Skąd bierze się nasza nieustająca fascynacja horrorami? Dlaczego tak chętnie siadamy w ciemnej sali kinowej, czy zalanym wyłącznie światłem z telewizora salonie, by przez kolejne dwie godziny drżeć ze strachu?

Rok 2024 już teraz można nazwać rokiem grozy dla kinomaniaków – i to w najlepszym znaczeniu tego słowa. „Nosferatu” Roberta Eggersa, „Immaculate” z Sydney Sweeney, „Dziewczyna, która żyła dwa razy” – kontynuacja „Czarnego telefonu”, „Alien: Romulus”, nowa odsłona „Egzorcysty” czy „A Quiet Place: Day One”. Fani strachu zacierają ręce!

 

View this post on Instagram

 

A post shared by life is a horror (@horrorish__)

Psychologowie twierdzą, że oglądanie horrorów to swego rodzaju trening emocjonalny. W bezpiecznych warunkach kinowej sali możemy doświadczyć skrajnych emocji, takich jak strach czy obrzydzenie. To pozwala nam lepiej radzić sobie z trudnymi sytuacjami w realnym życiu. Innymi słowy, horrory to siłownia dla naszych emocji!

Z kolei z perspektywy emocjonalnej, horrory oferują nam potężną dawkę adrenaliny. Uczucie ulgi i euforii po zakończeniu seansu można porównać do tego, czego doświadczają miłośnicy sportów ekstremalnych. To naturalny „haj”, którego nasz mózg po prostu uwielbia doświadczać.

Kulturowo horrory pełnią rolę współczesnych baśni dla dorosłych. Tak jak dawniej opowieści o złych czarownicach i okrutnych trollach uczyły dzieci moralności, tak dziś horrory często poruszają ważne społeczne tematy. Weźmy na przykład „Uciekaj!” Jordana Peele’a, który w mistrzowski sposób opowiada o rasizmie.

Społecznie, horrory pozwalają nam również na wspólne przeżywanie strachu. Oglądanie filmu grozy w grupie przyjaciół to doskonała okazja do zacieśniania więzi. W końcu nic tak nie łączy, jak wspólne krzyki podczas seansu!

Gatunki a powody

A co z konkretnymi podgatunkami horrorów? Body horror, jak filmy Davida Cronenberga, fascynują nas, bo dotykają naszych najgłębszych lęków związanych z ciałem i jego przemianą. To swego rodzaju konfrontacja z naszą śmiertelnością i kruchością fizyczną.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by life is a horror (@horrorish__)

Slashery z kolei, choć często krytykowane za schematyczność, dają nam poczucie kontroli. Oglądając grupę nastolatków uciekających przed zamaskowanym mordercą, mimowolnie zastanawiamy się, co sami byśmy zrobili w takiej sytuacji. To swego rodzaju mentalna gra w „przetrwaj lub zgiń”.

 

View this post on Instagram

 

A post shared by life is a horror (@horrorish__)

Horrory found footage, jak „Blair Witch Project”, grają na naszej potrzebie autentyczności. W dobie mediów społecznościowych i wszechobecnych kamer, ten styl opowiadania wydaje się szczególnie przekonujący i bliski naszemu codziennemu doświadczeniu.

Jak widać, powodów, dla których kochamy horrory, jest wiele. Czy to chęć przeżycia kontrolowanego strachu, potrzeba adrenaliny, czy zainteresowanie społecznymi metaforami – gatunek ten ma coś do zaoferowania każdemu widzowi.

A tymczasem, czekając na kolejne premiery, może warto sięgnąć po klasyki? W końcu nic tak nie poprawia humoru, jak dobry strach! Kto wie, może następnym razem, oglądając „Lśnienie”, zauważycie coś, czego wcześniej nie dostrzegliście? Bo z horrorami jest jak z dobrym winem – im starsze, tym lepiej smakują. I straszą!