„Nosferatu”, wybitna współczesna adaptacja klasycznego filmu F.W. Murnau z 1922 roku w reżyserii Roberta Eggersa, osiągnął znaczący sukces w 2024 roku. Film, który miał premierę w Boże Narodzenie, zarobił ponad 135 milionów dolarów, wyprzedzając znaczące premiery takie jak „Longlegs” czy „The Substance”.
Tym samym stał się najbardziej dochodowym horrorem roku, który nie był prequelem ani sequelem. Choć wciąż jest to remake, trudno mówić o braku oryginalności – mówimy tu przecież o przeróbce stuletniego filmu (nie licząc wersji Wernera Herzoga z 1979 roku).
Historia i dziedzictwo
„Nosferatu” z 1922 roku, będący luźną adaptacją klasycznego „Draculi” Brama Stokera (przerobionym wówczas z powodów prawnych), od dawna uznawany jest za jeden z najwybitniejszych horrorów wszech czasów. Remake z 2024 roku był projektem pasji dla Eggersa, którego pomysł na nową adaptację kiełkował w jego umyśle od czasu, gdy zaczął kręcić hollywoodzkie filmy, takie jak „Czarownica”. „Nosferatu” jest jego jedynym podejściem do istniejącego IP, co nie oznacza, że jest mniej oryginalny. W momencie pisania tego tekstu film utrzymuje 85% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i posiada etykietę Certified Fresh, która rzadko jest przyznawana horrorom.
Metodologia i podejście do historycznej dokładności
Robert Eggers wyjaśniał swoje podejście w rozmowie z MovieWeb:
Każdy pojedynczy element jest głęboko zbadany i przemyślany. Mocno pracuję nad tym, by być jak najbardziej zgodnym z historią.
Jego metoda działania zawsze opierała się na badaniach, dokładności i specyfice w budowaniu świata przedstawionego. Wiedział, że jego „Nosferatu” i hrabia Orlok muszą być wierni historycznemu folklorowi.
Wampiry z wczesnego folkloru bałkańskiego i słowiańskiego były chodzącymi, gnijącymi zwłokami, wizualnie bardziej podobnymi do filmowych zombie niż do przystojnego, eleganckiego, bladego Roberta Pattinsona.
– powiedział Eggers i nie da się ukryć, że wizja gnijących zwłok mocno kierowała reżyserem. Orlok w „Nosferatu” jest bowiem absolutnie odrażającą, wydającą się być zaledwie o krok od rozsypania się, kreaturą. Warto też zaznaczyć, że bohater Eggersa, charakterologicznie, nie otrzymał ani krzty człowieczeństwa, spełniając obietnicę reżysera, który na wiele miesięcy przed premierą filmu oznajmił, że przyszedł czas na powrót do prawdziwie przerażających wampirów. Przy okazji nie można zapomnieć o postaci Herr Knocka – odpowiednika Renfielda – który na wzór „Martwego zła”, czy japońskiego podejścia do życia pozagrobowego pokazuje, że bycie raz dotkniętym przez zło, pozostawia na Tobie niewymazywalne piętno. Podczas gdy znany nam np. z „Drakuli Brama Stokera” Renfield zachowywał resztki humanizmu, Herr Knock jest absolutnie szalonym i odpychającym osobnikiem, pogrążającym się w szaleństwie na niepojętą wręcz skalę.
Kontrowersje wokół wąsów i innych detali
Historycznie poprawne szczegóły wygrały niemal ze wszystkim w „Nosferatu”, nawet gdy Eggers wiedział, że niektóre detale mogą nie spodobać się części widowni:
Wąsy były absolutnie kluczowe. Rozumiem ludzi, którzy nie są nimi zachwyceni, bo spodziewali się czegoś bardziej przypominającego ikoniczną kreację Maxa Schreka, ale przy moim podejściu, bazującym na historii, nie ma absolutnie żadnej pieprzonej możliwości, w żadnej sytuacji, żeby ten facet nie miał wąsów. I to dotyczy też wszystkich jego ubrań, skomplikowanych butów, kapelusza – wszystko jest oparte na badaniach.
Biorąc pod uwagę, że wampiry nie istnieją, trudno mówić o „historycznej” dokładności. Co zatem motywowało decyzję o dodaniu Orlokowi zarostu? Eggers wyjaśnił:
Pytanie, które musiałem sobie natychmiast zadać, biorąc pod uwagę kim jest ten wampir, brzmiało: 'No cóż, jak właściwie wyglądałby martwy transylwański szlachcic?’ Dlatego oparliśmy rysy twarzy na pewnych elementach, które miały uczynić go przerażającym, męskim i szlachetnym.
Kino kontra badania historyczne
Mimo że Robert Eggers tworzy „świat”, ostatecznie tworzy też film, który ma bawić, i czasami trzeba wziąć pod uwagę pewne wymogi.
W wiktoriańskiej żałobnej odzieży z tego okresu nie byłoby w ogóle błyszczących elementów – mówił Eggers – ale ponieważ wiele tych ubrań miało być pokazywane w nocnej scenerii, musieliśmy być w stanie je zobaczyć. Więc to była jedna z rzeczy, które zostały zmienione, ale to tylko bardzo drobne szczegóły.
Eggers podzielił się też sytuacją, w której był „kuszony” do zejścia z prawilnie historycznej drogi:
Kostiumograf chciał, żeby kapelusz Orloka był jeszcze większy. Oczywiście, są takie przykłady. Powiedziałem jednak: 'Gdyby to była historia o węgierskich i wołoskich watażkach, gdyby każda inna postać miała gigantyczny futrzany kapelusz, moglibyśmy pójść tak daleko, ale ponieważ to jedyna postać, którą zobaczymy, musimy to ograniczyć’.
Główna bohaterka idealnie odnalazła się w pedantycznym stylu Eggersa, świetnie wykorzystując jego specyficzne podejście.
Próbowaliśmy zastosować historyczne fryzury, które były dokładne, ale też korzystnie wyglądały – wyjaśniał Eggers – ale Aaron Taylor Johnson zdecydowała się na dość ekstrawagancką z wiernych historycznie fryzur i obawialiśmy się, że to będzie za dużo. Finalnie jednak dzięki temu zyskała mocniejszą osobowość i fizyczność.
Wyniki finansowe i sukces komercyjny
Nic dziwnego, że wyniki „Nosferatu” w box office są imponujące. Film wyprzedził „Longlegs”, horror o seryjnym mordercy w reżyserii Osgooda Perkinsa z Nicolasem Cage’em i Maiką Monroe w rolach głównych. „Longlegs”, dystrybuowany przez NEON, zarobił 127 milionów dolarów przy budżecie produkcyjnym nieprzekraczającym 10 milionów. Film Eggersa był znacznie droższy – budżet produkcji wyniósł imponujące 50 milionów USD, jednak reżyserowi udało się stworzyć nie tylko niezapomniane wizualnie dzieło, ale też wisceralne wręcz doświadczenie z oglądania „Nosferatu”, który jeszcze długo po obejrzeniu pozostawia w widzach realny dyskomfort i niepokój.