Chociaż „Człowiek wilk” od Universal Pictures może być najbardziej wyczekiwanym filmem o wilkołakach ostatnich lat, warto zwrócić uwagę na „Wilkołaki” – nowy film akcji z elementami horroru w reżyserii Stevena C. Millera, którego premiera zaplanowana jest na 6 grudnia. Frank Grillo, jedna z gwiazd produkcji, opisuje ją jako połączenie „Nocy oczyszczenia” ze światem wilkołaków.

W czasach, gdy większość efektów specjalnych tworzona jest komputerowo, twórcy „Wilkołaków” postanowili wrócić do tradycyjnych rozwiązań. Lou Diamond Phillips, który w filmie wciela się w postać doktora Arandy, w wywiadzie dla MovieWeb nie krył zachwytu nad praktycznymi efektami specjalnymi.

Steven C. Miller i James C. Clayton to ludzie z tej samej gliny. To prawdziwi pasjonaci kina, a ja uwielbiam takich twórców – mówił Phillips. – Nie znoszę ludzi w branży, którzy są tu tylko po to, by produkować kolejne rzeczy albo liczyć pieniądze. Dla mnie ogromne znaczenie mają ci, którzy kochają kino i je tworzą.

Fabuła i realizacja

Fabuła filmu koncentruje się wokół utajonego genu w populacji, który pod wpływem światła superksiężyca zamienia ludzi w żądne krwi bestie. Phillips podkreśla wyjątkowość efektów specjalnych:

To co zobaczymy na ekranie, to efekt ciężkiej pracy kaskaderów, którzy pocili się w Puerto Rico podczas kręcenia tego filmu. Owszem, niektóre elementy zostały podrasowane komputerowo, ale Steven C. Miller to reżyser z planem, który wie czego chce i potrafi to zrealizować. Praca z takimi reżyserami to czysta przyjemność.

W ślady legendy

Podejście twórców „Wilkołaków” do praktycznych efektów specjalnych przywodzi na myśl kultowy już „American Werewolf in London” z 1981 roku. Film Johna Landisa przeszedł do historii kina za sprawą przełomowej sceny transformacji człowieka w wilkołaka, która do dziś uznawana jest za jedną z najlepszych tego typu sekwencji w historii.

Za efekty specjalne w filmie odpowiadał Rick Baker, który otrzymał za swoją pracę pierwszego w historii Oscara w kategorii „Najlepsza charakteryzacja”. Scena transformacji Davida Naughtona trwała zaledwie 2 minuty i 45 sekund, ale jej realizacja zajęła ekipie ponad sześć dni. Baker wraz z zespołem wykorzystał innowacyjny system mechanicznych i pneumatycznych protez, które pozwoliły na płynne pokazanie bolesnej przemiany człowieka w bestię.

Ciekawostką jest fakt, że niektóre z użytych w scenie rozwiązań były wówczas rewolucyjne – na przykład system wydłużania kończyn czy transformacja twarzy zostały zrealizowane za pomocą specjalnie zaprojektowanych, sterowanych pneumatycznie masek. By uzyskać efekt wydłużających się palców, Baker stworzył serię coraz dłuższych protez, które były wymieniane klatka po klatce. Cała sekwencja wymagała użycia 10 różnych masek i 7 kompletów sztucznych rąk.

By uzyskać realistyczny efekt pękającej skóry i wyrastającego futra, Baker opracował specjalną technikę wykorzystującą cienkie, lateksowe membrany wypełnione sztucznym owłosieniem. Pod wpływem ciśnienia powietrza membrany pękały w kontrolowany sposób, tworząc złudzenie przebijającego się przez skórę futra. Z kolei efekt wydłużającego się kręgosłupa osiągnięto dzięki systemowi teleskopowych prętów, które były stopniowo wysuwane spod protezy pleców aktora.

Szeroka dystrybucja

W czasach kiedy wiele podobnych produkcji trafia do ograniczonej dystrybucji, by po kilku tygodniach przenieść się na platformy streamingowe, „Wilkołaki” trafią do szerokiej dystrybucji dzięki Briarcliff Entertainment. Sam reżyser potwierdził to na platformie X, informując, że przedsprzedaż biletów ruszy 22 listopada.

To świetna wiadomość dla fanów gatunku, zwłaszcza że filmy o wilkołakach rzadko goszczą ostatnio na dużym ekranie. Sukces „Wilkołaków” może otworzyć drzwi dla innych niezależnych produkcji, dając im szansę na szerszą dystrybucję kinową zamiast bezpośredniego kierowania na platformy streamingowe.