ten film jest tak traumatyzujący, że nawet oglądanie trailera dla wielu osób jest zbyt trudne.
Inne animacje z dreszczykiem: Pradawny Ląd (1988), Tajemnica IZBY (1982).
Warto również wspomnieć o innych produkcjach, które, choć może nie tak ekstremalne, również potrafiły wywołać silne emocje. Pradawny Ląd (oryg. The Land Before Time), film wyprodukowany m.in. przez Stevena Spielberga i George’a Lucasa, a wyreżyserowany przez Dona Blutha, przedstawiał kolejną poruszającą scenę śmierci matki małego dinozaura Liliputa (Littlefoota), która ginie, broniąc go przed tyranozaurem. Ta scena, podobnie jak w Bambi, była dla wielu dzieci pierwszym filmowym zetknięciem z tematem straty rodzica.
Don Bluth, twórca Pradawnego Lądu, zasłynął zresztą z animacji o poważniejszym i często mroczniejszym wydźwięku niż typowe produkcje Disneya z tamtego okresu. Jego wcześniejszy film, Tajemnica IZBY (oryg. The Secret of NIMH, w Polsce znany też pod tytułem Dzielna pani Brisby), opowiadał historię owdowiałej myszy starającej się ocalić swoje chore dziecko. Film cechował się bardziej złożoną fabułą, mroczniejszą atmosferą i realnym poczuciem zagrożenia, co wyróżniało go na tle innych bajek. Bluth nie bał się pokazywać w swoich filmach intensywnych emocji, realnego niebezpieczeństwa i wizualnej ciemności, co sprawiało, że jego dzieła, choć skierowane do rodzin, pozostawiały silne, czasem niepokojące wrażenie na młodych widzach.
Dlaczego te filmy tak mocno zapadły nam w pamięć?
W dzieciństwie odbiór świata, w tym fikcji filmowej, jest niezwykle intensywny. Emocje są przeżywane mocniej, a granica między tym, co na ekranie, a tym, co rzeczywiste, bywa jeszcze płynna. Dzieci bardzo silnie identyfikują się z bohaterami, zwłaszcza gdy są to inne dzieci, małe zwierzątka czy postacie budzące sympatię. Ich losy, radości i smutki, stają się niemal osobistymi doświadczeniami młodego widza. Dlatego śmierć matki Bambiego czy Mufasy odczuwana jest tak boleśnie – to strata kogoś bliskiego, z kim dziecko zdążyło nawiązać emocjonalną więź.
Filmy te często poruszały tematy tabu, rzadko obecne w codziennych rozmowach z dziećmi, takie jak śmierć, zdrada, okrucieństwo czy samotność. Dla wielu młodych widzów seans stawał się pierwszym, niekiedy szokującym, kontaktem z tymi trudnymi aspektami życia. Niezrozumienie skomplikowanych motywacji postaci, niejednoznaczne moralnie sytuacje czy brak szczęśliwego zakończenia mogły dodatkowo budzić niepokój i poczucie zagubienia.
Istotnym czynnikiem jest również subwersja oczekiwań. Animacja, zwłaszcza ta klasyczna, rysunkowa, jest kulturowo postrzegana jako medium bezpieczne, stworzone z myślą o najmłodszych. Kiedy więc ta forma – urocze postacie, bajkowa sceneria – zostaje wykorzystana do opowiedzenia historii mrocznej, brutalnej czy pełnej egzystencjalnego smutku, efekt jest potęgowany. To swoiste „nadużycie zaufania” wobec medium może być bardziej wstrząsające niż seans filmu, który od początku sygnalizuje swój straszny charakter. Dziecko, nie spodziewając się zagrożenia ze strony „bajki”, jest mniej przygotowane na przyjęcie trudnych treści.
Czy było warto?
Choć niektóre seanse z pewnością nie należały do przyjemnych, a wspomnienie pewnych scen do dziś wywołuje dreszcz, nie można zaprzeczyć, że były to doświadczenia w jakiś sposób formujące. Być może to właśnie dzięki nim, oglądanym w bezpiecznych warunkach domowego zacisza lub kina, wielu z nas po raz pierwszy zetknęło się z trudnymi emocjami, ucząc się je rozpoznawać i, z czasem, oswajać.
Te filmy mimo wszystko, wniosły coś do naszego rozwoju – czy to ucząc empatii wobec cierpienia innych, czy pokazując, że świat nie zawsze jest prosty i sprawiedliwy, a czasem trzeba stawić czoła przeciwnościom. Wspólne wspominanie tych „filmowych traum” ma dziś często wymiar nostalgiczny, stając się tematem rozmów i anegdot, łączącym pokolenia widzów, którzy dzielili podobne ekranowe lęki. To pokazuje, jak silnie kultura popularna, nawet w swoich bardziej mrocznych odsłonach, potrafi kształtować zbiorową pamięć.